CZERNINA: ZWIERZĘCA RELIGIA. BOKS FILIPA HRGOVICIA (cz. 1)

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2020-10-18

''Małe pięści'' i ''Tygodnik bokserski'' przesunęły granice wrażliwości. ''Czernina'' zbuduje tę wrażliwość na nowo. Wciąż będę pisał ikony biało-czerwonego terroru, dawał z siebie wszystką pychę dla sprawy, ale tym razem już do końca. Do dnia, w którym spłynie cała krew i nie będziecie mieć innych Bogów przede mną.

 

ZWIERZĘCA RELIGIA. BOKS FILIPA HRGOVICIA (cz. 1) 

W czasach, kiedy wchodziłem na szczyt panteonu pisania o boksie, kiedy chwytałem polską scenę żelazną ręką, wynajmowałem mansardę vis a vis Aresztu Śledczego w Katowicach, który na przełomie czerwca i lipca 1937 roku gościł Jeana Geneta. To właśnie w mansardzie na Mikołowskiej, w oparach gołdy i fety zaraziłem się genetowską miłością do faszystowskich zbrodniarzy. Tropię ich i nabijam na pale każdego dnia, tworząc zarazem hymny ku czci ''niezniszczalnej samotności'', ostatecznego zerwania więzów z mieszczańskim światem. ''El Animal'' Hrgović klęka w tych mrocznych fantazjach na ołtarzu pięściarstwa, wzorem przodków dźwigając krzyż, świecę, granat i sztylet.

KAMIENNE GENY

''Boks moją religią'' - powtarza medalista olimpijski w kolejnych wywiadach. Jest w jego słowach złowroga rozkosz. Ideologia ustaszy wisi nad Chorwatami niczym miecz Damoklesa i wisieć nie przestanie, dopóki nie umrze sława Marko ''Thompsona'' Perkovicia, weterana wojny chorwacko-serbskiej, frontmana turbofolkrockowego zespołu, którego ''Kamienne Geny'' towarzyszą Hrgoviciowi podczas wejść do ringu. Czarne szaty, rzymskie saluty, odniesienia do katolickiej, ludowej ascezy w ustaszowskim duchu: tekst ''Kamiennych Genów'' to w zasadzie kondensacja katechizmu krzyżowców, niedobitków armii Niepodległego Państwa Chorwackiego, próbujących tuż po drugiej wojnie światowej dokonać aborcji Jugosławii, a potem tworzących na Zachodzie organizację terrorystyczną HNO - Chorwacki Opór Narodowy. Jej założycielem był Vjekoslav Luburić, komendant obozu w Jasenovacu (w latach 1941-1945 zginęło tam co najmniej pół miliona ludzi), który został opisany przez oficera SS Arthura Hefnera w często cytowanym raporcie z frontu następującymi słowami: ''Chorwaci są małym narodem i lubią się przechwalać, ale trzeba im przyznać, że Jasenovac można porównać tylko z piekłem Dantego''.

Parafrazując wybitnego polsko-niemieckiego rapera, Sebastiana Enrique Alvareza (a.k.a. Sentino): ''wszyscy strasznie elektrycznie na mnie reagują, z racji mojej dominacji genetycznej''. Taki jest boks Filipa Hrgovicia, pochodna bulgoczącego w bałkańskim kotle DNA, które dało światu serwis Ivanisevicia, rzut Petrovicia, wizję gry Modricia. A przede wszystkim cnoty wojowników - moc Parlova, prawicę Cikaticia, high kick Cro Copa, kompletność Miocicia, szczęki Chuvalo i Mavrovicia. Kamienne chorwackie geny to najstraszliwsza prawda, wymykająca się socjologicznym analizom.

KORZENIE KULTU

Gdy Filip ''Hrga'' Hrgović debiutował na zawodowstwie, w kręgach europejskiej arystokracji nazywano go hybrydą braci Kliczko (wielu rości sobie prawo do autorstwa tego terminu, ukrywając przed kibicami, że jako pierwszy użyłem go publicznie). To określenie wyjątkowo trafne, gdyż ''El Animal'' łączy w sobie twardość i bezwzględność Witalija z technicznym wyrafinowaniem Władimira, choć nie jest reprodukcją stylu Ukraińców w skali jeden do jeden. Bardziej utalentowany od Filipa był zresztą podobno jego młodszy brat, Matija. W lipcu 2011 roku - zaledwie niespełna pół roku od dnia, gdy zaczął trenować boks - zdobył brązowy medal kategorii +80 kg na mistrzostwach Europy juniorów (dawniej kadetów) w Keszthely. Pokonał tam Mołdawianina Artioma Iacubenco (przez RSC w pierwszej rundzie) i Słowaka Michala Urbana (15:10), by w półfinale przegrać przez RSC w drugiej rundzie z Azerem Muhamedalim Tairowem. Srebro tych mistrzostw zdobył nota bene w kategorii 52 kg Paweł Polski, który cztery miesiące później popełnił samobójstwo. 

