ZAMIAST EGZEKUCJI WOJNA - RIVAS PIERWSZYM W HISTORII MISTRZEM WAGI BRIDGER

Redakcja, Informacja własna

2021-10-23

To miała być egzekucja, tymczasem wyszła z tego ringowa wojna. Oscar Rivas (28-1, 19 KO) pokonał Ryana Rozickiego (13-1, 13 KO) i sięgnął po historyczny, pierwszy tytuł mistrza świata federacji WBC w nowej kategorii bridger (101,6kg).

Kolumbijczyk już pierwszym lewym prostym przestawił o krok w tył rywala. Anonimowy tak naprawdę Kanadyjczyk chciał odpowiedzieć, ale jego obszerne i sygnalizowane sierpy lądowały na gardzie Rivasa. Faworyt w końcówce pierwszej rundy trafił mocnym lewym sierpem, poprawił prawym i rzucił się na zranioną ofiarę. Kanonadę przerwał gong, ale Rozicki był już na skraju liczenia.

Po minutowej przerwie Ryan znów nacierał. Bardziej doświadczony i dużo lepszy boksersko Oscar wciągał go jednak na kontry, samemu unikając mocnych uderzeń. O dziwno trzecia odsłona najlepsza w wykonaniu Rozickiego, który wciąż atakował chaotycznie, ale trzy-cztery razy przedarł się przez szczelny blok przeciwnika. W czwartym starciu Rivas zrezygnował z bitki w półdystansie i zaczął sobie ustawiać rywala lewym prostym, choć raz się zagapił i mocny prawy sierp zainkasował. Po przerwie Rozicki trafił dla odmiany lewym sierpowym. Potem był jeszcze krótki szturm, lecz w końcówce piątej rundy widać już było, że Kanadyjczyk bardzo ciężko oddycha. Nic dziwnego, bo dotąd dał z siebie wszystko, a sporo jego mocnych sierpów pruło przecież powietrze...

RIVAS: JESTEM Z SIEBIE DUMNY >>>

W szóstej rundzie ambitny Rozicki pokazał, że potrafi przyjąć. Na zmęczeniu coraz bardziej się cofał, wciąż jednak stał na nogach i raz na jakiś czas odpowiadał. W połowie siódmej prawy podbródkowy Rivasa wyprostował pochylonego przeciwnika, ale ten już kilka sekund później znów szarżował. Wydawało się, że wielki faworyt ma wszystko pod kontrolą, tymczasem w ósmej odsłonie już również jego dopadł poważny kryzys. Rozicki z kolei jakby złapał drugi oddech. Kolejne trzy minuty to wojna na wyniszczenie Wciąż nieco świeższy wydawał się Rozicki. Mało tu było techniki, za to dużo wymian i charakteru po obu stronach. Minutę przed końcem jedenastego starcia Rivas huknął w końcu lewym sierpowym na szczękę, poprawił czystym prawym podbródkiem, ale... oszołomiony jeszcze dwie-trzy sekundy wcześniej Rozicki znów atakował. A wyczerpany Rivas w połowie ostatniej, dwunastej rundy, za wieszanie się na rywalu i klinczowanie został ukarany ostrzeżeniem i odjęciem punktu. Gdy zabrzmiał gong kończący walkę, Rivas był chyba najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie. Tym bardziej, że w większości rund był lepszy. Sędziowie punktowali na jego korzyść 116:111 i dwukrotnie 115:112.

Wcześniej w konfrontacji wagi ciężkiej Alexis Barriere (4-0, 3 KO) pokonał na kartach wszystkich sędziów 40:36 słabszego fizycznie, ale ambitnego Rafaela Rojasa (5-2, 3 KO). W pierwszej rundzie obaj zapoznali się z deskami.