CZERNINA: Z OJCA NA SYNA (TEKST KACPRA BARTOSIAKA)

Kacper Bartosiak, Opracowanie własne

2021-04-11

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Ebr publikujemy w ''Czerninie'' część tekstów z książki ''Polskie pisanie o boksie''. Dziś tekst Kacpra Bartosiaka, za tydzień Michała Cetnarowskiego, a za dwa tygodnie Andrzeja Pastuszka.

Z OJCA NA SYNA

Trudno w bokserskim świecie o bardziej zużytą kliszę od widoku syna, który próbuje podążać śladami utytułowanego ojca. W większości przypadków taki scenariusz kończył się mniej lub bardziej bolesnymi rozczarowaniami. Losy rodziny Eubanków są jednak pod wieloma względami wyjątkowe – jak oni sami.

*

Wyspy Brytyjskie to szczególne miejsce na pięściarskiej mapie świata. Już pod koniec XVII wieku istniała tam tradycja walki na gołe pięści, która z czasem zdobyła istotną popularność i znaczenie społeczne. W 1865 roku spisano zasady markiza Queensberry - przepisy regulujące pojedynki pięściarzy, które stały się fundamentem współczesnego pugilizmu i pozwoliły trwale wpisać pięściarstwo w kontekst sportowy. 

Historia boksu zawodowego od samego początku zachowuje silne związki z Wielką Brytanią, jednak mekką kibiców to miejsce stało się dopiero w ostatnich latach. Dziś to właśnie tam kreowane są kolejne wielkie gwiazdy, które co i rusz wyprzedają stadiony i generują dochody liczone w milionach funtów. Tamtejszy boks zdaje się ostatnio rozkwitać właściwie pod każdym względem. A przecież jeszcze w 2004 roku na igrzyska olimpijskie dostał się tylko 17-letni Amir Khan, który na szczęście dla brytyjskiego boksu wrócił potem do kraju ze srebrnym medalem.

Można odnieść wrażenie, że był to ostatni moment, by dokonać gruntownej przebudowy systemu, który sypał się właściwie z miesiąca na miesiąc. Reforma programu olimpijskiego tak naprawdę rozpoczęła się jednak już pod koniec XX wieku po nieudanych igrzyskach w Atlancie. Stopniowo przeznaczano na sport coraz większe środki, a finansowanie olimpijczyków było możliwe dzięki zastrzykom funduszy z narodowej loterii. 

Przed nieudanymi dla boksu igrzyskami w Atenach zainwestowano w olimpijski sport ponad 80 milionów funtów. Przed kolejną imprezą w Pekinie ta kwota przekroczyła już 250 milionów, a przed igrzyskami w Londynie było to już ponad 500 milionów. Wyniki medalowe Brytyjczyków zaczęły się poprawiać z turnieju na turniej – także w boksie. 

Cztery lata po pojedynczym krążku Amira Khana w 2004 roku, Brytyjczycy wywalczyli trzy medale, a w 2012 przed własną publicznością mieli ich już pięć. Na ustach całego świata znalazł się Anthony Joshua, który nieco szczęśliwie sięgnął po złoto w najcięższej kategorii. Z ostatnich igrzysk w Rio pięściarze z Wysp wrócili z trzema medalami i kilkoma obiecującymi prospektami, więc można mówić o powtarzalności wyników i uniwersalnym brytyjskim patencie na sukces. Duża w tym zasługa Roberta McCrackena – trenera kadry, który za olimpijskie sukcesy odebrał Order Imperium Brytyjskiego.

Czołowi olimpijczycy wchodząc w kolejny etap kariery najczęściej podpisują kontrakty z Eddie'em Hearnem lub Frankiem Warrenem – najgrubszymi rybami w krajowej sieci promotorów. Obaj mają sporo za uszami, ale też nikt na krajowym rynku nie jest w stanie zapewnić takich perspektyw jak obrotni działacze związani telewizyjnymi kontraktami odpowiednio ze Sky Sports i BT Sport. Działania wszystkich podmiotów skupionych wokół boksu amatorskiego i zawodowego na Wyspach Brytyjskich zaczynają powoli tworzyć system naczyń połączonych, który stoi u podstaw ciągłości sukcesów.
 
