ROCZNICA WIELKIEJ WOJNY - EVANDER HOLYFIELD vs GEORGE FOREMAN

Łukasz Furman, Opracowanie własne

2020-04-19

Dziś mija rocznica wyjątkowej walki. 29 lat temu naprzeciw siebie stanęli dwaj wielcy mistrzowie - Evander Holyfield (25-0, 21 KO) i George Foreman (69-2, 65 KO).

To było również wielkie wydarzenie dla polskiego kibica. Wtedy jedyną dawką informacji o boksie zawodowym był miesięcznik "Boks", potem "Bokser". Niestety informacje napływały do nas ze sporym opóźnieniem, a championów znaliśmy tylko z czarno-białych, małych zdjęć. O oglądaniu walk nie było mowy. I właśnie przy okazji tej wielkiej walki Telewizja Polska sprawiła kibicom wielki prezent. Nie było jeszcze mowy o relacji na żywo, jednak retransmisja odbyła się nazajutrz, o ile mnie pamięć nie myl, w sobotę około godziny 21. W sobotę, bo walka nietypowo odbyła się w piątek.

Przypadkiem można było coś usłyszeć w radiu, dlatego w domu w ten dzień radia nie można było włączyć. Czekaliśmy z tatą na walkę. Nie widzieliśmy jeszcze młodego mistrza w akcji, ale tato opowiadał mi sporo o potyczkach "Dużego George'a", jakie miał okazję obejrzeć wcześniej. To tylko podsycało moje podniecenie...

Holyfield podczas igrzysk w Los Angeles musiał zadowolić się brązem, ale tylko dlatego, że na własnej ziemi przekręcili go sędziowie, w zasadzie jeden sędzia, dyskwalifikując go w półfinale za znokautowanie po komendzie "Stop" Kevina Barry'ego. Były odwołania, protesty, dowody na to, że Evander zaczął wyprowadzać kończący sierp zanim jugosłowiański sędzia Gligorije Novicić wydał komendę. Wszystko na nic. Cel został osiągnięty i inny Jugol - Anton Josipović, sięgnął po złoto olimpijskie.

Wszystko to działo się jeszcze w wadze półciężkiej. Holyfield po podpisaniu kontraktu zawodowego najpierw zdominował kategorię cruiser, unifikując trzy najważniejsze pasy, a potem ruszył na podbój wagi ciężkiej. Na tle rywali był po prostu szczupły i mały, za to bardzo zdeterminowany. Pracował ciężko pod okiem Chaza Jordana, specjalisty od przygotowania fizycznego, konsultując się nawet z wielkimi postaciami kulturystyki. Wszystko po to, by obudować masę mięśniową i skutecznie rywalizować w królewskiej kategorii. Ale żeby nie zatracić luzu, potrafił również uczęszczać na aerobik z kobietami. Dużo również pływał, jednym słowem trening był wyjątkowo urozmaicony, ale na efekty nie trzeba było długo czekać. Po odprawieniu przed czasem sześciu rywali w wadze ciężkiej, w tym dwóch byłych mistrzów świata, Evander wykorzystał wpadkę Mike'a Tysona i nokautując Jamesa Douglasa nabył status bezdyskusyjnego mistrza wszechwag, ponieważ federacja WBO nie była jeszcze wtedy tak poważana jak teraz. Spotkanie z Foremanem było więc pierwszą obroną trzech pasów.

O mały włos nie skończyłoby się wtedy na podobnej sytuacji, jaką mieliśmy niedawno przy okazji sukcesu Tysona Fury'ego. Bo kiedy Holyfield został nowym championem, władze federacji WBC nakazały mu walkę z Mike'em Tysonem, który aż palił się do odzyskania korony. Zagrożono nawet, że jeśli Evander wyjdzie do ringu naprzeciw Foremana, włodarze WBC pozbawią go pasa, jednak mistrz i jego adwokaci wygrali sprawę w sądzie, dzięki czemu w stawce potyczki z Foremanem znalazły się tytuły WBC/WBA/IBF.

Prawa do organizacji tego pojedynku nabył Donald Trump, ten sam, który teraz piastuje stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wyłożył na to aż jedenaście milionów dolarów. Po wielu negocjacjach i przepychankach ostatecznie pojedynek odbył się w Convention Center w Atlantic City. Był on współpromowany przez Dana Duvę z Main Events - przedstawicieli championa, oraz Boba Aruma z Top Rank, reprezentującego interesy challengera. W swoim powrocie ze sportowej emerytury George pokonał dwudziestu czterech rywali, z czego dwudziestu trzech przed czasem! I choć na liście jego ofiar znaleźli się tacy mocarze jak Dwight Muhammad Qawi, Bert Cooper, Adilson Rodrigues czy Gerry Cooney, bukmacherzy w Atlantic City obstawiali wygraną mistrza w stosunku ponad trzy do jednego - dokładnie 7:2.

