ZAPOMNIANE BITWY: JULIAN JACKSON vs HEROL GRAHAM

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2020-11-28

Dziś w cyklu ''Zapomniane bitwy'' Wojciecha Czuby niesamowita walka jednego z najmocniej bijących zawodników wszech czasów - Juliana Jacksona - ze znakomitym Herolem Grahamem.

ZAPOMNIANE BITWY: JULIAN JACKSON VS HEROL GRAHAM

24 listopada 1990 roku na ringu w hiszpańskim mieście Benalmadena Julian Jackson (55-6-0, 49 KO) dokonał dwóch rzeczy. Pierwsza to efektowne zdobycie prestiżowego, zielonego pasa WBC wagi średniej. Druga - o mały włos nie urwał wówczas głowy i nie zabił swoim potwornym prawym sierpowym Herola Grahama (48-6-0, 28 KO).

Mało brakowało, a do pojedynku tych dwóch świetnych pięściarzy w ogóle by nie doszło. Wszystko przez problemy z odklejającą się siatkówką Jacksona, które spowodowały, że Brytyjski Związek Boksu Zawodowego nie zgodził się na organizację tego starcia na Wyspach. Jednakże sprytny promotor tego wydarzenia Barry Hearn (ojciec Eddie’ego)  i jego Matchroom Boxing bardzo szybko znaleźli nową lokalizację w Hiszpanii, będąc przekonanymi, że ich utalentowany podopieczny Graham właśnie tam zasiądzie na mistrzowskim tronie. 

„Niektórzy rodzą się z talentem, ja otrzymałem siłę”

Noszący przydomek „Bombowiec” Anglik był świetnie wyszkolonym mańkutem, który do dzisiaj jest uważany przez bokserskich ekspertów za najlepszego pięściarza tego kraju, który nigdy nie wywalczył światowego tytułu. Urodzony w Nottingham czarnoskóry czarodziej musiał zadowolić się „tylko” mistrzowskimi pasami Europy, Wielkiej Brytanii i Wspólnoty Brytyjskiej w dywizjach junior średniej i średniej. Promotorzy, trenerzy i kibice Herola byli przekonani, że ich bohater poradzi sobie z mocno bijącym, ale według nich topornym i słabym technicznie Jacksonem. Brytyjski „Bombowiec” przystępując do tego pojedynku był u szczytu formy, miał 31 lat i świetny rekord 43-2-0, 26 KO.

Urodzony na Wyspach Dziewiczych Jackson mimo, że był z pewnością mniej utalentowany niż jego angielski przeciwnik, to jednak posiadał jeden ogromny atut w postaci naturalnej, druzgocącej wręcz siły ciosu. Jeżeli dołożymy do tego ambicję, wielkie serce do walki i setki litrów potu wylanych na treningach, otrzymamy niebezpiecznego i nieprzewidywalnego niszczyciela. Mogącego w ułamku sekundy zmienić bieg bokserskiej historii. 

- Moja moc w pięściach jest naturalna, urodziłem się z nią. Kiedy miałem 17 lat sparowałem z jakimś zawodowcem i w pewnym momencie uderzyłem prawym, a on padł momentalnie na ziemię. Wtedy zdałem sobie sprawę co posiadam. Niektórzy bokserzy rodzą się z talentem, ja otrzymałem siłę. To bardzo mi pomogło. Jeżeli trzeba, to potrafię boksować, ale z pewnością lepiej wychodzi mi nokautowanie. Dlatego większość moich walk nie trwa dłużej niż trzy rundy - stwierdza z uśmiechem Julian.

„Musiałem mieć pewność, że więcej nie wstanie”

W przeciwieństwie do Grahama Jackson znał już uczucie radości po wywalczeniu światowego czempionatu. W listopadzie 1987 roku w Las Vegas w przeciągu trzech rund zdemolował innego króla nokautów tamtych lat, twardziela z Południowej Korei In Chul Baeka (47-3-0, 43 KO), za co w nagrodę otrzymał pas WBA dywizji junior średniej. Po tym sukcesie Julian zanotował osiem kolejnych wygranych przed czasem, a wśród pokonanych znalazł się m.in. świetny trzykrotny mistrz świata, „Straszliwy” Terry Norris (47-9-0, 31 KO). Oto jak wspomina to trwające dwie rundy starcie z Teksańczykiem sam Jackson:  

- Pamiętam, że kiedy znokautowałem Norrisa, jego trener Abel Sanchez, z którym pracowałem kiedyś wcześniej, powiedział do mnie z wyrzutem w głosie: „Po co uderzyłeś go drugi raz? Już po twoim pierwszym ciosie był znokautowany”, więc mu odpowiedziałem: „Trenerze, to jest Terry Norris, doskonały bokser, musiałem mieć pewność, że więcej nie wstanie!”...

