Simon Kean (21-1, 20 KO) straszy rekordem, mocnym uderzeniem i agresją, ale brakuje mu po prostu umiejętności. Na Shawndella Wintersa (13-7, 12 KO) to jeszcze starczyło, ale do ekstraklasy mu daleko.
"The Grizzly" w swoim stylu ostro wszedł w walkę i już w pierwszej rundzie zranił rywala akcją lewy-prawy. Doświadczony journeyman nie dał się jednak powalić i szybko przetrwał kryzys. Druga odsłona również wyraźnie dla faworyta, ale z czasem Amerykanin coraz groźniej kontrował. Robił to rzadko, jednak wkładał w swoje ciosy całą moc.
W szóstym starciu jedna z takich kontr - konkretnie lewy sierp - powaliła Keana na deski. Pomógł sędzia wyjątkowo długim liczeniem, a gdy Winters rzucił się dokończyć dzieła zniszczenia, nadział się na szybki lewy prosty, po którym sam zapoznał się z matą ringu. Winters coraz ciężej oddychał, a czujący jego kryzys Kanadyjczyk podkręcał tempo.
Koniec nastąpił w dziewiątej rundzie. Kean najpierw w narożniku powalił rywala akcją lewy-prawy, a po liczeniu do ośmiu dobił go prawym sierpowym.