- Mam dla mistrza sporo szacunku, ale absolutnie nie uważam go za najlepszego zawodnika, z jakim miałem do czynienia. Wcześniej walczyłem z Alim czy Frazierem, oni byli lepsi od tego młodego byczka - prowokował na konferencjach prasowych Foreman. - Jeśli on naprawdę myśli, że może mnie pokonać, to naprawdę jest szalony. Ale oczywiście mam dla niego ogromny szacunek - ripostował wojownik z Atlanty. Forman naciskany przez dziennikarzy dodał - Najgroźniejszym przeciwnikiem okazała się dotąd była żona, która podczas sprawy rozwodowej zażądała ponad połowę majątku - żartował "Big George". Mistrz wychodził do ringu mając 28 lat, pretendent 42. Z tego właśnie powodu gala odbywała się pod hasłem "The Battle of the Ages". Warto też dodać, że starcie Holyfield vs Foreman było początkiem PPV!

Cenę PPV (wtedy TVKO) ustalono na $35.95 (w niektórych przypadkach $37.50). Nie spodziewano się dużej sprzedaży. Bardziej chodziło o przyzwyczajenie do takiej formy przed potyczką Holyfielda z próbującym odzyskać koronę po szokującej wpadce Mike'em Tysonem. Mimo wysokiej ceny, nowej formy płatnej telewizji i bukmacherów, którzy nie dawali Foremanowi żadnych szans, kibice dopisali.

- Sprzedaliśmy ponad 1,4 miliona przyłączy pay-per-view, a przecież w tamtym czasie tylko w szesnastu milionach domów było możliwe wykupienie takiego pakietu. Byliśmy zszokowani tym wynikiem. Nigdy nie spodziewaliśmy się, że zrobimy na tym aż taki interes. Odkupiliśmy prawa do tej walki od promotorów. Potem śmialiśmy się z ich min. Byli bardzo zawiedzeni. Oni myśleli, że utopimy sporo pieniędzy na tej walce. Mówili nam, że za pierwszym razem zawsze trzeba dołożyć do produktu - wspomina Mark Taffet, człowiek, który był inicjatorem PPV.

Jako iż możliwość wykupienia PPV miało wtedy tylko niewiele ponad 16 milionów odbiorców, a na taki zakup zdecydowało się 1,45 miliona, dało to udział aż 8,8% rynku. Oczywiście wynik niespełna półtora miliona sprzedanych PPV był potem bity, lecz biorąc pod uwagę procent sprzedanych przyłączy do ludzi, którzy mieli możliwość dokonania takiego zakupu, to zdecydowanie najlepszy wynik w historii sprzedaży PPV, który zapewne nigdy nie zostanie pobity. Zyski "na czysto" wyniosły aż 55 milionów dolarów! - Przyszła walka z Tysonem wygeneruje zyski ponad stu milionów dolarów - zacierał ręce Shelly Finkel, ówczesny menadżer Holyfielda, potem przez lata związany z Tysonem.

Ile dokładnie zarobili pięściarze nigdy się nie dowiemy, ale Holyfield miał zagwarantowane minimum 20 milionów dolarów, natomiast Foreman gwarantowane 12,5 miliona "zielonych". - Powiedzmy, że obaj zarobili troszkę więcej, po kilka milionów więcej - mówił potem tajemniczo Dan Duva.

Eksperci nie doceniali Foremana, ale zupełnie inaczej sprawę miał podobno widzieć Mike Tyson. Kiedy jeszcze pasy były w jego posiadaniu, a Don King oferował mu taką walkę, Tyson - według relacji Bobby'ego Goodmana, matchmakera Kinga, miał podobno odpowiedzieć "Nie ma mowy bym walczył z tym zwierzakiem. Jeśli tak bardzo go kochasz, sam się z nim bij". To było zaraz po odprawieniu Carla Williamsa, a tuż przed nieszczęsnym spotkaniem z Jamesem Douglasem. Obawy ekspertów nasiliły się po ceremonii ważenia. Holyfield wniósł na skalę 208 funtów, czyli 94,3 kg, natomiast Foreman zanotował aż 257 funtów, czyli 116,5 kg.

