CZERNINA: JACK BROUGHTON vs JACK SLACK (TEKST JANA SKOTNICKIEGO)

Jan Skotnicki, Opracowanie własne

2020-12-06

Dziś w ''Czerninie'' gościnny występ jednego z najlepszych szefów kuchni - Jana Skotnickiego, największego polskiego historyka boksu zawodowego. Poniższy tekst ukaże się w książce ''Polskie pisanie o boksie'', którą w pierwszym kwartale przyszłego roku wyda wydawnictwo Ebr we współpracy z Bokser.org. Wsród autorów również m.in. Kacper Bartosiak, Andrzej Pastuszek i ja. Niech apetyt rośnie.

JACK BROUGHTON VERSUS JACK SLACK

Jacka Broughtona, pierwszego mistrza w walce na pięści w pełnym tego słowa znaczeniu (jego poprzednicy toczyli tak zwany trójbój – na pałasze, pięści i kije), uważa się za ojca nowożytnego boksu. Jest w tym sporo racji, bo właśnie on ułożył w 1743 roku przepisy regulujące rywalizację w tej dyscyplinie sportowej, które przetrwały z niewielkimi poprawkami aż do 1867 roku, najpierw jako Broughton Rules, a po zmodyfikowaniu w latach 1838 i 1853 jako London Prize Rules. Również Broughton jako pierwszy używał do treningu prototypu rękawic bokserskich zwanych wówczas mufflers, które jednak nie przyjęły się w oficjalnych meczach i wprowadzono je dopiero w latach siedemdziesiątych XIX stulecia.

Broughton, urodzony w 1704 roku w Baunton, koło Cirencester, w hrabstwie Gloucestershire, początkowo pracował jako wioślarz, przewożąc pasażerów przez Tamizę. Pierwsze walki na pięści stoczył przed 1725 rokiem, który wymienia się jako początek jego bokserskiej kariery.

Oficjalnie zadebiutował w Bristolu, w którym rozegrał wiele pojedynków zwanych wówczas turn-up, to znaczy walk z przypadkowymi, nieustalonymi uprzednio przeciwnikami, w naprędce zaimprowizowanym ringu lub zgoła bez niego, z przestrzeganiem obowiązujących reguł, ale niekiedy mających charakter typowej ulicznej bójki.

Jedną z jego walk oglądał słynny James Figg (mistrz we wspomnianej formule trójboju w latach 1719–1730), który trafnie ocenił zdolności młodzieńca i zaproponował mu treningi w swojej akademii. Już po kilku miesiącach ćwiczeń Broughton posiadł tyle umiejętności, że zaczął odnosić coraz bardziej znaczące zwycięstwa, specjalizując się głównie w walce na pięści, która stopniowo zaczynała wypierać dotychczas organizowane trójmecze. Szermierzem był również doskonałym i w jednym z pojedynków pokonał nawet samego księcia Williama of Cumberland, uważanego za czołową szpadę Wysp Brytyjskich. Potem książę Cumberland był przez wiele lat jego protektorem, a może nawet przyjacielem.

Pod wpływem intensywnych treningów w szkole Figga młody Jack pięknie rozwinął się fizycznie i był bardzo sprawny. W szczytowej formie miał prawie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu przy wadze około osiemdziesięciu ośmiu kilogramów. Był równie proporcjonalnie zbudowany, jak jego nauczyciel, ale jeszcze mocniej umięśniony, wyróżniał się ogromną siłą i wytrzymałością. Był przy tym niezwykle szybki i dysponował świetną jak na ówczesne czasy techniką, popartą potężnym uderzeniem z obu rąk. Chętnie atakował korpus przeciwnika, a jego cios w żołądek okazał się prawdziwym postrachem ringowych rywali. 