Ostatnie lata pokazują, że boks wrócił do głównego obiegu i ma się naprawdę dobrze. Nie sposób znaleźć bardziej jaskrawe potwierdzenie tej tezy od walki dwóch wysoko notowanych Brytyjczyków o mistrzowski tytuł w jednej z największych sportowych hal na świecie. W przypadku pojedynku George'a Grovesa z Chrisem Eubankiem juniorem liczyło się nie tylko "tu i teraz", ale także to, co wydarzyło się w przeszłości.

TURNIEJ POD SPECJALNYM NADZOREM

Waga superśrednia (76,2 kg) jest jedną z najmłodszych w historii zawodowego pięściarstwa. Oficjalnie usankcjonowano jej istnienie dopiero w połowie lat osiemdziesiątych, choć plany stworzenia pomostu pomiędzy kategorią średnią (72,5 kg) a półciężką (79,3 kg) pojawiały się wcześniej. Mimo krótkiej historii niewiele jest bardziej "wyspiarskich" wag. Joe Calzaghe, Nigel Benn, Chris Eubank, Steve Collins, Carl Froch – wybitnych mistrzów w tym limicie nigdy tam nie brakowało. Naturalną konsekwencją zebrania tylu wybitnych pięściarzy w obrębie tej samej kategorii był oczywiście wysyp klasycznych brytyjskich wojen. Benn vs Eubank II, Eubank vs Watson II, Calzaghe vs Woodhall, Froch vs Groves I i II – to tylko kilka najbardziej znanych.

Z tego punktu widzenia posunięcie Kalle Sauerlanda i jego współpracowników okazało się więc strzałem w dziesiątkę. Pierwsza edycja nowatorskiego turnieju World Boxing Super Series została rozegrana w dwóch kategoriach - junior ciężkiej i superśredniej. W pierwszej z nich dominował walor sportowy – na starcie stanęli mistrzowie świata wszystkich czterech najważniejszych federacji. W drugiej pojawił się tylko jeden z nich (Groves), ale oprócz tego wystąpili też trzej inni znani Brytyjczycy – Jamie Cox, Chris Eubank Junior i Callum Smith. To strategiczne posunięcie napędziło koniunkturę mocno niedopracowanego pod wieloma względami formatu na bardzo konkurencyjnym przecież rynku.

Bezpośrednią inspiracją WBSS był turniej Super Six, który amerykańska telewizja Showtime – w porozumieniu z kilkoma promotorami - przeprowadziła w latach 2009-11. Rozgrywki również odbyły się w limicie kategorii superśredniej, jednak ich formuła była potwornie skomplikowana. Pięściarze najpierw walczyli w grupach, a potem w fazie pucharowej, jednak po drodze do gry w niejasnych okolicznościach wskakiwali rezerwowi. W ogólnym rozrachunku nie było to coś, co mogłoby przyciągnąć mniej rozeznanych w boksie kibiców. Arthur Abraham przegrał dwie z trzech walk w fazie grupowej, a mimo to i tak wystąpił w półfinale. Największym problemem był mimo wszystko czas – nie było precyzyjnej rozpiski i wszystko strasznie się przeciągnęło. Najlepszym podsumowaniem "Super Six" niech będzie to, że przez turniej dla sześciu zawodników ostatecznie przewinęło się ich aż ośmiu.

