POBOKSOWANE #9: SZPILKA vs RÓŻAŃSKI - GDY OPADA KURZ...

Kacper Bartosiak, Opracowanie własne

2021-06-05

Ostatni weekend na polskich ringach stał pod znakiem budzącej duże emocje piętnastej gali Knockout Boxing Night. To właśnie rzeszowska impreza, z walką Artura Szpilki (24-5, 16 KO) i Łukasza Różańskiego (14-0, 13 KO) na czele, jest tematem kolejnego odcinka popularnego cyklu "Poboksowane", autorstwa Kacpra Bartosiaka.

POBOKSOWANE #9: SZPILKA KONTRA RÓŻAŃSKI - GDY OPADA KURZ...

30 maja w Rzeszowie odbyła się jedna z najbardziej szalonych walk w historii polskiego boksu zawodowego. Ringowe spotkanie Artura Szpilki (24-5, 16 KO) z Łukaszem Różańskim (14-0, 13 KO) miało dostarczyć wrażeń, ale jednorundowej jazdy bez trzymanki z nokdaunami w obie strony i ciężkim KO na koniec nie spodziewał się chyba nikt. Kilka dni po zakończeniu walki jedno jest pewne - pięściarski krajobraz w Polsce trwale się zmienił. Jeden pociąg dojechał do stacji końcowej, a drugi zdaje się dopiero nabierać rozpędu.

POBOKSOWANE #8: TAYLOR vs RAMIREZ - DYSKRETNY CHŁÓD OSTATECZNEJ UNIFIKACJI >>>

Rzadko potrafimy na bieżąco docenić coś naprawdę dobrego, jednak gala Knockout Boxing 15 miała prawie wszystkie elementy składowe znakomitego bokserskiego widowiska. Zaczęło się od sensacji, bo tak mimo wszystko trzeba ocenić porażkę mocno faworyzowanego przez bukmacherów Damiana Kiwiora (8-2-1, 1 KO) z Pablo Mendozą (10-8, 10 KO). Rywal z Nikaragui boleśnie pokazał jakim ryzykiem potrafi być kontraktowanie mocno bijącego przeciwnika z wyższej kategorii dla pięściarza, który takiego atutu siły fizycznej nie ma.

Paweł Stępień (15-0-1, 12 KO) tylko w pierwszej rundzie miał problemy z nieszablonowym i surowym Denebem Diazem (14-1, 11 KO). Im dłużej trwała walka, tym bardziej widoczna była różnica poziomów w wyszkoleniu. Ostatecznie Polak dzięki konsekwentnej pracy na korpus doprowadził do nokautu, który powinien dać mu przepustkę do czołowej "15" rankingu organizacji IBF. Pytanie o sportowy sufit zawodnika ze Szczecina pozostaje otwarte, ale odpowiedź poznamy raczej już w najbliższych miesiącach.

Udanym wprowadzeniem do walki wieczoru była konfrontacja Mateusza Masternaka (44-5, 29 KO) z Adamem Balskim (15-1, 9 KO). To specyficzny przypadek walki łatwiej do punktowania i pozornie mało wyrównanej (Balski w zgodnej opinii wygrał jedną lub dwie rundy), która do końca trzymała w napięciu. Pokonany pokazał kawał szczęki i niesamowite serce do walki. Na każdą serię "Mastera" próbował odpowiadać, dzięki czemu do końca "był" w tej walce. 

Po serii solidnych przystawek przyszła pora na danie główne. Było naprawdę jak u Hitchcocka - zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem było jeszcze ciekawiej. Różański już po kilku sekundach został skontrowany ciosem z lewej ręki i był liczony po raz pierwszy w zawodowej karierze. Gospodarz przyjął jeszcze kilka podobnych uderzeń, ale miał jasny cel - przedrzeć się przez gardę i tam upolować Szpilkę mocnymi ciosami. 

Taktyka nie wyglądała może ładnie dla oka, ale okazała się do bólu skuteczna. Pomógł w tym sam "Szpila", który nie dał się długo zapraszać do ringowej rozróby. Na swoje nieszczęście udał się na pojedynek strzelecki z pistoletem na kapiszony i próbował się odgryzać do samego końca. Odpowiedział nawet na ostatni cios Różańskiego, ale nieprzejednany gospodarz trafił w tej akcji po prostu mocniej, szybciej i z większą precyzją.

