ZAPOMNIANE BITWY: DMITRIJ PIROG vs DANIEL JACOBS

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2021-04-24

Dziś w cyklu ''Zapomniane bitwy'' Wojciecha Czuby jedna z najciekawszych walk 2010 roku, czyli zakończone niespodzianką starcie Dmitrija Piroga z Danielem Jacobsem.

ZAPOMNIANE BITWY: DMITRIJ PIROG vs DANIEL JACOBS

Dmitrij Pirog (20-0, 15 KO) od dziewięciu lat jest na sportowej emeryturze. Niestety ten utalentowany pięściarz z powodu poważnej kontuzji pleców musiał  zakończyć swoją karierę. Nie miał wyjścia. Dalsze uprawianie sportu groziło kalectwem. Drugi z dzisiejszych bohaterów Daniel Jacobs (37-3, 30 KO) walczy nadal z sukcesami, chociaż w pewnym momencie z powodu choroby był o krok od śmierci. Dwaj czempioni skrzyżowali ze sobą rękawice jedenaście lat temu i z pewnością mają z tego spotkania zgoła odmienne wspomnienia. Rosjanin spełnił wówczas marzenia, jego rywal przeżył brutalny wstrząs.

ZAPOMNIANE BITWY: ROY JONES JR vs ANTONIO TARVER II >>>

Dmitrij Pirog urodził się 27 czerwca 1980 roku w 36-tysięcznym portowym mieście Tiemriuk leżącym w delcie rzeki Kubań, przy ujściu do Morza Azowskiego, 130 kilometrów na zachód od Krasnodaru. Co ciekawe jako ośmioletni chłopak zakochał się w szachach, w które grał namiętnie od rana do nocy. Jednakże po wygraniu kilku lokalnych turniejów stwierdził, że spróbuje też innych, bardziej kontaktowych dyscyplin. Dlatego w jednym z miejscowych klubów zapisał się do sekcji bokserskiej. To było to. Jak mówi dzisiejsza młodzież po prostu „pykło”.

Dmitrij trenował z prawdziwą przyjemnością i szybko robił postępy. Jak wspomina, bardzo dużo czasu spędzał w domu, oglądając stare walki Sugara Raya Leonarda i Floyda Mayweathera Juniora i starał się naśladować ich ruchy. Kopiowanie tych wspaniałych mistrzów odniosło pozytywny skutek, a efekty widać doskonale oglądając późniejszego „Grandmastera” w akcji. Pirog w odróżnieniu od swoich pięściarskich kolegów z sali od najmłodszych lat prezentował „przedziwny”, „amerykancki”, jak mówią Rosjanie, styl. Po kilku latach przyszły mistrz zawodowców przeniósł się do miasta Krasnodar i tam kontynuował swoją przygodę z boksem amatorskim aż do 2004 roku. Wówczas przegrał rywalizację o wyjazd na igrzyska w Atenach z dwukrotnym złotym medalistą olimpijskim Olegiem Saitowem, który na tej imprezie wywalczył brązowy krążek. W sumie Dmitrij stoczył 230 walk, z których wygrał aż 200, jednak z powodu bardzo silnej krajowej konkurencji większych sukcesów nie odniósł.

Na szczęście to, co nie udało mu się w amatorstwie, powetował sobie z nawiązką już jako profesjonał. Pierwszy pojedynek jako zawodowiec stoczył w lipcu 2005 roku. Rok później w czwartym występie wywalczył pas mistrza Rosji wagi średniej. Następnie systematycznie „dorzucał” do swojej kolekcji regionalne pasy WBC i WBO, które windowały go w rankingach. W końcu Pirog i jego sztab stwierdzili, że pora spróbować wypłynąć na szersze wody. I to dosłownie. Jeszcze w kwietniu 2010 roku Dmitrij walczył na niewielkiej gali w  Sankt Petersburgu, by trzy miesiące później mrużąc oczy zmierzać w blasku reflektorów do ringu w kasynie Mandalay Bay w Las Vegas.