Matija Hrgović został zmuszony do zakończenia kariery na początku 2013 roku. W jego mózgu odkryto krwiaka i kategorycznie zakazano uprawiania sportu. Bokser odzyskał zdrowie po długiej terapii, ale nigdy już nie wszedł na salę treningową. Według znajomych zamknął się w sobie i zaczął nałogowo oglądać włoski serial ''Gomorra'', opowiadający o wojnach neapolitańskiej Camorry. Wiosną 2019 roku Matiję aresztowano w Sesvete, dzielnicy na peryferiach Zagrzebia będącej domem klanu Hrgoviciów. W samochodzie, którego był pasażerem, znaleziono ćwierć kilograma kokainy. W niejasnych okolicznościach Matija został skazany na 14 miesięcy więzienia, z czego osiem w zawieszeniu. Ostatecznie odsiedział dwa miesiące, jednak obecnie zmaga się z nową sprawą: jest oskarżony o próbę wymuszenia 50 tysięcy euro od miejscowego biznesmena i zlecenie podpalenia jego domu. Sprawa prawdopodobnie upadnie, gdyż materiał dowodowy jest według sądu niewystarczający. Chorwackie tabloidy rozpisują się tymczasem o ''czarnej owcy szanowanej rodziny'', ''bladym gangsterze o straceńczym spojrzeniu'' i ''samozwańczym bossie Sesvete''. Jeszcze większą popularnością cieszy się zaś konflikt jego starszego brata z Leonardem Pijetrajem, właścicielem klubu BK Leonardo.

Zanim Pijetraj rozpoczął budowę ''Hrgi'' jako boksera, stosunkowo mało brakowało, by Filip stał się zawodowym koszykarzem. Zdobył mistrzostwo kraju młodzików grając w klubie KK Dubrava i wyróżniając się na kilku pozycjach. Poświęcał każdą wolną chwilę na trening, ale poważne kontuzje pleców i kolan sprawiły, że po siedmiu miesiącach przerwy zrezygnował z basketu. W wieku 13 lat trafił do klubu Pijetraja i szybko rozwinął skrzydła. Trener nie bez powodu miał opinię ciężko pracującego ekscentryka, potrafiącego wycisnąć z zawodników maksimum. Zaczynał na początku lat 80. od taekwondo (brązowy medalista mistrzostw świata ITF w Glasgow w 1984 roku) i kickboxingu (dwukrotny mistrz Jugosławii), a następnie stopniowo wchodził do boksu, pomagając trenerom pięściarzy z Zagrzebia. W 1989 roku otworzył Leonardo Boxing Gym, przez który przewinęli się m.in. znany głównie z walki o mistrzostwo świata z Lennoxem Lewisem Zeljko Mavrović i legendy kickboxingu: Branko Cikatić i Mirko ''Cro Cop'' Filipović. Nie każdemu z nich podobały się metody treningowe Pijetraja, zahaczające czasami o bokserski New Age (joga, medytacje, chińskie gry zręcznościowe), jednak nie można odmówić mu skuteczności, zwłaszcza w porzuconym przez państwo po upadku Jugosławii boksie olimpijskim. Nieustannie wymagający od podopiecznych ''aktywności i kreatywności'' Leonardo seryjnie wychowywał mistrzów kraju. Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku trafiły mu się prawdziwe diamenty do oszlifowania: ''ciężcy'' Dino Mansour i Filip Hrgović. Ten pierwszy, młodzieżowy mistrz Europy z 2009 roku (turniej odbył się latem w Szczecinie, srebrny medal dla Polski wywalczył Cezary Samełko, brązowe zdobyli Kamil Łaszczyk, Kamil Gardzielik i Krystian Sielawa) dwukrotnie pokonał Filipa, oba zwycięstwa odnosząc pół roku przed szczecińskim turniejem, z czego jedno w finale młodzieżowych mistrzostw Chorwacji. Rok później skończył z boksem, stwierdzając, że treningi pod coraz większą presją nie sprawiają mu satysfakcji. Ta decyzja zbiegła się z niespodziewanym tryumfem Hrgovicia na młodzieżowych mistrzostwach świata w Baku. W drodze do złota kategorii superciężkiej Filip pokonał kolejno: Węgra Jozsefa Zsigmunda (7-1), Azera Fargana Omarowa (15-4), Nowozelandczyka Josepha Parkera (8-6) i Francuza Tony'ego Yokę (7-4). W stolicy Azerbejdżanu rodziła się przyszła elita królewskiej dywizji.