Kalle Sauerland był jednym z promotorów, którzy tworzyli te rozgrywki. Wnioski były oczywiste: w przyszłości format musi być bardziej przejrzysty. Całość nie może zbyt długo trwać, bo zainteresowanie ludzi stopniowo maleje - zwłaszcza jeśli pojawiają się nieprzewidziane opóźnienia i przeszkody. Wszystkie te doświadczenia przyczyniły się do powstania World Boxing Super Series - turnieju, w którym ośmiu pięściarzy miało zmierzyć się w systemie pucharowym. Trzy etapy miały trwać w sumie około 9 miesięcy. Rezerwowi mieli być ostatecznością, ale system był jasny – każdy wchodzący do gry pięściarz był wcześniej odgórnie przypisany do danej pary.

Zaangażowanie do turnieju młodego Eubanka było pewną niespodzianką, bo do tej pory podążał on krętymi ścieżkami, które nie wydawały się do końca logiczne. Miał na stole ofertę walki z Giennadijem Gołowkinem, ale w dość absurdalnych okolicznościach nie podpisał kontraktu. Jego angaż w praktyce wiązał się także z dołączeniem do całego przedsięwzięcia słynnego ojca. Senior nie ma sprecyzowanej roli w narożniku syna, ale chętnie występuje przed kamerami i próbuje sterować jego karierą. Obu łączy nie tylko wyraźne fizyczne podobieństwo, ale także bezpośredni udział w ringowych tragediach, które na Wyspach Brytyjskich odbiły się szerokim echem.

NA ŚMIERĆ I ŻYCIE

21 września 1991 roku, na stadionie Tottenhamu w Londynie Eubank Senior po raz drugi wyszedł do ringu z twardym Michaelem Watsonem. Tego rewanżu chciała cała sportowa Anglia, bo gdy spotkali się kilka tygodni wcześniej, to nie zabrakło kontrowersji. Po dwunastu twardych rundach przeważała opinia, że pretendent zrobił wystarczająco dużo, by wrócić do domu z tytułem. Sędziowie niejednogłośnie wskazali jednak na Eubanka, który po wszystkim został wygwizdany. W takich okolicznościach dumny mistrz nie miał wyjścia – musiał dać rywalowi rewanż.

Doszło do niego już w kategorii superśredniej, a stawką był wakujący tytuł mistrzowski federacji WBO. O ile za pierwszym razem można było mieć wątpliwości, tak teraz stało się jasne, że Watson wygrywa właściwie rundę za rundą. Końcówkę walki Eubank boksował ze świadomością, że może go uratować już tylko nokaut. W 11. rundzie seria ciosów Watsona sprawiła, że niepokonany mistrz wylądował na deskach. Wyglądał na zmęczonego życiem – kogoś, kto już ma wszystkiego dosyć. Wtedy jednak wydarzyło się coś, co zmieniło nie tylko historię tego pojedynku, ale też życie obu pięściarzy.

Eubank po nokdaunie wstał ekstremalnie szybko – zanim sędzia zaczął w ogóle liczyć. Potem od razu ruszył do walki i momentalnie wypalił prawym podbródkowym z piekła rodem, którym prawie wyrwał Watsona z butów. Uzupełniający sekwencję lewy sierpowy tylko smagnął rywala po głowie. W trakcie niespełna dwudziestu sekund oddzielających oba nokdauny zmieniło się wszystko. Watson w sobie znany tylko sposób zdołał wygrać z grawitacją, ale ledwo trzymał się na nogach. Wtedy rozległ się gong, a obaj pięściarze udali się do narożników. Po minucie Eubank rwał się do akcji, a jego rywal nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Pierwsza seria ciosów zakończyła ten pojedynek, ale nie miało to większego znaczenia. Poważne szkody już zdążyły się dokonać za sprawą pojedynczego uderzenia i bolesnego upadku – głowa pięściarza odbiła się od lin jak od procy.

Watson kilka minut po walce zasłabł, ale na stadionie nie było lekarza. Na skutek absurdalnego splotu okoliczności najpierw trafił do nieodpowiedniej placówki. Dopiero godzinę po zasłabnięciu w ringu przyjęto go w specjalistycznym szpitalu Barts, gdzie z miejsca trafił na stół operacyjny. W sumie w trakcie kilku kolejnych dni przeszedł aż 6 operacji, a rokowania nie były optymistyczne. Pobity pięściarz obudził się dopiero po 40 dniach spędzonych w śpiączce z częściowym paraliżem. "To cud, że w ogóle jest z nami" – komentował lekarz odpowiedzialny za operacje.

