Martin Bakole (14-1, 11 KO) może być przyszłością wagi ciężkiej. Udowodnił to po raz kolejny przed momentem, stopując cenionego journeymana, byłego pretendenta do pasa WBC, Kevina Johnsona (34-16-1, 18 KO).
Olbrzym z Kongo od początku poszedł w półdystans i optycznie lekkimi, ale bitymi z luzu ciosami rozbijał szczelnie zakrytego "Kingpina". Uderzenie wyglądały, jakby wyprowadzane były od niechcenia, ale już po sześciu minutach na twarzy Amerykanina widać było trudy tej potyczki. Bakole nie zwalniał tempa i rozbijał coraz bardziej Johnsona.
Kevin na początku piątej rundy po odchyleniu zaskoczył i skontrował prawym krzyżowym. Zamiast jednak zranić Bakole, tylko go rozsierdził. Pogromca Wacha zapchał rywala do lin, tam zaczął bić z całych sił i po kilkunastu bombach Johnson zawisł na linach, a sędzia Ron Kearney bez zbędnego liczenia zastopował walkę.