CZERNINA: KILLER Z BYTOMIA

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2020-11-08

W dzisiejszym odcinku ''Czerniny'' smak kuchni ormiańsko-polskiej podlanej amerykańskim sosem, czyli rzecz o Oskarze Safaryanie, mistrzu Polski w najcięższej kategorii wagowej, który będzie bronić tytułu już za kilka dni, podczas rozpoczynających się 15 listopada w Wałczu Mistrzostw Polski Seniorek i Seniorów.

KILLER Z BYTOMIA

Koniec lat 80. i początek lat 90. w hip-hopie stały pod znakiem dominacji Zachodniego Wybrzeża. Najważniejsze w zdobyciu przez West Coast kontroli nad rynkiem były dwa pionierskie uderzenia. Najpierw grupa N.W.A. zadała w 1988 roku potężny cios albumem ''Straight Outta Compton'', kakofonicznym i wściekłym. Potem wytwórnia Death Row znokautowała konkurencję G-Funkiem, wypuszczając w 1992 roku album ''Chronic'' Doktora Dre - hipnotyczny, leniwy i głęboko basowy. Wschodnie Wybrzeże musiało wstać z desek i odpowiedzieć. Zbliżał się czas renesansu.

W 1994 roku dwóch nastolatków z nowojorskiego Queensbridge - Prodigy (Albert Johnson) i Havoc (Kejuan Muchita ), tworzący grupę Mobb Deep - szukało swojego miejsca na scenie po porażce ich debiutanckiego albumu ''Juvenile Hell''(1993), który brzmiał wtórnie na tle objawień Wschodniego Wybrzeża i Nowego Jorku: Wu-Tang Clanu ze Staten Island, Notoriousa B.I.G. z Brooklynu i sąsiada Prodigy'ego i Havoca z dzielnicy, Nasira Jonesa, znanego również jako Nas. Porażka ''Juvenile Hell'' skłoniła wytwórnię 4th & B'way Records do rozwiązania kontraktu z głównymi autorami płyty. Mobb Deep otrzymała szansę na wskrzeszenie kariery w wytwórni Loud, pod flagą której ukazał się singiel ''Shook Ones'', zwiastujący nowe brzmienie grupy. Na bazie dobrego przyjęcia singla i poczucia ostatniej szansy, w ''gotowych na wszystko dzieciakach'' zrodziła się niezłomna determinacja do stworzenia arcydzieła.

- Byłem w moim pokoju na kwadracie w Queensbridge. Winyle porozrzucane po ziemi, cały pokój zawalony płytami, butelkami piwa Olde English, pustymi torebkami po zielsku. Wszystko puste. Butelki, torebki, kieszenie. Pamiętam, że zrobiłem ten bit z czystej miłości do sztuki. Spodobał mi się, ale kiedy chłopaki wpadli go posłuchać, zajarali się nim bardziej. Mówili, że to szalone (...) A kiedy naćpany Prodigy położył na tym swoje chore wersy... Powstała druga część Shook Ones, prawdziwy hymn ulic - wspominał po latach Havoc, samplujący podczas produkcji tego numeru ''Dirty Feet" Big Bandu Daly'ego Wilsona (chłodne bębny), "Kitty With The Bent Frame" Quincy'ego Jonesa (złowroga syrena), ''Jessicę'' Herbie'ego Hancocka (tajemnicza, zwolniona i zapętlona melodia pianina, ten sampel rozszyfrowano dopiero w 2011 roku) i dźwięki osiedlowych mieszkań, m.in. dźwięk zapalania gazu w kuchence, który można odnaleźć w hi-hatach.

''Shook Ones Pt. II'' - serce ikonicznego albumu ''Infamous'' - pozostaje jednym z najbardziej bezwzględnych manifestów ulicznego terroru. To właściwie na wskroś realistyczny dokument, raport z pola bitwy, wojenna pieśń sławiąca młodocianych bandytów. Przemoc i brud zostają tu wyniesione do rangi świętości, która oddziela kryminalną rodzinę od tchórzliwego motłochu społeczeństwa. Od strony lirycznej wrażenie robi zwłaszcza gęsta narracja Prodigy'ego, słowa przylegają w niej do rzeczy jak kastet do pięści. A jeżeli nie rozumiesz, to ''dźgniemy cię w mózgownicę kością twojego nosa''. 

* * *

Yeah, to all the killers and a hundred dollar billas
For real niggas who ain't got no feelings

Dwudziestego trzeciego października 2020 roku w lubelskim Centrum Spotkania Kultur - uderzającym surowym, industrialnym rozmachem budynku, nasyconym betonem, szkłem i stalą - odbył się mecz bokserski Polska vs Chorwacja, w którego walce wieczoru zmierzyli się polscy zawodnicy wagi superciężkiej: 21-letni Oskar Safaryan i 27-letni Adam ''Godzilla'' Kulik. Wejście do ringu Safaryana, który osobiście wybrał na swój utwór ''Shook Ones Pt. II'', już dziś można uznać za kultowe. Tym bardziej, że granatowo-czerwona oprawa świetlna wpisała się w kolory okładki ''Infamous'', że sama walka była manifestem młodego boksera i że stała za nią kozacka historia. 