Rewanż Eubanka z Watsonem na zawsze zmienił obu uczestników tego pojedynku. Pokonany nigdy nie odzyskał pełni sprawności, choć w 2003 roku spokojnym krokiem pokonał trasę londyńskiego maratonu. Na ostatnich metrach towarzyszył mu człowiek, który nieco ponad dekadę wcześniej prawie pozbawił go życia. Sam Eubank tego wieczora też zostawił coś w ringu. Stracił tę trudną do opisania iskrę ringowego geniuszu. Jego kariera na szczycie trwała wprawdzie jeszcze siedem długich lat, ale w tym okresie znokautował zaledwie kilku przeciwników. Przekonywał, że w jego psychice pojawił się pewien rodzaj blokady, a kiedy miał przed sobą zranionego rywala, to nie potrafił uwolnić się od wspomnień związanych z walką z Watsonem.

KRWAWY ŚLAD OJCA

Wiele lat później podobną drogę pokonał jego syn. Okoliczności były wręcz bliźniaczo podobne. W marcu 2016 roku w hali Wembley Arena na drodze Eubanka juniora pojawił się twardy, ale ograniczony pięściarsko Nick Blackwell, który przystąpił do walki jako mistrz Wielkiej Brytanii. Szybko stało się jasne, że obu dzieli różnica klas na niekorzyść obrońcy tytułu, który runda po rundzie przyjmował coraz dłuższe serie ciosów. W siódmym starciu Eubank wypalił ponad 50 ciosów w niespełna minutę, a większość wylądowała na głowie rywala. Blackwell wciąż jednak stał na nogach, a sędzia nie myślał o przerwaniu pojedynku, choć nikt nie miałby o to pretensji. Po ósmej rundzie w narożniku pretendenta show skradł ojciec. Wygłosił płomienną przemowę, która zdaniem wielu kibiców i ekspertów mogła uratować życie rywalowi jego syna.

"Jeśli ten sędzia tego nie zatrzyma i będziesz go dalej tak okładał, to – po pierwsze – jemu będzie działa się krzywda. Dlaczego tego jeszcze nie przerwał? Nie rozumiem. Może nie powinieneś zostawiać tej decyzji sędziemu. Nie wyeliminujesz go bijąc w głowę – musisz bić na korpus!" – grzmiał Eubank senior. Oczywiście można różnie interpretować te słowa. Ktoś powie, że to po prostu cyniczny plan taktyczny obliczony na wygranie walki przed czasem. Bardziej życzliwi woleli jednak doszukiwać się drugiego dna, a były pięściarz po wszystkim nie wyprowadzał ich z błędu. Tym bardziej, że najgorsze dopiero miało się wydarzyć.

Pojedynek został przerwany dopiero w dziesiątej rundzie po interwencji lekarza. Opuchlizna nad okiem Blackwella była w tym momencie przerażająca. Kilka chwil później – jeszcze w ringu – pięściarz zasłabł. Błyskawicznie trafił do szpitala i udało się uratować mu życie. Pomogły w tym przepisy wprowadzone w życie po tragicznych doświadczeniach związanych z Watsonem i innej ringowej tragedii z Geraldem McClellanem w roli głównej. 

Po kilku miesiącach intensywnej rehabilitacji Blackwell odzyskał właściwie pełną sprawność, ale mimo kategorycznych zakazów lekarzy znów wszedł do ringu – tym razem "tylko" na sparing. Tę sesję prawie przypłacił życiem – po jednym z pierwszych przyjętych ciosów znów zasłabł. Potem trafił pod nóż i wracał do zdrowia już dużo bardziej krętą drogą. Na szczęście pokonując kolejne zakręty w końcu pogodził się z tym, że boks z perspektywy uczestnika ringowych zdarzeń nie jest już dla niego.