To właśnie w tym miejscu miał rozegrać się pojedynek o pozostawiony przez Sergio Martineza pas mistrzowski federacji WBO. Drugą osobą, która miała na niego ogromną chrapkę, był popularny i utalentowany, noszący wówczas przydomek „Golden Child” Daniel Jacobs. Słynący z mocnego uderzenia i efektownego stylu mieszkaniec Brooklynu jako amator - podobnie jak Pirog - wielkich sukcesów nie odniósł, chociaż ktoś, kto m.in. cztery razy zwyciężał w nowojorskim turnieju „The Golden Gloves” i w 137 występach zanotował 130 wygranych na pewno nie jest kimś przypadkowym. Podsumowując - zarówno styl Rosjanina, jak i jego amerykańskiego oponenta, były idealnie skrojone do zawodowej rywalizacji.

31 lipca 2010 roku na ringu w Mandalay Bay w Las Vegas, gdzie w walce wieczoru mieli po raz drugi zmierzyć się Juan Manuel Marquez oraz Juan Diaz, obydwaj niepokonani pretendenci zamierzali ziścić swój „amerykański sen”. Zarówno jeden jak i drugi mogli pochwalić się nieskazitelnymi rekordami. 30-letni Pirog miał 16 zwycięstw (13 KO), a młodszy o siedem lat Jacobs 20 (17 KO). Eksperci i kibice zadawali sobie pytanie, który z tych bombardierów straci w końcu swoje „0”. Bukmacherzy o wiele większe szanse na końcowy triumf dawali występującemu „u siebie” Danielowi, upatrując w nim faworyta w stosunku 3:1. Uczciwie trzeba przyznać, że Pirog był w Stanach praktycznie anonimowy, a pojedynek w stolicy światowego hazardu był dla niego dopiero drugim poza granicami ojczyzny (w 2009 roku raz zawalczył w Niemczech). Dla promowanego przez stajnię Golden Boy Jacobsa i dbającego o jego interesy wszechwładnego menadżera Ala Haymona przybysz z odległej Rosji miał być tylko małym przystankiem przed kolejnymi, coraz większymi wyzwaniami. Miało być szybko, łatwo i przyjemnie. I było, ale nie dla wszystkich.

Gdy Pirog i Jacobs stanęli naprzeciwko siebie, a sędzia Robert Byrd po krótkich instrukcjach na końcu powiedział: „Zróbmy to!”, zabrzmiał pierwszy gong i zaczęło się polowanie. Pierwszy cios wyprowadził Nowojorczyk, ale nie wywarł on żadnego wrażenia na rywalu. W ogóle Rosjanin był wyjątkowo pewny siebie i rozluźniony, jakby miał gdzieś to, że walczy na obcej ziemi, przy obcej publiczności i z facetem, który może zgasić mu światło w ułamku sekundy. Dmitrij już w pierwszej, nieznacznie przegranej odsłonie pokazał, że nie przebył tylu tysięcy kilometrów po to, żeby zainkasować wypłatę życia i wrócić z podkulonym ogonem. Świetnie poruszał się na nogach, bił z luzu i swoim nietypowym jak na boksera ze wschodu stylem sprawiał Amerykaninowi problemy.

W drugim starciu rosyjski „Arcymistrz” o mały włos nie ustrzelił Jacobsa, kiedy to na samym początku udało mu się trafić swoim potężnym prawym. Siła tego ciosu była ogromna i Daniel aż przysiadł na nogach, ale rękawicą maty nie dotknął i chyba tylko dlatego arbiter nie podjął liczenia. Chociaż jak później stwierdził z przekonaniem analityk stacji HBO Harold Lederman, powinien był to zrobić. Tak czy siak Amerykanin otrzymał pierwsze poważne ostrzeżenie i chociaż szybko doszedł do siebie i walczył jakby nigdy nic, to jednak gdzieś w głowie musiały pojawić się pierwsze wątpliwości. Trzecia runda tylko je potwierdziła, gdyż Pirog złapawszy wiatr w żagle demonstrował publiczności celne uderzenia i doskonały balans, unikając często o centymetry ciosów coraz bardziej sfrustrowanego Daniela. Chociaż nie był też nieomylny, bowiem w ostatnich sekundach się zagapił i wyłapał solidną „bombę” od Amerykanina.

W przerwie między rundami trener Daniela Victor Roundtree polecił swojemu podopiecznemu, aby nadal używał swojej najskuteczniejszej broni, czyli podwójnego, a nawet potrójnego lewego prostego, którym miał studzić ofensywne zapędy Dmitrija i wybijać go z rytmu.  Starcie numer cztery było wyrównane i  zacięte. Pirog starał się wykorzystywać swój zasięg ramion i zamykać tańczącego po ringu Jacobsa, który punktował swoim „jabem” i polował na jakaś kontrę. Według sędziów punktowych te trzy minuty poszły na konto faworyta.

