ANDRZEJ FONFARA: CHCĘ BYĆ NAJLEPSZYM TRENEREM WSZECH CZASÓW

Redakcja, Boxing Social

2021-10-11

Jeden z najlepszych polskich bokserów zawodowych w historii, były pretendent do tytułu mistrza świata Andrzej Fonfara udzielił ciekawego wywiadu portalowi Boxing Social. Mieszkający w USA Polak wspomina swoją karierę i przedstawia kolejne plany. Ambicje Fonfary są wciąż bardzo duże. Sprawdźcie obszerne fragmenty rozmowy z "Polskim Księciem".

- Wielkie otwarcie mojej sali treningowej (gymu) w Chicago może mieć miejsce w listopadzie, na moje urodziny. Chcę zaprosić sławnych zawodników i trenerów oraz członków lokalnej społeczności bokserskiej. Otwieram więc swój gym i chcę zostać najlepszym trenerem wszech czasów. I najsławniejszym. Wiem, że wielu zawodników kończy kariery i zostaje w boksie (jako trenerzy - przyp.red.). Znam też wielu dobrych trenerów, takich jak Virgil Hunter, Sam Colonna i Joe Goossen. Podczas moich walk i obozów przygotowawczych wiele się nauczyłem i chcę przekazać te doświadczenie młodym zawodnikom, a także tym starszym - mówi Fonfara.

- Pierwsze uczucie po przejściu na emeryturę? Czułem się wspaniale, bo boks jest naprawdę trudnym sportem, a życie boksera to życie w pewnego rodzaju więzieniu (...) Mam kilka dobrych biznesów dzięki mojej bokserskiej karierze i powiedziałem sobie: może już wystarczy, może czas zadbać o dzieci. Trochę brakowało mi boksu, pojawił się jakiś smutek, ale wiedziałem, że podjąłem dobrą decyzję - dodaje bokser z Białobrzegów.

- Dwa tygodnie po moim zawodowym debiucie polecieliśmy do Chicago. Trenowałem w klubie Sama Colonny, był to niesamowity gym w stylu starej szkoły. Miał kilkudziesięcioletnią historię. Człowiek czuł tam, że jest prawdziwym bokserem. Dwa stare ringi, stare worki, stara skóra i ten zapach... O Boże, to było piękne. Zostałem tam, a moja rodzina przyleciała do Stanów, żeby mi pomagać. Mam masę fanów w Ameryce i Chicago, mieszka tutaj jedna z największych polskich społeczności. Na swoją pierwszą walkę sprzedałem dziesięć biletów przyjaciołom, a potem już tylko więcej i więcej - wspomina Polak.

- Nie byłem faworytem między innymi w walkach z Julio Cesarem Chaveze Juniorem i Adonisem Stevensonem. Lubiłem to, bo chciałem pokazać ludziom, że ci faworyci robią błędy i że jestem od nich lepszy. Natomiast w przegranej walce z Joe Smithem Juniorem to ja byłem faworytem. Joe był wtedy nikim, ale to bardzo miły gość, lubię go. Nawet Adonis Stevenson nie bił tak mocno jak on. Wspominam także konfontację z Nathanem Cleverlym, pobiliśmy wtedy rekord zadanych i trafionych ciosów w wadze półciężkiej (...) Stoczyłem wspaniałą walkę z Chadem Dawsonem i wierzcie mi lub nie, ale przed moją przegraną przed czasem drugą walką z Adonisem Stevensonem miałem jeden z najlepszych obozów w życiu. Wszystko szło dobrze, ale wykończyło mnie robienie wagi, byłem odwodniony. Mój trener Virgil Hunter rzucił ręcznik na znak poddania i choć zawsze mówiłem moim trenerom, żeby nie rzucali ręcznika i że chcę umrzeć w ringu, to Virgilowi podziękowałem, bo Stevenson mógł mnie zabić. Boks to cholernie trudny sport, bo wszystko sprowadza się do jednego dnia. Dziesięć tygodni obozu, budowanie formy, a potem bum i po sprawie. Dzień walki musi być twoim najlepszym dniem, wszystko musi być w tym dniu perfekcyjne. Zawsze starałem się, żeby tak było. Dobre śniadanie, spacer, wyciszenie, skupienie. W normalnym świecie wstajesz czasami rano i masz spieprzony dzień. W boksie musi być on jednak twoim najlepszym - twierdzi Andrzej.

- Dobre ciosy, krew, pot i twarde walki. Myślę, że kibice będą mnie z tego zawsze pamiętać. Zawsze walczyłem dla nich, nie dla siebie. Chcę, że pamiętali moje najlepsze pojedynki. Jestem szczęśliwy z powodu mojej kariery, nie potrzebuję więcej walk - podsumowuje "Polski Książę".