,,Puncher always has a chance’’

W 1990 roku noszący wymowny przydomek „Jastrząb” zawadiaka z Las Vegas postanowił podbić kategorię średnią, nie ukrywając, że tylko tam doczeka się milionowych gaż za swoje występy. Tak oto skuszony brytyjskimi funtami 30-letni Jackson znalazł się na ringu w hiszpańskim kasynie Torrequebrada. Stając tego dnia oko w oko z Grahamem, przybywający z Ameryki zawodnik legitymował się doskonałym i budzącym strach wśród przeciwników rekordem 40-1-0, 38 KO.  

Imponująca liczba nokautów na koncie Jacksona nie zrobiła jednak większego wrażenia na żądnym zwycięstwa „Bombowcu” z Nottingham. Gdy tylko zabrzmiał pierwszy gong, bez żadnego respektu  błyskawicznie zaatakował „Jastrzębia”. Na początku wszystko układało się po myśli Brytyjczyków. Ich faworyt boksował wręcz koncertowo, przez trzy rundy udzielając srogiej i bolesnej lekcji boksu Julianowi. Po zakończeniu trzeciej odsłony sędzia ringowy, pan Joe Cortez widząc coraz bardziej zapuchnięte lewe oko Juliana powiedział jego narożnikowi, że daje mu jeszcze jedną rundę, a potem przerywa pojedynek. Wystarczyło więc, aby Herol trzymał się planu i dalej kąsał bezradnego przybysza zza Oceanu. 

Niestety, chwila nieuwagi i stare bokserskie przysłowie mówiące o tym, że puncher zawsze ma szansę, znowu się sprawdziło. Gdy do końca tej odsłony pozostało już niewiele czasu, osaczony w narożniku „Jastrząb” nagle wyprowadził straszliwy prawy sierpowy, który eksplodował idealnie na szczęce Anglika. Faworyt gospodarzy padł jak rażony gromem, będąc już kompletnie nieprzytomnym zanim jeszcze jego głowa dotknęła maty ringu. Na szczęście po ponad pięciu ciągnących się w nieskończoność minutach dzielny „Bombowiec” odzyskał w końcu świadomość. Jednakże po tym jak w szatni zemdlał, ponownie odwieziono go do szpitala, gdzie spędził całą noc na obserwacji.

„Dziękuję Bogu, że żaden z moich przeciwników nie umarł”

Bokserscy dziennikarze zaraz po walce nazwali kończące uderzenie Jacksona „ciosem stulecia”. Czy rzeczywiście było najsilniejsze w nowożytnej historii boksu? Oto jak sam świeżo upieczony wówczas czempion WBC opisał tamtą sytuację:

- Graham był najbardziej niewygodnym rywalem, z jakim się mierzyłem. Był wspaniałym ,,średnim’’, szybkim i nieuchwytnym. Przez cztery rundy strasznie mnie zlał. Wiedziałem, że sędzia może w każdej chwili przerwać walkę przez moje zapuchnięte oko – analizuje „Jastrząb”. – W pewnym momencie, gdy miał mnie w narożniku zauważyłem, że się odsłonił. Pomyślałem ,,teraz albo nigdy’’ i włożyłem w uderzenie całą moc. Trafiłem idealnie. To mój najlepszy nokaut. Dziękuję Bogu, że żaden z moich przeciwników, których znokautowałem, nie umarł i nie odniósł trwałych obrażeń.

W 2003 roku w opublikowanym przez magazyn „The Ring” zestawieniu stu największych puncherów wszech czasów Julian „The Hawk” Jackson znalazł się na 25 miejscu.

Mający aktualnie 60 lat czempion swoją pełną niesamowitych walk karierę zawodową zakończył w 1998 roku. Następnie wrócił na Wyspy Dziewicze do miasta St. Thomas skąd pochodzi i gdzie aktualnie trenuje młodych pięściarzy zawodowych (w tym trzech swoich synów: Juliusa, Juliana Juniora i Johna). Pracuje także w Ministerstwie Sportu swojej ojczyzny, jako koordynator do spraw boksu.   

Drugi z uczestników tej pamiętnej wojny, 61-letni Herol „Bomber” Graham na pięściarską emeryturę przeszedł w tym samym roku, co jego pogromca. Z Nottingham przeniósł się do Londynu, gdzie pracuje w sklepie oraz jako trener dzieci i młodzieży. W 2011 roku napisał swoją biografię „Behind the Laughter” w której opowiada m.in. o walce z ciągłą depresją w jaką wpadł po fatalnej porażce z Jacksonem, po której, jak sam przyznaje, nigdy już nie był tym samym pięściarzem.

WOJCIECH CZUBA