DROGA DO RIO

Grudzień 2010 roku to zwycięski (sędzia przerwał walkę w trzeciej rundzie po trzecim liczeniu Turka Remziego Ozbeka) debiut 18-letniego Hrgovicia w lidze WSB, która rozgrywała wówczas swój pierwszy sezon. ''Hrga'' walczył w bardzo mocnym teamie Paris United i zdobył drużynowe mistrzostwo. W finale ligi (maj 2011 roku w chińskim Guiyang) ''paryżanie'' pokonali 6:4 zespół Astana Arlans. Filip wygrał w decydującej walce na punkty z Uzbekiem Szardorem Abdullajewem, zwycięstwa dla United odnieśli również m.in. Tony Yoka, John Joe Nevin i Michel Tavares. Jedyną, kontrowersyjną porażkę w zakończonym bilansem 5-1 sezonie Hrgović poniósł na moskiewskiej ziemi w starciu z Witalijem Kuduchowem, a największe zwycięstwo odniósł w Paryżu, pokonując na punkty w meczu z Baku Fires rosyjską legendę sportów walki, potężnie bijącego Siergieja Charitonowa. Widać było, że chorwacki młodzieniec to najlepszy nastoletni ''ciężki'' na świecie, który potrafi zarówno wykorzystywać warunki fizyczne (prawie dwa metry wzrostu poparte dynamicznymi kombinacjami ciosów prostych oraz efektywną pracą nóg), jak i przyjąć cios. Narodowa prasa obwieściła ''narodziny fenomenu, spadkobiercy Białych Chorwatów'', wojowniczego plemienia z terenów dzisiejszej Małopolski, migrującego w średniowieczu na Bałkany.

Miesiąc po finale w Chinach Hrgović zdobył pierwszy ze swoich sześciu tytułów mistrza Chorwacji, a w październiku zaliczył debiut w seniorskich mistrzostwach świata. Turniej odbył się w dobrze znanym Chorwatowi Baku, ale tym razem medal Hrgovicia ominął. W ćwierćfinale nieznacznie lepszy (20-16) okazał się imponujący swobodą olbrzym, Kazach Iwan Dyczko, kolejny młody talent nowej fali. Filip wywierał na nim mocną presję i miał go w trzeciej rundzie dwukrotnie liczonego, jednak nie znalazł uznania w oczach sędziów. Wkrótce wrócił w drugim sezonie WSB, w ciągu trzech miesięcy stoczył sześć walk (bilans 5-1, zwycięstwo przez TKO nad Michałem Olasiem, kontrowersyjna przegrana ze srebrnym medalistą olimpijskim z 2004 roku, Wiktorem Zujewem). W kwietniu 2012 roku przyszła szczególnie dotkliwa porażka - w ćwierćfinale rozgrywanego w Trabzonie turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Londynie Hrgović przegrał 14-15 z zapomnianym już mistrzem Europy z 2011 roku, Rosjaninem Magomedem Omarowem, bardzo groźnym mańkutem. Omarow został autorem jedynego dotychczas nokdaunu na Hrgoviciu - w pierwszej rundzie ściął go z nóg lewym po wyjściu ze zwarcia. ''Hrga'' niemal natychmiast wstał, szybko doszedł do siebie i zdominował ostatnią odsłonę, ale szczęście znów się do niego nie uśmiechnęło. Celem wyznaczonym przez Pijetraja (wciąż głównego trenera, od 2015 dowodzącego także kadrą narodową seniorów) na następne cztery lata stał się wówczas najwyższy laur igrzysk w Rio. 

