POBOKSOWANE #5: CELEBRYCI URATUJĄ POLSKI BOKS?

Kacper Bartosiak, Opracowanie własne

2021-04-10

Czy na polskich galach bokserskich mogą na stałe zagościć walki influencerów? Sprawę bada Kacper Bartosiak w kolejnym odcinku cyklu ''Poboksowane''.

POBOKSOWANE #5: celebryci uratują polski boks?

22 maja polski boks wraca do systemu Pay-Per-View. W Rzeszowie do ringu wyjdą Artur Szpilka (24-4, 16 KO) i Łukasz Różański (13-0, 12 KO), a przed nimi mają się pojawić między innymi Mateusz Masternak (43-5, 29 KO), Adam Balski (15-0, 9 KO) i Kamil Bednarek (6-0, 3 KO). Organizator gali - grupa KnockOut Promotions - zaskoczył nieoczekiwaną odezwą rzuconą... internetowym influencerom.

"Umiesz boksować i masz duże cojones?! Damy ci szansę pokazać się w prawdziwej, zawodowej walce na największej gali w 2021 roku" - głosi hasło na plakacie. "Łatwo dzisiaj zadebiutować w MMA, pytanie czy znajdą się influencerzy gotowi skrzyżować rękawice na największej gali boksu w 2021 roku?" - to z kolei treść nieco prowokacyjnego wpisu w mediach społecznościowych. Przesłanie wydaje się oczywiste - największa bokserska grupa w kraju szuka (a gwoli ścisłości tak naprawdę prosi o kontakt) celebrytów, którzy mogliby być wartością dodaną do mocnej sportowo karty.

Trudno jednak przejść do porządku dziennego nad co najmniej kilkoma aspektami tego projektu. Pierwszym, co daje do myślenia, jest kompletna zmiana podejścia, które promotor Andrzej Wasilewski konsekwentnie przedstawiał w ostatnich latach. "My pana Popka na ring nie wpuścimy, pana Pudzianowskiego też nie. To znaczy możemy wpuścić, ale w boksie to zwyczajnie śmieszne" - tłumaczył nie bez racji szef grupy KP w 2016 roku w "Przeglądzie Sportowym".

Łatwo znaleźć więcej podobnych wypowiedzi, w których powracał ten sam motyw przewodni. W skrócie - celebryci w boksie wyglądaliby komicznie, bo aby wyjść do ringu nie narażając się na śmieszność trzeba mieć jakieś podstawy sportowe. Co zmieniło się przez ostatnich 5 lat w krajobrazie sportów walki? Przede wszystkim mocno przesunęły się akcenty. Pojawiły się organizacje nastawione głównie na pojedynki freaków i nie da się ukryć - mocno wstrząsnęły rynkiem.

Nie jest jednak przypadkiem, że "freak fighty" lepiej wyglądają w klatce niż w ringu. Walka w MMA wygląda inaczej - jest bardziej instynktowna, a bić można nie tylko rękawicą. Brak umiejętności technicznych aż tak nie rzuca się w oczy. Bokserskie "freak fighty" to inna para kaloszy. Kilka tego typu absurdalnych zestawień pojawiło się w ostatnich latach. FEN zorganizował przecież bokserską walkę Wujka Samo Zło z Arabem, ale lepiej ją chyba po prostu przemilczeć. Tego kuriozalnego spektaklu nie dało się oglądać i wcale nie był to wyjątek.

Boks w erze Fame MMA

Oczywiście kompletnie innym rozdziałem jest boks w wydaniu federacji Fame MMA. Można mieć na temat tego projektu różne opinie, jednak pięściarstwo w jakiś przedziwny sposób jest w nim jednak dość mocno zakorzenione. Największą gwiazdą organizacji jest Kasjusz Życiński - zawodnik z dość pokaźnym dorobkiem w boksie olimpijskim. "Don Kasjo" potrafi wykorzystać pozycję lidera i ostatnio konsekwentnie doprowadza do walk w formule bokserskiej.