Trudno w tej chwili ocenić jego wartość jako pięściarza, skoro od tamtych czasów minęło już ponad dwieście pięćdziesiąt lat, ale z pewnością w omawianym okresie jego supremacja była bardziej zdecydowana niż Toma Johnsona, Johna Jacksona, Toma Cribba, Jema Mace’a, a w późniejszych czasach Johna Sullivana, Jima Jeffriesa, Jacka Dempseya, Joego Louisa czy Rocky’ego Marciana. Dość powiedzieć, że w latach 1729–1750, a więc przez ponad dwadzieścia lat, nie doznał żadnej porażki, zwyciężając wszystkich przeciwników wprost z dziecinną łatwością. Broughton mierzył swe siły z najlepszymi zawodnikami tamtego okresu takimi jak Tom Pipes, Bill Gretting (obaj w okresie 1730–1734 uznawani byli za mistrzów Anglii po wycofaniu Jamesa Figga), George Taylor (drugi oficjalny mistrz Wielkiej Brytanii), John „Buckhorse” Smith, Prince Boswell, Will Willis, Sailor Field i George Stevenson, którego tragiczne dzieje przedstawiam w tomie Śmierć na ringu. Wykazał swą wyższość nawet nad samym Figgiem w walce pokazowej rozegranej 6 maja 1733 roku w Londynie po spotkaniu Bob Whittaker versus Alberto Di Carini.

Był przesadnie skromny i chyba niezbyt zaradny życiowo w początkowym okresie swojej kariery. Bardzo długo czekał na oficjalne uznanie go za mistrza Wysp Brytyjskich, co nastąpiło dopiero w 1736 roku (różni historycy podają rozbieżne daty, od 1734 do 1740 roku), kiedy bezapelacyjnie pokonał doskonałego George’a Taylora, a więc po jedenastu latach kariery, chociaż – jak wspomniałem – był zdecydowanie najlepszy już od 1729 roku.

Taylor okazał się najzdolniejszym po Broughtonie uczniem i pupilkiem Figga. Znacznie młodszy od Jacka (urodził się w 1716 roku), był przebojowy i pozbawiony skrupułów. Kilka dni po śmierci mistrza w grudniu 1734 roku zajął jego amfiteatr i ogłosił się nowym czempionem, choć miał na koncie znacznie mniej sukcesów niż Broughton. Udało mu się to prawdopodobnie dzięki poparciu Fryderyka, księcia Walii, jego ówczesnego protektora.

Jack przez dwa lata bezskutecznie wyzywał uzurpatora do walki, George bowiem konsekwentnie odmawiał. Dopiero zdecydowana interwencja Williama, księcia Cumberland, zmieniła sytuację. Broughton dostał swoją szansę i potrafił ją wykorzystać. Panował niepodzielnie przez pięć lat i zwyciężył bezapelacyjnie wszystkich  przeciwników, którzy nieopatrznie stanęli mu na drodze.

Potem nastąpiły tragiczna w skutkach walka z  młodym George’em Stevensonem (1741, Stevenson zmarł kilka dni po walce), dwuletnia przerwa i refleksja wstrząśniętego czempiona (1741–1743), ogłoszenie pierwszych przepisów bokserskich (1743) i triumfalny powrót na ring uświetniony zdecydowanymi zwycięstwami nad kolejnymi challengerami  – Jackiem Jamesem (1744) i Tomem Smallwoodem (1745). Innych chętnych do walki z  mistrzem nie było. Jego supremacja była wówczas tak zdecydowana, że przeciwnicy wyraźnie unikali spotkania z nim, nie wierząc w możliwość zwycięstwa.

Nawet George Taylor, chociaż znacznie młodszy i cieszący się opinią doskonałego pięściarza, dostał od Jacka tak dotkliwą nauczkę, że nie domagał się rewanżu za porażkę z 1736 roku. Ograniczał się jedynie do szukania rywala, który mógłby zdetronizować starego mistrza. Nie było to łatwe, chociaż czempion już dawno przekroczył czterdziestkę i zaniedbywał trening, większość czasu poświęcając rozrywkom i interesom. Broughton obracał się wówczas w kręgach londyńskiej high society. Jego protektor i przyjaciel książę Cumberland chętnie godził się, aby przystojny i dobrze ułożony Jack, niezwyciężony mistrz w walce na pięści, której on był pierwszym patronem, towarzyszył mu podczas oficjalnych wizyt w charakterze straży przybocznej.