A Eubankowie? Za sprawą tej walki mieli swoje pięć minut w mediach. Ojciec przekonywał, że przy wybuchowym stylu syna wyrażające troskę o rywala rady były czymś naturalnym, ale nie sposób ocenić, ile było w tym gry pod publiczkę. Przyznawał również, że gdyby role się odwróciły, to nie miałby problemów z przerwaniem walki, choć w poprzednich i kolejnych miesiącach mówił już coś zupełnie innego.  

Osobowość starego mistrza aż prosi się o oddzielną analizę. Jego ekscentryczność opiera się na tym, że będąc przed laty wielkim ringowym wojownikiem dziś pozuje na filozofa, który wystudiowanym i nieco pretensjonalnym akcentem stara się na każdym kroku udowodnić przynależność do klasy wyższej. Takie przebłyski zdarzały mu się zresztą jeszcze wtedy, kiedy był pięściarzem. 

"Zachowajmy procedurę parlamentarną" – takim zwrotem uciszał kipiącego z nienawiści Nigela Benna, gdy przed telewizyjnymi kamerami podpisywali kontrakty na długo oczekiwaną walkę. Słysząc niektóre wypowiedzi Eubanka i obserwując jego niecodzienne podejście do mody chwilami można się tylko uśmiechnąć. To osobowość niezwykle złożona i ukształtowana w wyjątkowych warunkach. Senior pochodzi z rozbitej rodziny - jako dziecko wychowywał się mieszkając w Londynie tylko z ojcem. Jako nastolatek trafił jednak pod opiekę żyjącej w Nowym Jorku matki. Choć mówił inaczej niż rówieśnicy z Bronksu, to żył tak jak oni. „Byłem światowej klasy złodziejaszkiem” - wspominał po latach. Podobno przed poważniejszą karierą w tym fachu uratowały go wizyty w kościele, na które namawiała go matka. To jego wersja, więc nie sposób przesądzić, ile w niej prawdy, a ile kolejnej pozy.

Podsumowaniem nowojorskiego epizodu życia Eubanka seniora był początek zawodowej kariery. Pokochał to miasto miłością szczerą i gdy już doszedł na szczyt, to często tam wracał. Jako jedna z twarzy brytyjskiego boksu żył jednak mocno ponad stan i między innymi dlatego już po kilku latach od zakończenia kariery został bankrutem. W swoich najlepszych czasach potrafił polecieć z żoną do Nowego Jorku tylko po to, by odwiedzić tam ulubiony sklep i kupić jej sukienkę. „Odkąd Concorde przestał tam latać, to te wycieczki trwają tak długo, że nie ma to już sensu” - mówił w swoim stylu.

Inny przykład? Potrafił wydać na nowego Aston Martina blisko 150 tysięcy funtów, by potem kręcić nosem na jego kosmiczny silnik. Do tego stopnia, że z miejsca dopłacał kolejnych 50 tysięcy za jego wymianę. Kogoś takiego trudno było polubić, ale jeszcze trudniej było się od niego uwolnić. „Kiedy widziałem te jego wystudiowane pozy, to miałem ochotę rzucić się na niego z pięściami tu i teraz, a nie czekać na walkę” - przyznawał Nigel Benn, jeden z największych rywali z tamtej epoki. 

Eubank senior przemawiał do wyobraźni także tym, którzy z boksem nie mieli nic wspólnego. Na początku XXI wieku w plebiscycie BBC został uznany drugą najbardziej ekscentryczną postacią szeroko rozumianego świata rozrywki, przegrywając tylko z Bjork. Jego wyjątkowość polegała na otwartej drwinie z obowiązujących konwenansów - zachowaniem i wyglądem kompletnie nie przypominał kogoś ze środowiska pięściarskiego. Podążał własną ścieżką, która z czasem zaczęła się stawać coraz bardziej kręta. Eubank stracił sympatię większości odbiorców, ale wciąż budzi emocje. Na przestrzeni kolejnych dekad stawał się głównym krytykiem boksu (deklarował, że nigdy nie pozwoli walczyć synom), by potem zaciekle go bronić. Nawet jeśli jedyną stałą jest u niego zmiana, to jest w tym trudna do uchwycenia autentyczność.