Hala mogła pomieścić 17,046 widzów, lecz widząc ogromne zainteresowanie organizatorzy upchali dodatkowe dwa tysiące krzesełek. To również było za mało na potrzeby, ale więcej już nie dało się zrobić.

Sam pojedynek był doskonały. Nie ma co o nim pisać, to po prostu trzeba(!) obejrzeć. Przytoczmy jednak wypowiedzi obu bohaterów kilkadziesiąt godzin po walce.

- Rozważam opcję rewanżu. Obaj odnieśliśmy sukces, ja wygrałem w ringu, lecz George swoją postawą również zwyciężył. Jeśli więc pojawi się taka opcja, z pewnością nie odmówię rewanżu - przekonywał 28-letni wówczas champion.

- Nigdy po walce nie odczuwałem takiego bólu fizycznego, ale marzy mi się rewanż. Mam misję do spełnienia. Chcę udowodnić, że ludzie po 40. i 50. mogą robić jeszcze wiele ciekawych rzeczy, a 42-letni facet może przezwyciężyć ból i swoje słabości. Owszem, jestem obolały, ale co z tego? Mogłem boksować wtedy nie dwanaście, a piętnaście rund. I tak największym bólem było to, że kilka tygodni przed pojedynkiem musiałem przestać obżerać się lodami. To bolało jeszcze bardziej niż ciosy Evandera. Mam marzenia o odzyskaniu tytułu mistrza świata wagi ciężkiej, a jeśli człowiek nie ma żadnych marzeń, wtedy umiera - odpowiedział dzielny challenger. Potem obaj przeszli do samej walki.

- Mistrzostwo Evandera polega na tym, że od razu oddaje. Nawet gdy jest zraniony, instynktownie próbuje odpowiedzieć swoimi uderzeniami. Ze wszystkich rywali, z jakimi dotąd się spotykałem, jedynie Muhammad Ali był w stanie przyjąć mocny cios i odpowiedzieć swoim. Drugim okazał się Holyfield, ale robił to jeszcze lepiej niż Ali. Trochę go nie doceniłem. Teraz, z perspektywy tych trzech dni po walce, moim zdaniem Holyfield okazał się drugim pięściarzem z listy najlepszych i naprawdę ustępuje Alemu bardzo nieznacznie - chwalił młodszego o czternaście lat rywala Foreman.

- Lekko irytujące było to, że praktycznie cała hala w drugiej połowie walki skandowała imię mojego przeciwnika. Byłem lekko podrażniony, ale nie podpalałem się niepotrzebnie, bo widziałem, że George poluje na bardzo mocne uderzenie. Robiłem więc konsekwentnie swoje. To była najbardziej taktyczna walka w mojej zawodowej karierze, ponieważ poczułem na własnej skórze, że rywal ma taką siłę ciosu, że może zgasić światło w każdej sekundzie pojedynku. Nikt dotąd nie uderzył mnie tak mocno i choć mnie nie powalił, to po jednej z jego akcji bylem przekonany, że straciłem zęby - przyznał Holyfield.

- Nadal mam ten sam cel. Chcę zostać mistrzem świata wagi ciężkiej. Nie wróciłem przecież po to, by słuchać pochwał po przegranej walce. Nie wróciłem również dla pieniędzy. Zresztą dwanaście rund walki, zero nokdaunów i punktacja sędziów to nadal starcie nierozstrzygnięte. To tylko ich opinia. Skopcie mi tyłek, powalcie na matę, znokautujcie, a wtedy uznam, że przegrałem i sobie odpuszczę. Mnie nigdy nie interesowało zwycięstwo punktowe. Wygrywałem tylko wtedy, gdy znokautowałem rywala i tylko na tym mi zawsze zależało, gdy wychodziłem do ringu. Skoro więc Evander nie zdołał mnie powalić, ja nadal tu jestem i zrobię wszystko, by dostać rewanż. Przez dwanaście rund pozostawałem agresorem, ale miałem naprzeciw siebie świetnie wyszkolonego zawodnika. Pracował lepiej na nogach niż sądziłem, był szybszy niż sądziłem, no i potrafił przyjąć bardzo mocne uderzenie. Zaznaczmy jednak, że potrafił to zrobić nie dlatego, że jest ode mnie o czternaście lat młodszy, tylko dlatego, że jest wojownikiem i wielkim mistrzem. Mam również wrażenie, że Evander był znakomicie przygotowany od strony taktycznej. Kilka razy dałem się złapać prawym sierpowym, ale tylko dlatego, że Evander bił niesamowicie szybko, stąd też trudno było uniknąć tej akcji. Wydłużał też swoje kombinacje do czterech ciosów, co sprawiało dodatkowe problemy - kontynuował Foreman.