Od maja 2012 roku do lipca 2016 roku Filip zanotował wiele ważnych zwycięstw w WSB - m.in. nad Siergiejem Kuzminem (reprezentant Rosji, zwycięstwo na punkty w 2014 roku), Jose Larduetem (reprezentant Kuby, TKO 2013) i Yoandi Toiracem (reprezentant Kuby, TKO 2014) - i zdobył tytuły drużynowe w barwach mistrzowskiej drużyny Astana Arlans (2013 i 2015) oraz status najlepszego superciężkiego w historii ligi. W 2015 roku wywalczył też tytuł mistrza Europy w bułgarskim Samokowie, w półfinale pokonał tam 2:1 Rumuna Mihaia Nistora, a w finale wygrał 3:0 z Niemcem Florianem Schulzem. Porażki znów przyszły w ćwierćfinałach mistrzostw świata - najpierw w 2013 roku w Ałmatach lepszy był świetny mańkut Roberto Cammarelle (Hrgović tracił balans przy własnych atakach i wpadał w rywala, ostatecznie przegrał 0:3, ale Włoch kończył walkę na miękkich nogach), a następnie w 2015 roku w Dosze niejednogłośną decyzją sędziów zwyciężył Tony Yoka. Warto również wspomnieć o niejednogłośnej porażce Hrgovicia ze starszym o siedem lat Joe Joyce'em w meczu WSB Astana Arlans vs British Lionhearts w 2013 roku. Kilka nieznacznych przegranych nie mogło jednak zaburzyć ogólnego obrazu: okres między igrzyskami ugruntował pozycję Chorwata jako zawodnika ścisłej czołówki najcięższej kategorii w boksie amatorskim. Hrgović ranił przeciwników w prawie każdej walce, wypracowując przy tym coraz więcej wariantów technicznych i taktycznych. Kiedy wchodził na najwyższe obroty, był nie do zatrzymania, sprawiał wrażenie agresywnej maszyny. Przed turniejem olimpijskim w Mieście Boga znajdował się w gronie faworytów do złota. 

FRANCUSKI SPISEK

Trzydziestometrową statuę Cristo Redentor wykuto z wapienia we Francji. Pomnik został zaprojektowany przez paryskiego rzeźbiarza o polskich korzeniach - Paula Landowskiego, syna powstańca styczniowego. Rozpostarte na szczycie góry Corcovado ramiona Mesjasza obejmują Rio, symbolizując potęgę industrialnego, imperialistycznego kapitalizmu w stylu art deco. Chrystus Odkupiciel ma twarz francuskiego burżuja. Tego samego, który bił się z Portugalczykami o Brazylię, skazywał Dreyfussa, kolaborował pod flagą Vichy, wprowadzał w Algierii godzinę policyjną, zakładał Front Narodowy i dbał o zwycięstwa trójkolorowych bokserów na igrzyskach.

Za francuskim spiskiem stał Benoit Giran, biznesmen i działacz nadzorującego turniej olimpijski Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu (AIBA). Według śledztwa ''Le Monde'' i ''Bulgaria Today'' z marca 2019 roku , polecenia Girana wykonywał jego wspólnik Karim Bouzidi, ówczesny dyrektor wykonawczy AIBA, mający w Rio wpływ na obsadę sędziowską co najmniej pięciu walk Francuzów i Uzbeków. Skąd wątek uzbecki? Otóż zajmująca się analizą danych firma Bouzidiego - Versus Data Sports - w lutym 2016 roku rozpoczęła współpracę z Gafurem Rachimowem, ''królem uzbeckiego boksu''. Rachimow, prezydent AIBA w latach 2017-2019, nigdy nie został skazany, ale przez ponad dekadę figurował na czerwonej liście Interpolu, gromadzącej najpoważniejszych przestępców. Chroniły go polityczne koneksje w Dumie, choć poza państwami Unii Eurazjatyckiej był izolowany. W 2000 roku nie wpuszczono go do Australii na igrzyska z powodu oskarżeń o związki z handlem narkotykami, a w 2012 roku Departament Skarbu USA nałożył na niego sankcje za przynależność do globalnej, tworzonej przez worów w zakonie organizacji Bratni Krąg, kontrolującej uzbeckie szlaki przemytu heroiny. 

Karim Bouzidi działał subtelnie, manipulując wynikami jedynie tych pojedynków, które miały wystarczająco wyrównany przebieg, by nie budzić oczywistych podejrzeń. Czy Girardem i Bouzidim mogła kierować Francuska Federacja Boksu (FFB)? Takich związków nie udowodniono, mimo że są wysoce prawdopodobne. Prezydent FFB, Andre Martin stanowczo odciął się od oskarżonych o korupcję rodaków, których do dziś formalnie nie ukarano, kryjąc sprawę w gąszczu wewnętrznych dochodzeń. Bilans Francji i Uzbekistanu na brazylijskich igrzyskach pozostaje niezmieniony. Trójkolorowi zdobyli w boksie sześć medali (dwa złote, dwa srebrne, dwa brązowe), tyle samo, ile Kubańczycy, a ''dzieci Rachimowa'' wygrały klasyfikację medalową, zdobywając siedem krążków (trzy złote, dwa srebrne, dwa brązowe). 