Chris junior jest inny, ale z obrazkiem typowego chłopaka z dobrego domu nie ma wiele wspólnego. Do dokonań ojca nawiązuje efektownym chwilami stylem w ringu oraz wyznawaniem stworzonego przez niego „kodu wojownika”, który jest czymś na kształt życiowej filozofii Eubanków. Syn - o wiele bardziej niż ojciec - oszczędza również słowa. Brakowało mu ich także po ringowej tragedii z udziałem Nicka Blackwella, do której w jakimś sensie się przecież przyczynił.

"Doszło do tragedii, ale nie ma w tym mojej winy. Jeśli chcę zostać mistrzem świata, to nie mogę pozwolić, by to wydarzenie mnie rozbiło" – komentował nowy mistrz Wielkiej Brytanii w kategorii średniej. Tej samej nocy, gdy Blackwell walczył o życie, on udał się do nocnego klubu. Nieco ponad rok później – po pięciu kolejnych wygranych – Eubank Junior szykował się do walki z Grovesem, która w powszechnej opinii uchodziła za jedno z największych wyzwań w jego karierze.

Role zostały rozpisane na długo przed samym wyjściem pięściarzy do ringu. Eubank miał być w Manchesterze tym mniejszym, ale bardziej aktywnym. Spotkanie z utytułowanym rywalem było jego czwartą walką w tej kategorii po przejściu z wagi średniej. Nie doszło do tego z przyczyn naturalnych – Junior spokojnie mógłby dalej mieścić się w limicie 160 funtów. 

CO ZNACZY TYTUŁ?

Posunięcie było podyktowane wyłącznie względami pragmatycznymi - w niższej kategorii do posiadającego większość mistrzowskich pasów Giennadija Gołowkina ustawiła się długa kolejka znakomitych pięściarzy, a Eubank trochę na własne życzenie przesunął się na jej koniec. Tymczasem w nieco wyższym limicie aż tak wielkich nazwisk nie było. Patrząc zupełnie bez emocji można mieć wrażenie, że w tamtym momencie była to wręcz jedna z najsłabiej obsadzonych kategorii w ostatniej dekadzie.

Eubank postępując w ten mocno wyrachowany sposób kolejny raz imitował działania sławnego ojca z lat dziewięćdziesiątych. Na tym podobieństwa się nie kończą. Chris Eubank Senior w latach dziewięćdziesiątych dał wiele kapitalnych walk, ale do prawdziwej elity kategorii średniej i superśredniej (James Toney, Roy Jones Junior, Michael Nunn, Mike McCallum) nigdy nie wyszedł. Zamiast tego został mistrzem świata federacji WBO, której nie uznawały wówczas trzy najważniejsze organizacje – WBA, WBC i IBF. W praktyce oznaczało to jedno – dla każdego z trzech mistrzów starcie z Eubankiem wiązało się z ryzykiem utraty pasa. Tylko Nigel Benn zdecydował się na takie posunięcie, ale motywowała go osobista żądza rewanżu za porażkę sprzed lat.

Senior w pewnym sensie schował się więc za tytułem, którego poza nim nikt za bardzo wówczas nie chciał. Federacja WBO dopiero w 2004 roku zaczęła być uznawana przez konkurentów – a więc już długo po tym jak Eubank zakończył karierę. Nie on jeden wpadł na ten pomysł – podobnie postępował wtedy między innymi Dariusz Michalczewski. Historia pamięta ich dziś jako pełnoprawnych mistrzów, co pokazuje, że czasami pięściarze i ich dorobek bywają ważniejsi niż federacje i skomplikowana bokserska polityka.