Książę wprowadził Broughtona do wyższych sfer, pomagał mu nawiązywać znajomości, robić interesy, a nawet wybudować okazały amfiteatr w bezpośrednim sąsiedztwie słynnego Great Booth Jamesa Figga, który po zmarłym w 1734 roku czempionie przejął wraz z mistrzowskim tytułem właśnie George Taylor, zwany uzurpatorem. 

Jack towarzyszył też księciu w jego podróży po kontynencie i z tych wojaży zachowała się następująca anegdota: Podczas pokazu doborowego regimentu grenadierów cesarz niemiecki Fryderyk Wielki zapytał Broughtona, jak zwykle towarzyszącego księciu Williamowi, czy zgodziłby się zmierzyć w walce z którymś z okazałych gwardzistów, znacznie przewyższających go wzrostem i wagą. Jack uśmiechnął się i odrzekł żartobliwie: „Czemu nie, Wasza Wysokość? Mogę walczyć nawet z całym regimentem, prosiłbym tylko o podawanie czegoś do zjedzenia pomiędzy kolejnymi pojedynkami”.

Z biegiem lat Jack Broughton z mistrza boksu powoli zmieniał się w lwa salonowego i robił coraz lepsze interesy, stale powiększając swój majątek. Dramat zaczął się na początku 1750 roku. Wczesną wiosną czterdziestosześcioletni już czempion udał się na wyścigi konne w towarzystwie wytwornych dam. Tam przypadkowo spotkał Jacka Slacka, zwanego „Rzeźnikiem z Norfolk”, który przechodząc, potrącił go niechcący (a może nawet celowo). Broughton bez wahania zdzielił go trzymaną w ręku szpicrutą, Slack chciał mu się zrewanżować i rzucił się na mistrza z pięściami, ale rozdzielono ich i incydent poszedłby w zapomnienie, gdyby nie to, że „Rzeźnik z Norfolk” przesłał mistrzowi wyzwanie do walki o tytuł i sześćset gwinei.

Broughton przyjął wyzwanie i walkę wyznaczono na 11 kwietnia 1750 roku. Mistrz nie traktował challengera serio i niezbyt przykładał się do treningów, wierząc w swoje ringowe atuty. „Rzeźnik z Norfolk” nie uląkł się sławy Broughtona i stawił się w wyznaczonym terminie, aby zmierzyć swe siły z czempionem. Slack liczył wtedy dwadzieścia dziewięć lat, miał sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i ważył ponad dziewięćdziesiąt jeden kilogramów. Był więc o siedemnaście lat młodszy i prawie o pięć centymetrów niższy od Broughtona, ale za to przeważał go o trzy kilogramy. Znajdował się przy tym w doskonałej formie, a jego potężne mięśnie wyraźnie rysowały się pod skórą, podczas gdy niedotrenowany mistrz był widocznie otłuszczony. Wprawdzie Broughton pocieszał się tym, że Slack trzy miesiące wcześniej został gładko pokonany przez George’a Taylora, nad którym on uprzednio odniósł zdecydowane zwycięstwo, ale była to marna pociecha.

Mimo że na oko challenger prezentował się znacznie bardziej okazale, zdecydowanym faworytem był stary mistrz, na którego książę William postawił zawrotną sumę dziesięciu tysięcy funtów przeciwko czterystu funtom młodego lorda Chesterfielda – i przegrał.