KONIEC KRUCJATY

Turniej olimpijski zaczął się dla Chorwatów recitalem. Rozstawiony z numerem czwartym Hrgović uprzedmiotowił notowanego na jedenastym miejscu w rankingu AIBA Turka - Alego Erena Demirezena, sprowadzając go do roli tarabana. Bił w ów janczarski bęben krótkimi seriami, różnicował moc i tempo uderzeń, swobodnie pivotował wokół mniejszego rywala. Rytm tej wojennej pieśni był powolny i dudniący (Filip zdecydował się postawić w Rio na siłę i stracił trochę dynamiki), głowa odskakiwała raz po raz po celnych prawych prostych. Sędziowie zobaczyli dominujące zwycięstwo (3:0 - 30:26 i dwa razy 30:27), a na Hrgovicia czekał w ćwierćfinale rozstawiony z numerem piątym Kubańczyk Lenier Pero, który w swojej pierwszej walce odprawił Włocha Guido Vianello. Konfrontacja z Chorwatem skończyła się dla kubańskiego mańkuta katastrofą. Hrgović wyciągnął wnioski m.in. z dawnej porażki z Cammarelle i wywierał stabilny pressing, atakując pojedynczymi, bezpośrednimi prawymi prostymi i lewymi sierpowymi. Pero był liczony już w drugiej minucie po nieczystym ciosie i miał pretensje do sędziego, tymczasem niespodziewanie wygrał pierwszą rundę 2:1. Rozluźnił się i dobrze wszedł w drugie starcie, ale na pół minuty przed przerwą padł po bombach na korpus, lewym sierpowym i prawym prostym. Powstał zraniony, by zostać dobitym w wymianie: próbował skontrować przednią ręką oślepiający lewy prosty Hrgovicia i nadział się na bity z pełnym skrętem prawy. Trzecie spotkanie z deskami przyniosło TKO, Filip znalazł się w strefie medalowej. 

Pierwszy ''superciężki'' półfinał w Rio - Hrgović vs Tony Yoka - wciąż rodzi kontrowersje. Chorwat nacierał na rozstawionego z numerem jeden starego znajomego od pierwszego do ostatniego gongu, nie dawał mu chwili wytchnienia. Systematycznie trafiał soczystymi uderzeniami, m.in. firmowymi prawymi na górę i kończącymi kombinacje lewymi sierpowymi na dół. Yoka elegancko operował lewym prostym i wysoką gardą, zwłaszcza na początku pojedynku, ale brakowało mu wymowy w ofensywie, na dodatek doznał w trzeciej rundzie kontuzji kostki i miał kłopoty z utrzymaniem równowagi. Komentujący walkę dla BBC Richie Woodhall nie mógł uwierzyć w decyzje dwóch sędziów, którzy przyznawali Francuzowi kolejne rundy (Yoka wygrał 2:1 - 28:29 i dwa razy 29:28, w finale pokonał po wyrównanej konfrontacji Joe Joyce'a). Łagodny uśmiech Chrystusa Odkupiciela pozostawał niewzruszony. 

- Gdybym przybył z innego kraju, byłbym złotym medalistą. Chorwacja jest mała, nikogo nie obchodzimy. Wielokrotnie w mojej karierze byłem rabowany. Oto boks olimpijski, oto los małych państw. Ale Bóg dał mi brązowy medal nie bez powodu (...) Odczuwam dzisiaj zwierzęcy głód chwały, zawodowego mistrzostwa świata. Zgodnie z wolą bożą wleję radość w chorwackie serca - powiedział Hrgović w grudniu 2019 roku. Od czasu igrzysk wiele się wokół niego zmieniło, przede wszystkim w narożniku. Twórca drogi do Rio, Leonard Pijetraj stanął po drugiej stronie barykady. Filip oskarżył go tuż po igrzyskach o szantaż, do którego miało dojść przed półfinałową walką z Yoką. Trener miał zażądać podpisania ''niewolniczego aneksu'' do zawodowego kontraktu, jaki zawarł z nim podopieczny w lipcu 2016 roku. Tak dobiegła końca trwająca ponad dekadę współpraca, olimpijska krucjata dumy narodu.

Za tydzień w części drugiej między innymi:

- ocena dotychczasowej kariery zawodowej 

- Team El Animal: kluczowe postacie

- obszerna analiza techniki i stylu