Młody Eubank postąpił analogicznie. W lutym 2017 roku wyrwał mistrzowski pas mniej prestiżowej organizacji IBO (nieuznawanej przez pozostałe cztery najważniejsze federacje) z rąk mocno ograniczonego boksersko Renolda Quinlana. Jednostronny pojedynek został zastopowany w 10. rundzie. W kolejnym występie – na ostatniej prostej przed turniejem – Brytyjczyk sprawdził się z doświadczonym Arthurem Abrahamem. W ringu iskier nie było – schowany za podwójną gardą weteran został z zimną krwią wypunktowany. Dla mistrza nie miało to znaczenia – celebrował tytuł jak te pełnoprawne, które przyznają wiodące organizacje.

TURNIEJOWY ZAWRÓT GŁOWY

Specyfika turnieju World Boxing Super Series polega na tym, że czterech z ośmiu pięściarzy jest rozstawionych i może własnoręcznie "dobierać" sobie rywali. Groves – jako jedyny mistrz świata w zestawie – poszedł na pierwszy ogień. W teorii wybrał najsłabszego z dostępnych przeciwników. Jamie Cox karierę zaczynał w kategorii junior średniej i limit 168 funtów zdecydowanie nie jest jego naturalnym środowiskiem. Nie był postrzegany za pięściarza z czołówki, ale nawiązał współpracę z Eddie'em Hearnem, co dało mu miejsce przy stoliku z największymi. 

W ringu było jednak nadspodziewanie ciekawie – skazywany na pożarcie pięściarz odważnie rzucił się na mistrza, który zaskoczył niektórych ekspertów tym, że bez problemów odnalazł się w realiach bardzo bezpośredniego pojedynku w półdystansie. Ostatecznie wygrał efektownie, nokautując Coxa potężnym prawym bitym na dół w czwartej rundzie.

Eubank był rozstawiony z numerem trzecim i wybrał walkę z niepokonanym Avnim Yildrimem – mało finezyjnym, ale mocno bijącym pięściarzem z Turcji. Rywal renomę wyrobił sobie m.in. sparingami z Jamesem DeGale'em – podczas jednej z sesji miał nawet wybić mistrzowi świata ząb. Do walki z Eubankiem doszło w Stuttgarcie, ale Brytyjczyk nic nie robił sobie z tłumów dopingujących rywala. Od pierwszych minut dało się zauważyć, że jest o wiele szybszy od Turka, który po mocnym prawym podbródkowym był liczony już w pierwszej rundzie. W trzeciej było po wszystkim – efektowna kombinacja prawy plus lewy sierpowy zakończyła się ciężkim nokautem.

Paradoksalnie obaj Brytyjczycy w ćwierćfinałowych starciach pokazali więc coś nieoczekiwanego. Groves nie słynął z ciosów na korpus, a jednak to w ten sposób znokautował Coxa. Eubank z kolei do tej pory przez KO wygrał zaledwie jedną walkę, choć z 25 wygranych aż 19 to zwycięstwa przed czasem. W większości przypadków pojedynki były przerywane na stojąco przez sędziów lub narożnik, co prowokowało pytania o faktyczną siłę pięściarza. Efektowny nokaut na niepokonanym Yildrimie zdawał się sugerować, że siła Eubanka w wyższej kategorii paradoksalnie może być nawet bardziej odczuwalna.

Przed zaplanowanym na 17 lutego 2018 roku pojedynkiem eksperci byli mocno podzieleni, ale nieoczekiwanie większość z nich faworyzowała Eubanka. Miesięcznik "Boxing Monthly" przepytał trzydzieści osób z bokserskiego środowiska – pięściarzy, trenerów, menedżerów i dziennikarzy. Aż dwudziestu z nich – w tym Johnny Nelson, Dereck Chisora i Dave Coldwell – wskazało na pretendenta. Jego głównymi atutami w walce z Grovesem miały być przede wszystkim świeżość i pracowitość.

