WILDER TEŻ WINI STRÓJ, ZWALNIA TRENERA I ZAPOWIADA TRZECIĄ WALKĘ

Redakcja, Yahoo! Sports

2020-02-25

Deontay Wilder (42-1-1, 41 KO) przyjął retorykę swojego menadżera i trenera Jaya Deasa i podobnie jak on tłumaczy się z porażki z Tysonem Furym (30-0-1, 21 KO)... zbyt ciężkim strojem, w jakim wchodził do ringu.

Gdy Deas wypowiedział te słowa na gorąco po walce, zostały one wyśmiane, ale w grę wchodziły jeszcze wtedy emocje. To było niecałą godzinę po pojedynku. Były już mistrz świata WBC wagi ciężkiej miał jednak czas aby nieco ochłonąć, tymczasem przyjął taką samą "linię obrony". Tak więc wszystkiemu winien był strój...

- Od początku jego nogi wyglądały źle, inaczej niż zazwyczaj. Deontay wyszedł do ringu w naprawdę ciężkim stroju i być może to miało coś wspólnego ze słabszymi nogami. A potem dużo cięższy Fury jeszcze dodatkowo wieszał się na nim i robił dalszą robotę w tej kwestii - mówił kilkadziesiąt godzin temu Deas.

Wilder wydał na ten kostium 60 tysięcy dolarów. Podobno miał ważyć 40 funtów, czyli nieco powyżej 18 kilogramów. I właśnie ów kostium, a nie ciosy Fury'ego, miał być powodem porażki.

- Fury wcale mnie nie zranił, tylko ten cały uniform okazał się dla mnie zbyt ciężki. Od początku walki nie miałem w ogóle nóg. W trzeciej rundzie nogi mi już zupełnie wysiadły - tłumaczy się z gorszej postawy "Brązowy Bombardier", który po dziesięciu skutecznych obronach tytułu WBC stracił go po ponad pięciu latach panowania na tronie.

- Założyłem ten strój po raz pierwszy na moment dzień przed walką, ale nie wydawał się wtedy aż tak ciężki. Ale razem z hełmem ważył przynajmniej 40 funtów - kontynuował Wilder, który tak się rozzłościł decyzją Marka Brelanda o rzuceniu ręcznika, że postanowił się rozstać z tym trenerem.

- Jestem zawiedziony tym co zrobił Mark z bardzo prostego powodu. Wielokrotnie rozmawialiśmy o takiej sytuacji, od lat, więc nie jest to decyzja podjęta w emocjach. Nie będziemy więcej współpracować, ponieważ od dawna powtarzałem, że jestem wojownikiem, prawdziwym mistrzem i przywódcą w zespole. Skoro mówiłem, że mogę kogoś zabić swoimi ciosami, to musi to działać w obie strony. Wyraźnie powtarzałem swojemu zespołowi, by nigdy mnie nie poddawał i nigdy nie rzucał ręcznika. Jestem przecież wyjątkowym zawodnikiem i miałem wciąż pięć rund na odwrócenie losów potyczki. Bez względu na to jak wyglądałem, wciąż pozostawałem w grze i miałem szansę. Rozumiem, że Mark Breland próbował mnie ochronić i czuł, że tak trzeba postąpić, jednak rozmawiałem z nim w przeszłości o takiej sytuacji wiele razy i dałem jasny przekaz. To przecież moje życie i moja kariera, a on musiał zaakceptować moje życzenie - stwierdził Wilder. Ale poskromiony zawodnik ma również pretensje do arbitra Kenny'ego Baylessa.

- Sędzia mówił mi w szatni przed pojedynkiem, że może mnie zdyskwalifikować, jeśli będę bił w tył głowy albo po komendzie. Jak widać jednak te wskazówki dotyczyły tylko mnie, gdyż Fury'emu pozwolił na te wszystkie rzeczy. Ale Fury'emu należą się słowa uznania. W drugiej połowie marca polecę na wakacje do Afryki, a po nich wykorzystam zapis w kontrakcie o rewanżu - zakończył Wilder.