Początkowo nic nie zapowiadało porażki Broughtona, który przez pierwsze dziesięć minut był w nieustannym natarciu, formalnie deklasując młodszego rywala. Slack dzielnie przetrzymał pierwszy szturm czempiona i ruszył do kontrataku, ale Broughton świetnie się bronił, celnie kontrując. Po jednym z takich ciosów na szczękę challenger obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Mistrz skoczył do przodu jak tygrys, ale w tym momencie Slack zakręcił się błyskawicznie dookoła własnej osi jak bąk, zadając wyprostowaną ręką cios z bekhendu. Potwornie silne uderzenie trafiło Broughtona dokładnie między oczy. Nie upadł wprawdzie, ale był zamroczony. Co gorsza, powieki momentalnie mu napuchły, tak że zupełnie nic nie widział i nie mógł zlokalizować przeciwnika. Książę Cumberland, zaniepokojony nieoczekiwanym zwrotem w przebiegu walki, zawołał: „Broughton, do licha, co ty wyprawiasz, co się z tobą dzieje? Czemu nie walczysz? Przecież przegrywasz!”.

„Nie widzę swego przeciwnika – odpowiedział Jack – jestem oślepiony, ale nie zwyciężony, gdybym go widział, nigdy by mnie nie pokonał”.

Slack nie miał litości i nic niewidzący czempion stał się łatwym łupem dla jego twardych pięści, z których każda miała podobno wielkość bochenka chleba. Wkrótce walka zamieniła się w masakrę. Po czternastu minutach Broughton, zdając sobie sprawę z bezsensu kontynuowania pojedynku, poddał się wreszcie i Jack Slack został nowym mistrzem Anglii.

Książę Cumberland okazał się człowiekiem małego ducha i podłego charakteru. Wściekły na Broughtona z powodu przegrania  w zakładach ogromnych pieniędzy, odwrócił się od niego i wziął pod swoją opiekę nowego mistrza Jacka Slacka. Pozbawiony możnej protekcji i będący w niełasce Broughton zamknął swój amfiteatr i wycofał się z boksu, całkowicie poświęcając się interesom, dzięki którym wkrótce dorobił się fortuny.

Kiedy zmarł w grudniu 1788 roku, dożywszy sędziwego wieku osiemdziesięciu czterech lat, pozostawił majątek obliczany na ponad siedem tysięcy funtów. Dorobek ten, choć jak na ówczesne czasy olbrzymi, nie dorównywał jednak – jak pamiętamy – sumie, jaką książę Cumberland przegrał, stawiając na Broughtona.

Broughton był z całą pewnością jednym z największych – jeśli nie najwybitniejszym – mistrzów Wysp Brytyjskich z okresu walk na gołe pięści. W uznaniu jego zasług wybrano go już w pierwszej elekcji w 1954 roku do Bokserskiego Hallu Sławy przy redakcji „The Ring Magazine”.

Jack Slack był mistrzem przez równe dziesięć lat, zwyciężając w obronie tytułu trzech challengerów, zanim uległ całkiem nieoczekiwanie Billowi Stevensowi. I tym razem książę William stracił sporo pieniędzy, obstawiając swojego mistrza. Te dwie przegrane spowodowały, że książę Cumberland z miłośnika i protektora pięściarstwa stał się jego zaciętym i nieprzejednanym wrogiem, pierwszym, który przeforsował w brytyjskim parlamencie ustawę wymierzoną przeciwko temu sportowi i zapoczątkował nagonkę przeciw boksowaniu, trwającą z różnym nasileniem ponad sto lat.

JAN SKOTNICKI, 1993

* * *

Dr Jan Skotnicki (ur. 1941) - historyk pięściarstwa, autor m.in. piętnastotomowej serii ''Zawodowcy'' (pochodzi z niej powyższy tekst) i sześciotomowej ''The Bare Knuckle Record Book''. Członek IBRO (International Boxing Research Organization). Posiada jedną z największych w Europie kolekcji książek i czasopism o tematyce pięściarskiej. Współpracował m.in. z amerykańskim ''The Ring'', włoskim ''Pugilato'' i polskim ''Bokserem'' (dawniej ''Boksem'').