Neverending story…

Znokautowany Szpilka długo dochodził do siebie, a pierwsze badania zdają się sugerować zerwanie więzadła krzyżowego, którego nabawił się podczas jednego z nokdaunów. Czyli dodatkiem do ciężkiego KO może być kilka miesięcy przerwy w treningach, co w wieku 32 lat i przy długiej historii nokautów i nokdaunów powinno prowokować co najmniej do poważnych rozważań o sens przedłużania kariery w zawodowym boksie.

Fakty są takie, że każda kolejna przegrana przed czasem przychodzi szybciej od poprzedniej. Zaczęło się od Jenningsa (TKO w 10. rundzie), potem był Wilder (ciężki nokaut w dziewiątej rundzie), Kownacki (TKO w czwartej rundzie), Chisora (ciężki nokaut w drugiej rundzie) i wreszcie Różański (KO 1). W trakcie całej zawodowej kariery Artur padał na deski już 16 razy. Trudno w szerokiej czołówce wagi ciężkiej znaleźć zawodnika z podobnym przebiegiem - zazwyczaj w którymś momencie ktoś mówi "stop".

Nawet zacierający dziś ręce hejterzy nie są w stanie odebrać Arturowi, że przez moment był zawodnikiem z TOP 20 wagi ciężkiej. Niezbyt ryzykowna wydaje się także teoria, że to Polak dał najtrudniejszą przeprawę Deontayowi Wilderowi (42-1-1, 41 KO) aż do momentu spotkania z Luisem Ortizem (32-2, 27 KO). Niedzielna walka boleśnie przypomniała jednak, że dziś w boksie niewiele rzeczy jest mniej istotnych od przebłysków sprzed lat. Liczy się to, co tu i teraz, a ten obraz zdaje się nie pozostawiać wątpliwości. Patent na wygraną ze Szpilką znają dziś już wszyscy potencjalni rywale.

Niepokojący obraz potęgują także inne czynniki. Artur do walki z Różańskim przygotowywał się z Andrzejem Liczikiem - najbardziej rozchwytywanym szkoleniowcem ostatnich miesięcy na krajowym podwórku. To kolejny znakomity trener na zawodowstwie - po Fiodorze Łapinie, Ronniem Shieldsie i Andrzeju Gmitruku - który nie zdołał wyplenić dawnych nawyków, które w dyskusji pojawiają się od lat. Nie zmienia się jedno - gdy w ringu pojawia się kryzys, to Artur opuszcza ręce i próbuje iść w stronę ulicznej rozróby.

A najlepszy "Szpila" to właśnie ten, który ważąc nieco ponad 100 kilogramów konsekwentnie próbował boksować, korzystając z dość dynamicznych nóg, refleksu, balansu, umiejętnego wchodzenia "in & out" i ciosów prostych z obu rąk. Dzisiejszy Szpilka z tamtym nie ma już niestety wiele wspólnego - jego garda wydaje się niestabilna i dziurawa jak ser szwajcarski.

Trzeba też pamiętać, że szukając ostatnio własnej drogi, Artur zmieniał nie tylko trenerów. W ostatnich kilkunastu miesiącach mocno eksperymentował z wagą.

- lipiec 2019 - do walki z Chisorą wychodzi ważąc ponad 110 kilogramów (tylko raz w karierze w ogóle ważył więcej),

- marzec 2020 - z Radczenką zbliża się do limitu kategorii cruiser, wnosząc do ringu 91,5 kg,

- maj 2021 - z Różańskim mieści się w limicie 102 kilogramów, spełniając kryteria nowej kategorii "bridger" wprowadzonej przez federację WBC.

W każdej z tych walk Artur padał na deski. W tych poszukiwaniach doszedł już do ściany i nie będzie w stanie znaleźć jakiegoś nowego impulsu. To oznacza, że nie będzie też racjonalnej i jakkolwiek wiarygodnej zachęty i narracji dla kibiców - jeśli "Szpila" wyjdzie do ringu to tylko w poszukiwaniu emocji i pieniędzy, bo pod względem sportowym wygląda to niestety jednoznacznie.

Cieszący się z wygranej Łukasz Różański dogryzał warszawskiemu "towarzystwu wzajemnej adoracji". Można tylko spekulować, kogo miał na myśli, jednak faktycznie w typach pięściarzy dobrze znających Szpilkę dostał on przed walką sporo wskazań. Jak mantra powracał typ: „jak Artur nie da się trafić to wygra”. Kuba Biłuński pisał o "efekcie iluzji samca alfa w pełnej krasie" i miał sporo racji.