Ojciec Oskara - charyzmatyczny Sahak Safaryan, uprawiający swego czasu judo, od zawsze zafascynowany boksem - przyjechał do Polski z Armenii w drugiej połowie lat 90. Założył rodzinę w Bytomiu, gdzie zaprowadził dziesięcioletniego syna na pierwszy trening. A że ludzie pochodzenia ormiańskiego są nierzadko szczególnie utalentowani (od Charlesa Aznavoura przez Garriego Kasparowa do Alaina Prosta i Andre Agassiego, a w Polsce od Jerzego Kawalerowicza przez Zbigniewa Herberta do Krzysztofa Pendereckiego, to oczywiście tylko przykłady), prawdopodobieństwo mistrzowskiej kariery było całkiem wysokie. Oskar zaczął boksować pod okiem doświadczonych bytomskich fachowców - Arkadiusza Sikory, Sylwestra Klasy, Marka Okroskowicza oraz Mariana Łagockiego - i szybko podbił krajowe ringi w niższych kategoriach wiekowych, zdobywając m.in. mistrzostwo Polski kadetów (2015) i juniorów (2017), Złotą Rękawicę Wisły (2015 i 2016), złoto rybnickich Czarnych Diamentów (2016) i Olimpiady Młodzieży w Grudziądzu (2015), a także medale międzynarodowych turniejów o Puchar Brandenburgii (2017, srebro), MTB im. Dana Pozniaka na Litwie (2017, brąz) czy Memoriału Leszka Błażyńskiego (wielokrotne złoto). 

Gorzej wiodło mu się w mistrzostwach świata i Europy (2015 i 2017), gdzie przegrywał w pierwszych walkach. Na wysokim szczeblu młodzieżowego boksu prezentował się nierówno, potrafił walczyć cios za cios z mistrzami Ukrainy (m.in. remis z medalistą MME Dmitro Galaganem podczas meczu Polska vs Ukraina w 2017 roku i niesłuszna porażka z Aleksandrem Gritsiwem w półfinale wspomnianego litewskiego turnieju) i przegrywać ważne starcia przed czasem (porażka w drugiej rundzie z wieloletnim numerem jeden kadry USA, utytułowanym Richardem Torrezem w finale wspomnianego niemieckiego turnieju). Widoczny był natomiast w jego boksie duży potencjał, obok znakomitych warunków fizycznych (obecnie 202 cm wzrostu, grubo ponad 110 kg wagi) imponował zjawiskową swobodą poruszania się w ringu i wyprowadzania uderzeń. Umiał efektywnie zmieniać pozycje podczas walki, a także szukać innych nieszablonowych rozwiązań we wszystkich dystansach. Ciosom brakowało jednak wymowy, a ogólnej technice szlifu, który wyniósłby Safaryana na wyższy poziom. Nota bene rozwój młodych ''ciężkich'' rządzi się swoimi prawami, wystarczy przypomnieć choćby karierę Tysona Fury'ego, który dojrzewał bardzo długo, aż wreszcie jego unikatowe atuty - podobne w pewnym sensie do atutów Oskara - wybrzmiały w pełni. Najlepszy Safaryan jest daleko przed nami, choć ma za sobą pierwszy poważny przełom w karierze.

Wejście Oskara do seniorskiego boksu było wyjątkowo bolesne. W marcu 2018 roku na mistrzostwach Śląska w Bielsku-Białej ściął go potwornym prawym nad lewą ręką Piotr Łącz z Mazańcowic. Walka trwała niewiele ponad pół minuty, Safaryan nie podnosił się przez ponad trzy. Tuż po mrożącym krew w żyłach nokaucie między linami znaleźli się ojciec boksera wraz z lekarzem i sanitariuszem, a sędzia Wiesław Andrzejczak wspomina te chwile jako straszne. Większość obserwatorów mówiła o potrzebie zakończenia kariery, tymczasem Safaryan twierdzi, że nie mogła mu się przytrafić lepsza lekcja. Nokaut był impulsem do kroku naprzód, pod koniec roku Oskar zmienił trenera i klub, oddając swoją przyszłość w ręce Ireneusza Przywary z Concordii Knurów. Przywara - odkrywca Damiana Durkacza, jeden z odkrywców Tomasza Adamka, były trener kadry, przed laty jeden z filarów knurowskiej drużyny jako zawodnik - w błyskawicznym tempie poprawił przede wszystkim obronę i nastawienie psychiczne bytomianina, czego ukoronowanie stanowi złoty medal w jego debiucie w mistrzostwach Polski seniorów. W grudniu 2019 roku w Opolu pokonał w eliminacjach Marcina Sianosa (Fight Club Koszalin) 5:0, w ćwierćfinale Krzysztofa Włodarczyka (JKB Jawor Team Jaworzno) 4:0, w półfinale Pawła Sajdę (Imperium Boxing Wałbrzych) 3:2 i w finale Aleksandra Stawireja (KS Ziętek Team Kalisz) 3:2. Pokazał większą niż w przeszłości kontrolę nad walką, zimny instynkt, charakterystyczną elastyczność i szybkość. 

