DEVIN HANEY ZNÓW POBIŁ KAMBOSOSA I OBRONIŁ 4 PASY MISTRZOWSKIE!

Redakcja, Informacja własna

2022-10-16

Devin Haney (29-0, 15 KO) po raz drugi z rzędu pokonał twardego George'a Kambososa (20-2, 10 KO) i obronił tytuł bezdyskusyjnego mistrza świata wagi lekkiej.

Australijczyk nauczony doświadczeniami nie chciał tym razem dać się ustawić jabem rywala i od razu podkręcił tempo. Dużo jego ciosów pruło powietrze, ale tuż przed końcem pierwszej rundy trafił mocnym prawym sierpowym. Ale już po przerwie oglądaliśmy podobny scenariusz z pierwszej walki, czyli Amerykanin kąsał lewym prostym, a gdy Australijczyk atakował, on wciągał go na kontrę z prawej ręki.

W trzecim starciu przewaga Haneya była już miażdżąca. Najpierw trafił lewym sierpowym z doskoku, a potem trzy razy z rzędu po lewym prostym trafiał bitym ze skrętem prawym krzyżowym na głowę. A miejscowy bohater wszystko przyjmował. Nieco bardziej wyrównane były kolejne trzy minuty. Kambosos trafił nawet ładnym lewym sierpowym, ale i ten odcinek przegrał, bo zainkasował kilka kontr Haneya.

Mijały kolejne minuty, Kambosos robił co mógł, zmieniał pozycje, próbował boksować, agresywnie atakować, jednak nieustannie wpadał na mocne bomby znacznie szybszego Haneya. Na półmetku wydawało się, że bezdyskusyjny mistrz wagi lekkiej może pokusić się nawet o czasówkę.

Reprezentant gospodarzy wrócił nieoczekiwanie dobrą rundą ósmą rundą, po której Haney wracał do narożnika z pękniętym prawym łukiem brwiowym. Ale w dziewiątej odsłonie już także Kambosos obficie krwawił lewego łuku, wszystko przez kilka bezpośrednich prawych championa. W dziesiątej Kambosos znów był w strasznych tarapatach, ale dzielnie dotrwał do przerwy. Po niej nieco spuścił z tonu, ale w ostatniej rundzie znów ambitnie zaatakował. Bez większych strat dla mistrza, który kontrolował to, co działo się pomiędzy linami.

Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 119:109 (Leszek Jankowiak) i dwukrotnie 118:110 - wszyscy oczywiście na korzyść Amerykanina.