Już wkrótce na podobnych zasadach zmierzy się z Normanem Parkiem - byłym mistrzem KSW i człowiekiem z zupełnie innego świata. To zestawienie najlepiej pokazuje jak zmieniły się nie tylko realia, ale też podejście samych sportowców. Jeszcze do niedawna nie patrzyli w kierunku „freaków”, a jak już to robili to z zauważalnym poczuciem wyższości. Dziś gwiazdy sportów walki liczą na takie propozycje, bo w takich walkach często mają do podniesienie nieporównywalnie większe pieniądze.

Patrząc na te trendy szerzej - Życiński wcale nie jest wyjątkiem. W Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii YouTuberzy i celebryci w ogóle częściej biją się w boksie, a nie w MMA. Zaczęło się od rywalizacji Jake'a Paula z KSI w 2018 roku. Sacrum mieszało się z profanum - YouTuberów zapowiedział Michael Buffer, a na konferencjach nie brakowało cyrkowych zachowań. Bilety wyprzedały się na pniu. Pakiety Pay-Per-View kosztowały od 7 funtów w Wielkiej Brytanii do 10 dolarów w Stanach Zjednoczonych - sprzedano ich grubo ponad milion, a walka zakończyła się remisem i kontrowersjami. To doprowadziło do rewanżu, ale sprzedawano wcale nie samą walkę, a wielowątkową historię, którą żyła internetowa społeczność.

Rok później obaj influencerzy spotkali się już... na gali Eddiego Hearna. Dziwnemu projektowi błogosławieństwo dała platforma DAZN, a przed starciem YouTuberów - którzy debiutowali w boksie zawodowym - wystąpili w walkach o mistrzowskie pasy (!) Billy Joe Saunders i Devin Haney. Tylko dwa wydarzenia wygenerowały w tamtym roku większe zainteresowanie widzów DAZN - rewanż Anthony'ego Joshuy z Andym Ruizem i starcie Canelo Alvareza z Siergiejem Kowaliowem.

Jak do tej pory Hearn nie poszedł za ciosem, ale bokserskie walki celebrytów żyją dziś już własnym życiem. Stały się biznesową podstawą nowej platformy Pay-Per-View - Trillera. Już 17 kwietnia czeka nas przedziwne wydarzenie z pogranicza sportu i popkultury. W ringu w kolejnej walce rankingowej pojawi się Regis Prograis, ale oprócz tego dojdzie też do freakowego starcia Bena Askrena (uznanego zapaśnika, a potem mistrza MMA w Bellatorze i ONE) z Jakiem Paulem - bratem Logana i internetowym celebrytą.

Tego samego dnia w boksie zadebiutuje 41-letni Frank Mir, którego rywalem będzie Steve Cunningham. W przerwie między walkami wystąpią Snoop Dogg, Ice Cube, Justin Bieber i Doja Cat. "To wydarzenie będzie bardziej przypominać kręcenie filmowego hitu niż galę boksu" - stwierdził bez ogródek Ryan Kavanaugh, majętny człowiek stojący za Trillerem. Płaci się nie za sport, a za wielowymiarowe widowisko. Platforma ma jednak intrygujące pomysły stricte sportowe - niedawno wygrała licytację organizacji walki Teofimo Lopeza z George’em Kambososem.

Nie wyskok, a proces?

Widać wyraźnie - pójście we "freakowym" kierunku na dłuższą metę już nigdzie nie jest dodatkiem tylko świadomą decyzją z długofalowymi konsekwencjami. Apel grupy KnockOut Promotions do "influencerów z cojones" urzeka jednak pewną naiwnością. Mamy do czynienia z pewnym pomieszaniem porządków - otóż grupa najwyraźniej uważa, że po takim konfrontacyjnym ogłoszeniu pojawi się liczne grono chętnych. Niewątpliwie jacyś się znajdą, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że w tym gronie będą dominować gwiazdki szóstej ligi YouTube’a z licznym gronem kupionych followersów.