Tym bardziej warto więc docenić słowa Macieja Sulęckiego, który w rozmowie z portalem Ringpolska jednoznacznie mówi o tym, że doradza koledze zakończenie kariery i mocno obawia się o jego zdrowie. Dariusz Michalczewski w rozmowie z TVP Sport poszedł jeszcze dalej. "Uważam, że lekarz, który wyda mu zgodę na kolejną walkę, będzie przestępcą" - ocenił "Tiger" w rozmowie z Mateuszem Fudalą.

Co dla zwycięzcy?

Kolejny bokserski paradoks polega na tym, że starszy o 3 lata od pobitego rywala Łukasz Różański... dopiero zaczyna dużą karierę. W jeden dzień zyskał taką rozpoznawalność, jakiej nie dały mu wszystkie poprzednie zwycięstwa razem wzięte. Dzięki tej wygranej będzie teraz jednym z pierwszych w kolejce do mistrzowskiego pasa w kategorii bridger. Gwoli ścisłości - wciąż nie uznaję tego pomysłu federacji WBC za wiarygodny. Mauricio Sulaiman nie zarządził okrągłego stołu ani wnikliwych badań. Ceniony dr Tony Bellew ("oczywiście żartuję") coś tam sobie przeanalizował i uznał, że warto taką kategorię wprowadzić - i tyle.

To wszystko zdecydowanie nie powinno tak wyglądać. Jeśli mamy trwale zmienić porządek w boksie zawodowym, to taka sprawa wymaga porozumienia wszystkich czterech wiodących organizacji - WBA, WBO, WBC i IBF. Kwestii spornych jest kilka - można się przecież zastanowić nad powrotem do dawnego limitu kategorii cruiser (190 funtów) i wprowadzeniu czegoś pomiędzy (do 210, 215 lub 220 funtów). Tylko że taką sprawę należy najpierw gruntownie zbadać pod każdym względem, a na to oczywiście nie ma czasu i pieniędzy. Pieniądze za to można pobierać za sankcjonowanie walk o paski w nowym limicie, którego na razie nikt poza WBC nie uznaje, co rodzi kolejne problemy.

Oczywiście to wszystko może nie mieć większego znaczenia dla samego Różańskiego. Skoro pojawiła się okazja, to czemu miałby z niej nie skorzystać? Paradoksalnie słabsza obsada nowej kategorii sprawia, że rosną szanse na ugranie czegoś więcej. Za Łukaszem stoją oddani rzeszowscy kibice, a to na rynku krajowym naprawdę gigantyczny atut. Chęć do walki z pogromcą Szpilki zdążył już wyrazić na przykład Krzysztof "Diablo" Włodarczyk (58-4-1, 39 KO), dla którego przybranie kilku kilogramów nie powinno być większym problemem.

Czy takie zestawienie miałoby sens? Jeszcze jak! Dla Różańskiego to kolejna okazja na dopisanie do bokserskiej listy ofiar znanego nazwiska. Tym razem mowa o byłym dwukrotnym mistrzu świata, który bez względu na dalszy ciąg kariery będzie miał żelazne miejsce w TOP 5 najwybitniejszych polskich bokserów zawodowych. Pojedynek ze zwartym w defensywie "Diablo" mógłby pozwolić Łukaszowi dowiedzieć się więcej o sobie - jest szansa, że wreszcie mógłby usłyszeć gong rozpoczynający piątą rundę. Pod względem marketingowym też nie widać na krajowym podwórku równie dużego i realnego celu.

Na ten moment Różańskiemu należy się przede wszystkim odpoczynek, bo walka ze Szpilką miała gigantyczny ciężar emocjonalny. Być może to za jego sprawą gospodarz ruszył tak zdecydowanie do akcji, a po nokaucie było widać schodzące z niego ciśnienie. Po walce znów pojawiły się opinie, że dalej jest „niesprawdzony”. Nie zgadzam się - zobaczyliśmy jak popełnia błąd w ustawieniu i po chwili podnosi się z desek. Potem przyjął też kilka kolejnych mocnych ciosów i pokazał, że może przyjąć. Oczywiście pytania o kondycję nadal pozostają otwarte, ale trudno winić za to samego Łukasza. W tej chwili triumfu warto docenić także rolę trenera Mariana Basiaka. Zbliżający się do 80. urodzin szkoleniowiec nie ma takiego PR-u jak niektórzy młodsi koledzy z branży, ale to właśnie on pomógł stworzyć pięściarza, który już zapisał się w historii krajowego boksu jako dawca emocji. I coś mi mówi, że obaj nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

KACPER BARTOSIAK