IGOR JAKUBOWSKI: CHCĘ SIĘ JESZCZE TROCHĘ POSTRESOWAĆ

Redakcja, Informacja prasowa

2020-09-07

- Walczę od czternastego roku życia, a to już połowa mojego życia, które mam poukładane, jednak brakuje sportowej adrenaliny, człowiek chcę się jeszcze postresować i szuka ciągle nowych bodźców - mówi Igor Jakubowski (1-0), jeden z najlepszych polskich bokserów ostatnich lat.

"Cygan" spotka się z Pawłem Nowaczyńskim w ćwierćfinale turnieju wagi junior ciężkiej, który startuje 2 października w Kościerzynie. Głównym wydarzeniem gali będzie walka o tytuł Międzynarodowego Mistrza Polski tej samej kategorii Nikodema Jeżewskiego (18-0-1, 9 KO) z Czechem Markiem Prochazką (9-2-1, 5 KO).

- Po dwóch latach przerwy wracasz na ring i wystąpisz w turnieju wagi junior ciężkiej, organizowanym przez Krystiana Każyszkę.
Igor Jakubowski
: Zgodziłem się wystąpić w turnieju właśnie ze względu na Krystiana. To wspaniały człowiek, który jest promotorem bokserskim zupełnie innym od tych bardziej znanych kibicom. Dla niego pięściarstwo jest wielką pasją, a nie biznesem. Jako właściciel kilku dobrze prosperujących firm nie postawił sobie za bezwględny cel zarabianie na boksie. Raczej dokłada do organizacji gal. Pochodzi z Kościerzynę i prowadzi karierę walczącego w kategorii junior ciężkiej Nikodema Jeżewskiego. Potem pojawili się kolejni młodzi zawodnicy z regionu, jak Kacper Meyna, który jest finalistą turnieju wagi ciężkiej. Z Każyszką łączą nas koleżeńskie relacje, mogę zwrócić się do niego z każdą sprawą. Jestem mu wdzięczny, bowiem opłacił jedną z moich kilku operacji ręki. Dziś w końcu jestem w pełni zdrowy i mogę wrócić na ring.

- W ćwierćfinale spotkasz się z 19-letnim Pawłem Nowaczyńskim, stawiającym pierwsze kroki w boksie. Brak zwycięstwa Igora Jakubowskiego nie tylko nad nim, ale i w całym turnieju byłby niespodzianką.
I.J.
: Przede wszystkim chcę sprawdzić, czy w wieku 28 lat, po wielu straconych miesiącach, jestem w stanie wrócić na taki poziom, który mnie by satysfakcjonował. Sam jestem ciekaw, w jakim miejscu dziś jestem. Żadnego z rywali nie zlekceważę i nie powiem, że łatwo z nim wygram, bo to byłoby nie w porządku. W wadze junior ciężkiej każdy dysponuje niezłym ciosem i nawet przypadkowe, ale celne machnięcie może sporo narozrabiać. Na papierze i w opinii ekspertów i kibiców wymieniany jestem jako faworyt, lecz nie będę dokładał sobie dodatkowej presji. Podchodzę do turnieju na luzie, spokojnie, mam się dobrze bawić i zobaczymy, gdzie mnie ta zabawa zaprowadzi. Najważniejsze, że czuję głód boksu. Walczę od czternastego roku życia, a to już połowa mojego życia, które mam poukładane, jednak brakuje sportowej adrenaliny, człowiek chcę się jeszcze postresować i szuka ciągle nowych bodźców.

- W turnieju wystąpi ośmiu zawodników. Czy znasz kogokolwiek?
I.J
.: W boksie olimpijskim dwa lub trzy razy pokonałem Andrzeja Szkutę z Sokółki. Sukcesy w młodszych kategoriach wiekowych odnosił Kajetan Kalinkowski, kojarzę też Rafała Rzeźnika. Coraz więcej wiem o moim rywalu, 19-letnim Pawle Nowaczyńskim. To ambitny lublinianin, o ciemnej karnacji, którego życie nie oszczędzało, od kilku lat mieszka w domu dziecka i walczy o lepszą przyszłość. Oczywiście ja też nam swoją wartość, wiem co potrafię, z jakimi świetnymi bokserami rywalizowałem przed kilkoma laty. To byli medaliści igrzysk i mistrzostw świata. Na igrzyskach w Rio przegrałem z Brytyjczykiem Okolie, który w grudniu stanie do potyczki z Krzysztofem Głowackim o pas czempiona WBO. Nie ma takiej możliwości, aby Nowaczyński czymś mnie zaskoczył. Za dużo już widziałem i przeżyłem w boksie.

- Kto będzie w twoim narożniku?
I.J.
: Myślę, że zaskoczę wielu kibiców, bowiem mój szkoleniowiec jest młodszy ode mnie – to Jordan Kuliński, solidny pięściarz, reprezentant kraju. Na co dzień jesteśmy kolegami, ale po wejściu na salę treningową relacje się zmieniają i jest tylko zawodnik i szkoleniowiec. Szukając trenera brałem pod uwagę osoby, które mnie dobrze znają i nie będą chciały na siłę zmieniać mojego stylu na typowo zawodowy. Jordan wie jak lubię boksować, a ja wiem, że z nim wrócę do swych bokserskich korzeni, tj. do lewego prostego, dobrej prawej kontry, dobrego wyczucia dystansu.