Eddie Hearn nie czekał aż KSI i Logan Paul przyjdą do niego. Sam nawiązał z nimi kontakt i przedstawił im wizję organizacji wydarzenia sportowego w Pay-Per-View, na czym zna się dziś jak mało kto. Polscy celebryci nie myślą dziś o boksie, bo nie jest im do niczego potrzebny. A jeśli nawet marzą o jakichś walkach, to na innych zasadach i w innym środowisku.

Organizacje freakowe wyrosły jak grzyby po deszczu i zawładnęły mediami społecznościowymi. Czy w 2021 roku na influencerce z branży fitness naprawdę zrobi wrażenie możliwość uczestnictwa w "najważniejszej sportowo gali boksu w tym roku"? Śmiem wątpić - bardziej na wyobraźnię zadziała raczej możliwość wystąpienia w gali pełnej podobnych freaków o nieskończenie większych zasięgach i trafiających do podobnego targetu.

Na dłuższą metę tych dwóch światów nie da się pogodzić. Podczas ostatniej gali Fame MMA debiutujący w tej formule Wardęga "sprzedał" prawie 50 tysięcy dedykowanych linków. To oznacza, że w osobach jego pokroju - abstrahując od klasy sportowej - zdecydowanie jest potencjał biznesowy. Ale tu wracamy do punktu wyjścia - tacy influencerzy nie mają dziś absolutnie żadnego powodu, by zawracać sobie głowę polskim boksem.

Rynek Pay-Per-View też jest już inny niż w 2013 i 2014 roku. Wtedy w polskim sporcie sprzedawały się emocje i wielkie nazwiska, a starcie Tomasza Adamka z  Arturem Szpilką było kasowym hitem. Warto jednak zwrócić uwagę, że po tej walce "Szpila" już nigdy nie walczył na Pay-Per-View. Siedem lat później jest w zupełnie innym miejscu - wtedy wracał po pierwszej porażce w karierze. Był medialnym fenomenem i wciąż obiecującym prospektem, który bez żadnego przetarcia wychodził do jednego z najlepszych krajowych pięściarzy w historii. Dziś Artur po raz kolejny wymyśla się na nowo i walczy o być albo nie być w poważnym boksie z pięściarzem, który jest znany głównie fanom boksu.

I tu dochodzimy do sedna - być może największym problemem całej gali zaplanowanej na 22 maja jest to, że nie jest to wydarzenie pasujące do dzisiejszego świata Pay-Per-View. I nie zmieni tego specjalnie nawet obniżona cena pakietów lub ewentualne "dopchanie" karty walkami influencerów z łapanki. Samo zaangażowanie się w tego typu eventy to proces, w którym trzeba pobrudzić sobie ręce i mieć świadomość, że z dnia na dzień nie zbawi on polskiego boksu. By miał w ogóle sens, trzeba znaleźć znane osoby, które naturalnie mają coś wspólnego z boksem. Niestety, postaci pokroju Kazimierza Marcinkiewicza, Tomasza Karolaka i Szymona Majewskiego (to chyba najbardziej znani polscy celebryci, którzy mają luźne związki z boksem) nie przystają do realiów, bo nie mają potencjału sprzedażowego Pay-Per-View wśród młodego pokolenia.

Jako fani boksu możemy się okopać w naszej niszy i obrażać na rzeczywistość, ale możemy też próbować się w tym wszystkim odnaleźć. Dokooptowanie celebrytów do boksu bez stracenia twarzy i pójścia na daleko idące ustępstwa nie będzie jednak łatwe. Gdyby było, to Eddie Hearn nadal aktywnie działałby w tym kierunku. W Polsce na początek prościej będzie postawić na budowanie rozpoznawalności młodych pięściarzy w środowisku internetowym środkami przystającymi do 2021 roku.

KACPER BARTOSIAK