"Eubank nigdy nie wychodzi z siłowni, a do tego z walki na walkę robi postępy. Typuję, że wygra przed czasem w końcowych rundach" – przewidywał Kell Brook, były mistrz świata w kategorii półśredniej. To była jedna z najczęściej powtarzanych opinii na temat tej walki. Młodszy z pięściarzy miał po prostu fizycznie "zajechać" mistrza. Groves w przeciwieństwie do Eubanka z walki na walkę wyglądał coraz gorzej. Można było odnieść wrażenie, że liczne ringowe wojny powoli zabierają mu dawny błysk.

Na ulicach Manchesteru nie dało się odczuć atmosfery wielkiej pięściarskiej uczty. Więcej było słychać o meczu 1/8 Pucharu Anglii, w którym gracze United mierzyli się na wyjeździe z Huddersfield. W samej hali więcej owacji zebrał Groves. "Nie da się go nie lubić. Saint George kocha wyzwania i zawsze zostawia w ringu serce" – powiedział mi jeden z kibiców. Gdy zapytałem o stosunek Brytyjczyków do Eubanka, usłyszałem, że sprawa jest skomplikowana. Z jednej strony chętnie oglądają jego walki i kibicują mu w starciach z zagranicznymi rywalami, ale z drugiej na scenie krajowej mają po prostu innych faworytów.

Przebieg ringowych wydarzeń był jednak pod wieloma względami zaskakujący. Eubank nigdy się do końca w tej walce nie rozkręcił. Mogła to być zasługa przypadkowego zderzenia głowami z trzeciej rundy, które ewidentnie wybiło go z rytmu i sprawiło, że przyjmował wyjątkowo dużo ciosów nawet jak na siebie. Rozcięcie pogłębiało się potem z każdą upływającą minutą i z pewnością tylko przeszkadzało w realizowaniu planu taktycznego. Groves boksował rozważnie, a kluczem do wygranej okazał się precyzyjny lewy prosty. Po dwunastu rundach nikt w Manchester Arena nie miał wątpliwości, czyja ręka powinna powędrować w górę. Na szczęście nie mieli ich także sędziowie, którzy wypunktowali minimalną, ale jednak dość wyraźną wygraną obrońcy tytułu. 

„Możliwe, że nie doceniłem George’a” - przyznał po wszystkim pokonany, ale nie szukał wymówek. Więcej niż o jego słowach mówiło się o wystąpieniu "Prince'a" Naseema Hameda, który jako ekspert stacji ITV bezceremonialnie zgrillował młodego Eubanka. "W którą kamerę mam spojrzeć, by powiedzieć mu, żeby zakończył karierę? Powinien to zrobić. Nie chcę, by stała mu się krzywda. Albo umiesz boksować, albo nie" – grzmiał w swoim epickim podsumowaniu jeden z najbardziej kolorowych ptaków w historii pięściarstwa na Wyspach.

Oczywiście nakreślony przez niego scenariusz nigdy się nie zmaterializował. Obaj Eubankowie mimo upływu lat pozostają ważnymi punktami odniesienia. Senior usunął się w cień i pozwolił synowi iść swoją drogą, która zaprowadziła go do lukratywnego kontraktu z Alem Haymonem i projektem Premier Boxing Champions. Po porażce z Grovesem odbudował się rok później, pokonując w Londynie inną współczesną legendę – Jamesa DeGale'a. "Saint George" z kolei w finale turnieju dzielnie stawiał czoła Callumowi Smithowi, ale musiał uznać siłę rywala. Po wszystkim zrobił to, do czego Naseem Hamed zachęcał jego półfinałowego rywala – zakończył karierę. I być może właśnie w tym całym zamieszaniu tkwi trudny do opisania absurdalny urok brytyjskiego boksu.

KACPER BARTOSIAK

Książkę ''Polskie pisanie o boksie'' możecie kupić (online i stacjonarnie) w krakowskiej księgarni De Revolutionibus >>>.