Świeżo upieczony mistrz kraju zaczął rywalizować o miano numeru jeden reprezentacji narodowej z muskularnym olbrzymem z Lublina, Adamem Kulikiem, który w marcu 2020 roku wyleciał do Londynu, by wziąć udział w europejskich kwalifikacjach olimpijskich do igrzysk w Tokio. Londyński turniej przerwano z powodu pandemii, a w czerwcu Safaryan i Kulik skrzyżowali rękawice podczas Suzuki Boxing Night II w Kielcach. Niejednogłośne zwycięstwo Oskara uznano za kontrowersyjne (osobiście uważam, że było całkowicie zasłużone), ''Godzilla'' zrobiła na wielu obserwatorach wrażenie aktywnością, chociaż pod względem czysto bokserskim wyraźnie górował bytomianin. Kolejne kontrowersje przyszły w październiku, gdy w finale młodzieżowych mistrzostw Polski nieustannie atakujący Oskar Kopera z Gorzowa pokonał Safaryana 3:2. Ponownie będę się upierał przy wyższości podopiecznego Przywary, ale trzeba przyznać, że nie zaakcentował swojej przewagi wystarczająco mocno, by nie pozostawić żadnych wątpliwości. Dużo ważniejsza od wyniku jest jednak w tym przypadku reakcja. Safaryan określa ją jako sportowy gniew, który wyładował kilka dni później w Lublinie.

Bytomianin rozpoczął twardym lewym prostym, do którego od razu zaczął dokładać lewy sierpowy, prawy krzyżowy i prawy podbródkowy. Stosował wysoki blok i nie oddawał pola, utrzymywał walkę na środku ringu. Kulik nacierał, ale nie mógł sobie poradzić z agresją rywala. Na wojnę w półdystansie Safaryan wniósł ponawiane lewe sierpowe i haki na korpus oraz umiejętne odchylenia. Kruszył Kulika i nie przestawał pracować. ''Godzilla'' zaczęła odsłaniać głowę i przyjmować ciosy z prawej ręki w różnych płaszczyznach. - Nie ma ''zmęczony'', nie ma nic. To tempo masz wytrzymać! - mówił Przywara w przerwie między rundami. - Pracujesz trzema ciosami w półdystansie, potem on chce oddać, ty robisz krok do tyłu, on bije w powietrze, a ty w głowę. Zrozumiałeś? - dodawał trener kadry, Białorusin Walery Korniłow.

W drugiej rundzie trwał pokaz mocy Safaryana, który przyjmował większość uderzeń ''Godzilli'' na gardę i natychmiast odpowiadał. Bił precyzyjnie i soczyście, a Kulik coraz ciężej oddychał. Gdy jego głowa odskoczyła po pięknej akcji - kombinacji lewy prosty-prawy podbródkowy popartej pivotem - stało się jasne, że mamy do czynienia z egzekucją. Oskar odczuwał trudy pojedynku, ale wciąż atakował seriami, pod koniec rundy także w drugie tempo. 

Przywara nakazał przed trzecią odsłoną jeszcze większą aktywność. Jego żołnierz zaczął walczyć w dystansie i celnie kontrować z obu rąk: prawym podbródkowym, prawym prostym i lewym sierpowym. W końcu wrócił do walki z bliska - ulokował serię sierpowych i podbródkowych, po czym cofnął się o krok, ustawił sobie ''Godzillę'' lewą ręką i huknął prawym sierpowym na skroń. Pod Kulikiem ugięły się nogi, był liczony. Zdołał się pozbierać i podrażniony ruszył do desperackiego natarcia, jednak killer z Bytomia kontrolował wszystko do ostatniego gongu, akcentując swoją dominację kilkoma ostrymi sztychami.

- Myślę, że dopiero mistrzostwa Polski pokażą, kto jest numerem jeden w tej kategorii wagowej. Tam będziemy w lepszej formie - powiedział w wywiadzie po jednogłośnie zwycięskiej walce. Długofalowym celem są igrzyska w Paryżu, możliwy pozostaje start w światowym turnieju eliminacyjnym do igrzysk tokijskich. Nowy lider wyznacza kierunek rewolucji. 

 ZAPIS TRANSMISJI MECZU W LUBLINIE - WALKA SAFARYAN vs KULIK Z ELEGANCKIM KOMENTARZEM JAGIEŁŁY I SOSNOWSKIEGO OD 2:54:25 >>>

P.S. To zaledwie początek opowieści o Oskarze Safaryanie. Z biegiem czasu będą powstawać jej kolejne rozdziały, poznacie w ''Czerninie'' m.in. specyfikę knurowskiego Queensbridge, czyli Wyspy Szczygłowice, gdzie trener Przywara trenuje swoich czempionów. Osobną opowieść poświęcimy Damianowi Durkaczowi, a także samemu Przywarze. Górny Śląsk to miejsce, w którym hartują się największe nadzieje polskiego boksu, bądźcie więc czujni i gotowi.