OCZY NA OLIMP #3: KULEJ NA INSTAGRAMIE, SZPILKA NA IGRZYSKACH

Łukasz Famulski, Opracowanie własne

2020-11-05

Czy Fury wygrałby z Alim? Takie i inne pytanie w nieograniczonej konfiguracji można zadawać sobie bez końca. Można również pokusić się o kilkugodzinne analizy. Odpowiedź jest jednak zawsze taka sama: Tego się po prostu nie wie!

Dzisiaj jednak pozwolę sobie przelać na papier moim zdaniem dość ważne przemyślenia. Mianowicie co byłoby z tą złotą generacją polskiego boksu olimpijskiego, gdyby wsadzić ich w dzisiejsze czasy? Czy Jerzy Kulej ze swoją barwną i rozrywkową osobowością nie dałby się ponieść temu wszystkiemu, co oferuje współczesny świat?

Od pamiętnych Mistrzostw Europy w 1953 roku, które były rozgrywane w hali Mirowskiej w Warszawie, do złota piłkarzy na IO w Monachium, pięściarze jako grupa wiedli prym jeśli chodzi o popularność wśród polskich sportowców. Przez 20 lat byli tymi pierwszoplanowymi herosami. Tylko co z tego wynikało? Na pewno nie liczba followersów i zaniedbywanie treningów przez zaangażowanie na Facebooku czy Instagramie. Oczywiście ulice Władysławowa pamiętają niejedną historię i niejeden wczasowicz niekoniecznie wspominał dawnych mistrzów z sentymentem, ale raczej jako tych, którzy go kolokwialnie rzecz ujmując "spacyfikowali na mieście". Z perspektywy historii opowiastki takie jak imprezy w Cetniewie, bójka z milicjantami w Zakopanem i inne brzmią ciekawie i ani trochę nie zaburzają obrazu mistrzów z dawnych lat, ale wyobraźmy sobie jak bardzo nawet zdolnemu zawodnikowi, tego typu wybryki pokrzyżowałyby życie w dzisiejszych realiach. Tysiące komentarzy, memów, wypowiedzi ekspertów, odciągałyby od tego co ważne.

Przaśność tamtych czasów polegała też trochę na tym, że media wiedziały tylko tyle, ile sam zainteresowany chciał o sobie powiedzieć. Czy w takim razie samym talentem, taki Drogosz, Kulej czy Kasprzyk (bo z pewnością ich biografie wydają się być najbardziej barwne obyczajowo) odnieśliby sukces w XXI wieku? Na pewno musiałoby zadziałać wiele czynników. Przed laty tymi największymi pokusami do odskoczni były kobiety, imprezy i popularność. Dzisiaj tę hierarchię trzeba pewnie ustawić w kategorii: wygoda, kobiety i szeroko rozumiany internet. Pamiętajmy (o czym już wspomniałem), że popularność była większa i to mogło rodzić pewne rozproszenie, jednak media nie były wstanie wszystkiego wyłapać. Dzisiaj popularność jest mniejsza, ale za to każde negatywne zachowanie od razu jest transparentne. Nie ma jednak wątpliwości, że dwudziestokilkuletni Kulej i Drogosz byliby gwiazdami mediów społecznościowych, którzy mimo wszystko broniliby się sportowo. Za to na przykład taki Zbigniew Pietrzykowski pewnie robiłby wszystko, żeby w tych mediach pokazywać się jak najmniej, trochę tak jak dzisiaj robi to Krzysztof Głowacki.

Ciekawi mnie jednak jeszcze jedna kwestia, czy gdyby pod koniec lat 50. pod skrzydła Feliksa Stamma trafił 18-letni, utalentowany Artur Szpilka z Wieliczki, to czy dzisiaj wspominalibyśmy zadziornego mistrza wagi półciężkiej? Znacie odpowiedź: Tego się nigdy nie wie! Na pewno w kraju była większa konkurencja, na pewno były trudne czasy, ale to może były czasy skrojone pod takich pięściarzy jak Szpilka, Janik, Kostecki, których kariery wyglądałyby wtedy lepiej, a nie wszystkie ich młodzieńcze wyskoki byłyby znane (na niektóre nawet nie mieliby okazji).

Oczywiście tego nie da się porównać, bo każdy musi się obronić w swoich czasach, ale przeszłość łatwiej się rozlicza, zwłaszcza jak się jej nie pamięta. Nie chciałbym się dowiedzieć, czy lepiej byłoby mieć zdartą koszulkę na dyskotece we Włocławku, czy być znokautowanym przez Kuleja na dancingu we Władysławowie. Warto przytoczyć jedno mądre zdanie w swojej prostocie: "W życiu wszystko zawsze jest na miarę czasów".