BABILOŃSKI NA KANALE KOSTYRY O CIEŚLAKU: ZOSTAŁEM KOZŁEM OFIARNYM

Redakcja, Andrzej Kostyra - KOstyra SE (YT)

2020-04-23

- Moim błędem było to, że dałem się na tym Wilanowie namówić na wyjazd do Kongo. Bo jako jedyny byłem przeciwny, żeby tam lecieć. Chłopaki mnie przegłosowali. Dzisiaj Ratyński, który zmienił nagle łódkę, prom, wypiera się tego wszystkiego. Ale to można zobaczyć w internecie - ja byłem przeciwny, żeby tam jechać, bo to było wszystko na wariackich papierach - mówi w rozmowie z Andrzejem Kostyrą Tomasz Babiloński, jeden z promotorów Michała Cieślaka. 

Trwa saga z kontraktem pięściarza z Radomia. W ostatnim oświadczeniu Michał Cieślak stwierdził, że odsępuje od umowy z Andrzejem Wasilewskim i grupą Warriors. Michał daje do zrozumienia, że będzie dalej współpracować ze Zbigniewem Ratyńskim. Tomasz Babiloński twierdzi, że Cieślak podpisał z nim i jego wspólnikiem kontrakt 18 stycznia i ten kontrakt obowiązuje. 

WYWIAD KOSTYRY Z BABILOŃSKIM >>>

- Ja cały czas przestrzegam umowy z 18 stycznia, wraz z moim wspólnikiem, ona się przedłuża, my ją cały czas mamy, są prowadzone kroki. Nie wyobrażam sobie, żeby po 7 latach ścisłej współpracy, włożenia całej tej pracy, wszystkiego, przy problemach różnego typu... Ja nigdy go nie zostawiłem, nigdy się go nie wyparłem, zawsze mu pomagałem, a dziś nie potrafi zadzwonić i podziękować, że dostał te pieniądze. Już abstrahując czy mnie lubi czy mnie nie lubi, różne rzeczy się zdarzają, małżeństwa też się rozpadają (...) Gdzie byś ty był, gdybym ja wraz z Andrzejem Gmitrukiem cię nie wynalazł? Przecież panowie, z którymi jesteś z teamie doszli do ciebie jako sponsorzy w 2015 roku! Sponsorzy! Później stali się menadżerami, załóżmy promotorami... - odpowiada Cieślakowi Babiloński w rozmowie z Andrzejem Kostyrą, legendą dziennikarstwa sportowego w Polsce.

- Dziś to się nie liczy, nie jest ważne, że to była wypłata życia, że stoczył super walkę, oglądał go cały świat. Dziś najgorszym kozłem ofiarnym jest Babiloński, bo uciekł. Nie chciałbym się tutaj wyrażać brutalnie, ale nie było innych możliwości. Generał, który był tam promotorem, miał za zadanie odzyskać to, co dał. To nie był przypadek. Panie Andrzeju - wszystkie pieniądze poszły do czterech krajów, nawet z USA na czele. To była pełna bzdura, że się nie da. Da się. Mam dowody na to - kontratakuje szef grupy Babilon Promotion i jeden z promotorów radomianina. 

Szef grupy Babilon Promotions odniósł się do krytycznych opinii, jakoby uciekł z Konga ze strachu. 

- Ratowałem kasę. Dla mnie ważniejsza była kasa, żeby chłopak miał wypłatę życia, którą otrzymał, bo było duże ryzyko, że po prostu jakbym tam był, to można było stracić wszystkie pieniądze. Ja wziąłem pełną odpowiedzialność, wysłałem panu pisma - i tam nie było Ratyńskiego... I gdzieś też można było sobie zadać pytanie: Zbychu, a dlaczego ciebie tam nie było? Dlaczego nie pojechałeś? Jesteś takim mentorem Michała, takim podpowiadaczem, dlaczego nam nie pomogłeś? Dlaczego ja, jako jedyny powiedzmy promotor... No bo raz mówicie, że Wasilewski raz jest promotorem, raz nie jest - to zależy chyba od tego jaka pogoda jest. Tak naprawdę fajnie się z tylnego siedzenia w Polsce, z ciepłego fotela steruje. Udaje się to powiedzmy jakimś tam osobom, które tak naprawdę nie wiedzą o czym mówią - dodaje Babiloński. 

Redaktor Andrzej Kostyra zapytał Babilońskiego o to, czy dostał jakieś pieniądze za kongijską wyprawę. 

- Ja dostałem grosze. Szczerze mówiąc, więcej wydaliśmy na koszty, bo chciałem zaznaczyć, że za ten samolot, który wykupiliśmy w dzień walki, to zapłaciłem 13 tysięcy złotych. Ja miałem bilety, następnego dnia miałem wracać z chłopakami, wszystko było załatwione, tylko że dopiero o 21. Było zbyt duże ryzyko, że ja, czyli ten, który ma te wszystkie rzeczy, dojścia z tą kasą do sejfu, po prostu ich nie będzie zaraz miał. Dla mnie to byłaby sprawa nie do wytłumaczenia, że nagle by zniknęły. To byłaby moja nieodpowiedzialność. Jak chłopak pojechał na walkę o mistrzostwo świata i nie dostał ani dolara. Więc ja analizowałem przez cztery dni co zrobię. Ratyńskiego kolega pojawił się w dniu walki i dał mi do zrozumienia: "Chłopie, uciekaj, bo nic nie będziecie mieli". I nie było czasu, żeby poinformować Cieślaka, robić zamęt przed walką. To wszystko było zrobione na zasadzie "Ratujemy kasę". Nic nie pomógłbym mu, jakbym siedział na walce - czego bardzo żałuję - i trzymał go za rękę lub za nogę i on by tę walkę wygrał. Dla mnie to jest tylko takie gadanie, by po prostu dopieprzyć mi brzydko mówiąc - odpowiada teamowi Cieślaka Babiloński.