- Wielu pięściarzy podkreśla jednak, że boks olimpijski i zawodowy to jak dwie różne dyscypliny sportu.
I.J.:
W 2018 roku stoczyłem pierwszą walkę zawodową, a za niecały miesiąc po raz drugi wejdę na profesjonalny ring. Krok po kroku będę poznawał profesjonalny boks i za jakiś czas opowiem o swoich odczuciach. Na razie chcę boksować jak wcześniej, tzn. "na spontanie". W boksie olimpijskim dzień przed walką dowiadywałem się z kim walczę, nie było czasu na wielkie analizy, po prostu wychodziło się do rywala i boksowało najlepiej jak potrafiło. Jeszcze raz zaznaczę, że dla mnie najważniejsze, iż wreszcie jestem zdrowy, a nie czy boks jest taki, czy inny. Ostatnią walkę w takim stanie, kiedy nic mi nie dolegało, stoczyłem na początku 2017 roku. Wygrywałem walki w turnieju w Debreczynie, było dobrze, a kontuzji ręki doznałem na zgrupowaniu we Władysławowie. I zaczęło się. Jeździłem od lekarza do lekarza, do najlepszych klinik i nikt nie był w stanie mi pomóc. Trafiłem w końcu na fachowca, który stwierdził, że rozwalone stawy w dłoni. Mimo okropnego bólu wcześniej stoczyłem kilka walk.

- Potem zaczęły się operacje, jedna za drugą, łącznie aż cztery. Wierzyłeś, że twoja kariera nie jest skończona?
I.J.
: Miałem chwile zwątpienia, co więcej depresję po trzeciej operacji. Niestety, często zaglądałem do kieliszka i zdarzyło się nie raz kokainy spróbować. Ale to już za mną, z pomocą bliskich mi osób wyszedłem z kłopotów i dziś znów chcę wygrywać jako sportowiec i człowiek. Boks to dla mnie miłość, a jej się nie przelicza na pieniądze, chociaż szukam sponsorów i mam nadzieję, że znajdę darczyńców, którzy wesprą finansowo moje przygotowania i starty. Zapraszam do kontaktu jakubowski@boxingteam.eu. Nie mogę żyć bez pięściarstwa. Nic w życiu lepiej robić nie będę. Jestem wciąż młodym człowiekiem, olimpijczykiem, byłym wicemistrzem Europy, który nie powiedział ostatniego słowa w boksie. W 2018 roku zdecydowałem się spróbować w pięściarstwie zawodowym na gali w rodzinnym Koninie, którą organizował wspomniany Krystian Każyszka. Niestety, dwa-trzy miesiące przed galą uraz ręki znów się odezwał. Ale było za późno na wycofanie, za dużo osób zaangażowanych było w galę, to wszystko było już na takiem etapie, że nie mogliśmy powiedzieć: stop, odwołujemy. Z dobrym Ukraińcem Serhijem Żukiem boksowałem jedną ręką, bez prawej, ale zdołałem wygrać. Wiedziałem, że ryzykuję, albo nie mogłem wszystkich zlekceważyć.

- Na treningach czujesz, że wrócił "stary i dobry" Igor Jakubowski?
I.J.
: Na sparingach staram się oszczędzać ręki, nie uderzam na 100 proc., chociaż ostatnio i w dużych rękawicach tak skontrowałem Jordana Kulińskiego, że mówił, iż bardzo mocno nim wstrząsnąłem. Niebawem będę sparował z Piotrkiem Podłuckim, kolejnym z byłych kolegów z Rafako Hussars Poland. Potrzebuję takich sesji z zawodnikami, którzy liznęli międzynarodowego boksu. Myślę jeszcze o sparingach z Mateuszem Trycem.

- Swego czasu wziąłeś udział w reality show Big Brother.
I.J.
: Zyskałem rozpoznawalność, poznałem dziewczynę, z którą tworzę związek. Zdarzało się, że w Warszawie podchodzi ludzi i prosili o zdjęcie, ale generalnie stolica to zwariowane miejsce, każdy ciągle dzień pędzi. Zupełnie inaczej niż w Koninie.

- Co chciałbyś jeszcze osiągnąć w boksie? Kategoria junior ciężka jest najmocniejsza w polskim pięściarstwie, Masternak, Głowacki, Włodarczyk, Szpilka, Balski, Jeżewski, Olaś i jeszcze kilku. Gdzie jest twoje miejsce?
I.J.:
Nie wiem, trudno ocenić. Dla mnie najlepszy jest Masternak, po nim Głowacki, a dalej Włodarczyk, który jest na finiszu kariery. Żałuję, że nie rozwija się tak jak powinien Adaś Balski. Lepiej boksował w 2016 roku, kiedy pomagał mi w przygotowaniach przed wyjazdem do Rio.