Tak doszliśmy do piątej odsłony, którą Dmitrij rozpoczął z wielkim animuszem. Skoncentrowany Daniel nie chciał pozostawać bierny na coraz śmielsze zapędy Rosjanina i zapowiadało się kolejne wyrównane starcie. Nic bardziej mylnego. Te bokserskie szachy w sposób niespodziewany zostały przerwane przez „Arcymistrza” z Rosji. „Grandmaster” w 57 sekundzie mając przeciwnika przy linach rąbnął go nagle morderczym prawym, który gdyby trafił w mur przebiłby go z pewnością na wylot! Amerykanin błyskawicznie runął na ziemię, jego promotorzy zastygli w przerażeniu, a zwycięzca uniósł ręce w geście triumfu. Rosyjski szach mat!

W taki oto sposób wakujący pas WBO dywizji średniej powędrował do naszych wschodnich sąsiadów. Opromieniony tym wielkim sukcesem Pirog obronił go w swojej ojczyźnie jeszcze trzykrotnie, zanim został mu on odebrany, gdy postanowił skrzyżować rękawice z unikanym i niebezpiecznym królem WBA i IBO Giennadijem Gołowkinem. Niestety podczas przygotowań do tego świetnie się zapowiadającego pojedynku Dmitrij doznał pęknięcia dysku i ostatecznie do rosyjsko-kazachskiej bitwy nigdy nie doszło. Kontuzja pleców była na tyle poważna i dotkliwa, że Dmitrij musiał ostatecznie zrezygnować z boksu. Na szczęście niedoszły szachista miał głowę na karku, ukończył bowiem studia na Uniwersytecie w Krasnodarze, założył firmę promującą innych pięściarzy, a także zajął się polityką, zasiadając nawet w rosyjskiej Dumie jako przedstawiciel ugrupowania Zjednoczona Rosja.

Jeżeli chodzi o Daniela Jacobsa, to o dziwo ten straszny nokaut nie złamał mu dalszej kariery. O mały włos zrobiłby to jednak o wiele trudniejszy przeciwnik – nowotwór tkanki kostnej. Rak zwany kostniako-mięsakiem zaatakował go nieoczekiwanie w marcu 2011 roku. Oprócz kości zainfekował również płuca, nerwy i częściowo sparaliżował nogi czarnoskórego pięściarza. Warto dodać, że kilka dni przed starciem z Pirogiem na raka zmarła ukochana babcia Jacobsa. Amerykanin tłumaczył później, że była dla niego jak mama i to z tego powodu był załamany, zdekoncentrowany i przegrał. Na szczęście Daniel jak na prawdziwego wojownika przystało postanowił walczyć ze wszystkich sił z chorobą i ku radości rodziny, przyjaciół, kibiców i wielkimu zaskoczeniu lekarzy w październiku 2012 roku udało mu się szczęśliwie wrócić na ring.

- Wszystkie te przykre rzeczy uczyniły mnie jeszcze mocniejszym i dodały mi sił do walki z chorobą - stwierdził niezłomny mistrz.

Zapewne traumatyczne przejścia sprawiły, że Jacobs zmienił swój ringowy przydomek z „Golden Child” na bardziej odpowiednie „Miracle Man”. Nie zmienił natomiast jednego – swojego widowiskowego stylu walki. Dzięki temu w ostatnich latach mogliśmy podziwiać zarówno wygrane, jak i przegrane emocjonujące pojedynki w jego wykonaniu z takimi gwiazdami jak Caleb Troux, Sergio Mora, Peter Quillin, Giennadij Gołowkin, Saul Alvarez, Siergiej Derewianczenko czy też nasz Maciej Sulęcki.        

Kiedyś ceniony dziennikarz i poeta Ryszard Podlewski napisał, że starość zaczyna się wtedy, kiedy miejsce marzeń zajmują wspomnienia. Założę się, że jeszcze nie teraz, ale za kilkanaście czy też kilkadziesiąt lat zarówno Dmitrij jak i Daniel, siedząc wygodnie w fotelu ze szklaneczką czegoś dobrego w ręce, będą każdy na swój sposób wspominać tę pamiętną gorącą lipcową noc w kasynie Mandalay Bay…

WOJCIECH CZUBA