- Byłem zaskoczony, jak szybkim i przy tym mocnym lewym prostym dysponuje mój rywal. Ciężko było się przedrzeć przez jego jab. W trzeciej rundzie trafiłem mocno, zraniłem go, a George tylko mnie odepchnął i walczył dalej. Na półmetku miałem po prostu nadzieję, że przeciwnik się zmęczy i opuszczą go siły. Miałem nadzieję, że wtedy powiększę przewagę i wygram przed czasem. Ale trafiałem go najlepszymi ciosami, a on tylko dalej mnie odpychał i dalej szedł do przodu. W pewnym momencie złapałem go kombinacją chyba dwudziestu bomb. Dałem z siebie wszystko, władowałem w niego bardzo długą serię, a on nic. Pomyślałem sobie wtedy "O cholera, to potrwa chyba pełen dystans".  Tą akcją powaliłbym każdego na świecie! Każdego, tylko nie jego - przyznał champion z Atlanty.

- Wcześniej nawet nie podejmowałem tego tematu, gdyż uważałem to za zbyteczne. Gdybym jednak dostał szansę rewanżu, na pewno większą uwagę poświęciłbym swojej masie ciała. Gdyby dostał drugą walkę z Holyfieldem, chciałbym ważyć w granicach stu jedenastu kilogramów. Brakowało mi niewiele, ale ciosy prawą ręką nie zawsze dochodziły. Oczywiście głównie z sprawą świetnie wyszkolonego i wytrenowanego mistrza. Za drugim razem, o ile dostanę rewanż, będę z pewnością trochę lżejszy. Popełniłem też pewien błąd taktyczny. Od dziesiątej rundy, gdy już wiedziałem, że Evander jest zbyt szybki, bym mógł złapać go prawym sierpowym, przestawiłem się na prawy prosty i prawy krzyżowy. Wcześniej niepotrzebnie nastawiałem się na mocnym prawy sierp. W ewentualnym rewanżu większy nacisk położyłbym na akcję prawy na prawy. Powtórzę raz jeszcze, gdy po dwunastu rundach zwycięzcę wskazują sędziowie, przypomina to trochę wybory najładniejszej dziewczyny. Każdy ma jakąś opinię i swoje zdanie. Naprawdę wierzę, że w rewanżu byłbym w stanie go znokautować. Po ostatnim gongu zostało mi jeszcze trochę paliwa w baku. Co by było, gdyby walka potrwała piętnaście rund? Być może zdołałbym go powalić? Rewanż rozwiązałbym trochę inaczej taktycznie - nie ukrywał "Big George".

Na półmetku trójka sędziów miała na swoich kartach prowadzenie obrońcy tytułów 58:56, 59:55 i 58;56. W jedenastym starciu pretendent został ukarany odjęciem punktu za cios poniżej pasa. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali - Eugene Grant 116:111, Jerry Roth 117:110, Tom Kaczmarek 115:112. Dziennikarze magazynu The Ring widzieli wygraną Holyfielda 116:113. Poniżej statystyki ciosów.

Ciosy wyprowadzone/celne:
Holyfield 584/355 (61%), Foreman 444/188 (42%)
Ciosy proste:
Holyfield 237/130 (55%), Foreman 200/108 (54%)
Tzw. mocne uderzenia:
Holyfield 347/225 (65%), Foreman 244/80 (33%)

Z ciekawostek dodajmy jeszcze, że na rozpisce pojawił się młody Michael Moorer (23-0, 23 KO), który właśnie przeniósł się z wagi półciężkiej do ciężkiej i ważąc 96,6 kg. zastopował w drugiej rundzie Terry'ego Davisa. Ten sam Moorer stoczył później dwie pamiętne potyczki z Holyfieldem (bilans 1:1), ale to też właśnie na nim Foreman zdobył tytuł mistrza wszechwag trzy i pół roku później, przechodząc na zawsze do historii boksu zawodowego.

Ciekawa była również rywalizacja narożników. Za Foremanem stali Archie Moore i Angelo Dundee, natomiast za Holyfieldem Lou Duva.

Cóż drogi Czytelniku, jeżeli dotarłeś do tego punktu i jeszcze Cię nie zanudziłem, obejrzyj sobie dziś wieczorem dla przypomnienia tę walkę. A jeśli jej nigdy nie widziałeś, koniecznie uzupełnij braki...