PAMIĘTNE BITWY - WŁADIMIR KLICZKO vs ALEKSANDER POWIETKIN

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2022-03-05

- Wojna jest zła, lecz nie najgorsza. Jeszcze gorszy jest stan rozkładu i degradacji uczuć moralnych i patriotycznych, nakazujący myśleć, że nie ma rzeczy wartej wojny. Osoba, która nie ma niczego, o co mogłaby walczyć, niczego ważniejszego niż osobiste bezpieczeństwo jest pożałowania godnym stworzeniem i nie ma szans na bycie wolnym, chyba że dzięki wysiłkom ludzi lepszych niż ona sama - John Stuart Mill.

Władimir Kliczko (64-5, 53 KO) były wielki championem królewskiej kategorii. W czasie bestialskiego ataku Rosji na Ukrainę razem z bratem Witalijem swoją niezłomną postawą daje przykład wielkiego patriotyzmu i odwagi. Utytułowany mistrz od początku tej strasznej i bezsensownej inwazji codziennie milionom swoich rodaków wlewa w serca nadzieję, otuchę i zapowiada, że gdy trzeba będzie nie zawaha się z bronią w ręku stanąć w pierwszej linii, aby bronić swojej ziemi i poglądów.

W czasie tej niezwykle ciężkiej sytuacji, prawdziwego piekła naszych ukraińskich sąsiadów, warto przypomnieć starcie 45-letniego dziś Władimira z sympatyzującym i o zgrozo popierającym szalonego rosyjskiego dyktatora Aleksandrem Powietkinem (36-3-1, 25 KO).

Do tej jeszcze wtedy tylko ringowej ukraińsko–rosyjskiej wojny doszło 5 października 2013 roku w Hali Olimpijskiej w Moskwie, a w stawce znalazły się mistrzowskie pasy federacji WBA, IBF, WBO i IBO wagi ciężkiej. Pierwotnie obaj mistrzowie olimpijscy (Kliczko 1996 Atlanta, Powietkin 2004 Ateny) mieli się zmierzyć już kilka lat wcześniej, najpierw w 2008, a później w 2010 roku, ale z różnych względów rywalizacja była odwoływana. Dopiero kiedy promotor Władimir Hriunow za sprawą ponad 23 milionów dolarów pochodzących z kieszeni rosyjskiego oligarchy Andrieja Riabińskiego nabył prawa do organizacji tego świetnie się zapowiadającego pojedynku, dwie gwiazdy światowego boksu w końcu stanęły naprzeciw siebie. Władimir za swój występ zainkasował prawie 17,5 miliona "zielonych", natomiast miejscowy faworyt 5,8 miliona. O zainteresowaniu tą walka niech świadczy fakt, że tylko w Rosji obejrzało ją aż 23 miliony rodaków Powietkina, a podobna liczba fanów śledziła ją także na Ukrainie. Wokół moskiewskiego ringu zasiadły gwiazdy ze świata sportu i polityki, jak chociażby "caryca tyczki" Jelena Isinbajewa, czy książę Albert z Monako.

W dniu walki Władimir miał 37 lat i legitymował się świetnym rekordem (60-3, 51 KO), natomiast młodszy o trzy lata Powietkin był niepokonany (26-0, 18 KO), ale też nie mierzył się jeszcze z nikim tak wymagającym jak Ukrainiec. Ostatnią ofiarą Rosjanina był zdemolowany w niespełna trzy rundy nasz Andrzej Wawrzyk (27-0, 13 KO), natomiast tylko dziewięć minut dłużej wytrwał z Kliczką włoski mańkut Francesco Pianeta (28-0-1, 15 KO).

Pojedynek w ringu poprowadził sędzia Luis Pabon. Sama walka, na którą ostrzyli sobie zęby kibice na całym świecie, okazała się brudna i pełna klinczów. Mierzący prawie dwa metry wzrostu Władimir doskonale wykorzystywał swoje warunki fizyczne i praktycznie po każdej swojej kombinacji łapał szybko miotającego się rywala. Powietkin szarpał się, próbował atakować, skracać dystans, ale po zainkasowaniu kilku potężnych "dyszli" jego zapał znacznie osłabł. Dodatkowo długie ręce rywala okazały się niezwykle trudną i skuteczną zaporą, a jego kilogramy z każdą kolejną pełną klinczów rundą wysysały z idola rosyjskich kibiców siły i energię.

Kliczko polecaną mu przez zmarłego Emanuela Stewarda taktyką, mającą na celu zamęczyć przeciwnika i neutralizować jego największe atuty, realizował skrzętnie przez pełne dwanaście rund. Swoją całkowitą dominację przypieczętował czterema nokdaunami - raz w rundzie drugiej i trzy razy w siódmej. Ulubieniec lokalnych fanów był momentami bezradny, nie mając pomysłu ani sił na niewygodny styl młodszego z ukraińskich mistrzów, którzy w ostatnich latach niepodzielnie rządzili w królewskiej kategorii. "Rosyjski Wojownik" kończył rywalizację do cna wyczerpany, zapuchnięty i porozcinany. "Job twoju mać" pomyślał pewnie oglądający to starcie w swoim pałacu wściekły i rozczarowany Putin...

Po ostatnim gongu sędziowie zgodnie punktowali 119:104 dla dzielnego obrońcy Kijowa, a swojej radości z utarcia nosa jednemu z symboli rosyjskiego sportu, ale i zapewne całemu temu narodowi, nie krył wiwatujący i uśmiechnięty od ucha do ucha starszy brat Witalij.

Kto by wówczas przypuszczał, że dziewięć lat później znowu będą uczestniczyć w ukraińsko-rosyjskiej wojnie, ale niestety już nie w ringu, tylko w prawdziwym życiu.

Sława Ukrajini!