ANDRZEJ WASILEWSKI: BRIEDIS TO KRETYN, CHCEMY UNIEWAŻNIĆ WALKĘ

Łukasz Furman, Informacja własna

2019-06-18

- Gdyby Krzysiek przysymulował po faulu łokciem w drugiej rundzie, zapewne wygrałby przez dyskwalifikację i miałby półtora miliona dolarów więcej. To ogromne pieniądze i zapewnienie sobie finansowej przyszłości. Briedis? To kretyn, bo nie dość, że z premedytacją fauluje, to jeszcze się potem do tego przyznaje - mówi w rozmowie z BOKSER.ORG wciąż rozemocjonowany Andrzej Wasilewski, promotor Krzysztofa Głowackiego (31-2, 19 KO), który w sobotni wieczór w Rydze w kontrowersyjnych okolicznościach przegrał z Mairisem Briedisem (26-1, 19 KO) w półfinale elitarnego turnieju WBSS.

- Przede wszystkim jak wygląda sprawa z pasami mistrzowskimi?
Andrzej Wasilewski:
To jest kolejne kuriozum, ponieważ na dzień dzisiejszy nic nie wiadomo. Federacja WBC nigdy nie potwierdziła, że walka jest o pas, a prezydent WBO był w samolocie przed pojedynkiem i też nie było ostatecznej decyzji odnośnie pasa. W związku z tym na miejscu wszyscy poszli na kompromis i dodano jednego sędziego neutralnego, z IBF, jako tego neutralnego. Gdyby walka się skończyła w normalny sposób, sprawa byłaby dość prosta, ale teraz zrobił się z tego śmierdzący kartofel. Tak naprawdę nie wiem co teraz zrobią z tym federacje. Mamy świadomość jednej rzeczy. Z jednej strony mamy pecha, że to była walka turniejowa. Z drugiej to szczęście, bo w innych warunkach Krzysiek nie zarobiłby takich pieniędzy w tej kategorii, ani za pierwszą walkę, ani za drugą. Mamy przy tym jednak pecha, ponieważ w normalnych warunkach, bez turnieju, moim zdaniem byłyby duże szanse na to, by nakazać powtórzenie tego pojedynku. Natomiast powiedzmy sobie szczerze, po tych wszystkich faulach, a potem nokautujących ciosach, Krzysiek musi kilka miesięcy pauzować i odpocząć. Więc nawet jeśli miałoby dojść do rewanżu, to musiałby to być kompromis rozłożony na dłuższy czas. Obejrzałem sobie wielokrotnie powtórki i to nie był jeden przypadkowy cios. Tam spadło na głowę Krzyśka wiele ciężkich bomb, szczególnie mocne ciosy podbródkowe. Krzysiek zebrał straszne manto i to nie jest tak, że to nie zostawia uszczerbku na zdrowiu. Wracając jednak do pytania, sprytną taktykę przyjęła federacja łotewska, która nadzorowała ten pojedynek. A wszystko po to, bo teraz tylko ona może dokonać jakieś ruchy przy zmianie werdyktu. Ale dzięki temu pojawia się nikła szansa, by Krzysiek nawet pomimo porażki zachował tytuł mistrza świata.

- No właśnie, ale czy to nie jest też trochę tak, że gdyby to nie była tylko walka o tytuł, bez turnieju, to byłoby Wam dużo łatwiej doprowadzić do unieważnienia rezultatu tej potyczki?
A.W.:
Właśnie o tym mówię. Gdyby to nie był turniej, to byłaby dużo większa szansa na nakaz powtórzenia pojedynku. Niestety jest reżim kalendarzowy i w listopadzie musi odbyć się finał World Boxing Super Series. Kontrakt jest podpisany z ponad stu dwudziestoma stacjami telewizyjnymi. I po prostu niemożliwe jest, by tyle stacji i krajów zmieniło swój kalendarz. Pomimo iż mamy teoretycznie świat bokserski za sobą, to minie trochę czasu i świat pójdzie do przodu. Tak już bywało niestety w przeszłości. Staramy się mądrze i zręcznie poruszać, mamy pełne zrozumienie ludzi z tego sportu, dlatego jestem też trochę oburzony krytyką jaka spotkała Istvana Kovacsa, obserwatora walki z ramienia federacji WBO. On akurat od samego początku do samego końca wzorowo starał się wybrnąć z tej piekielnie trudnej sytuacji. Jestem zresztą przekonany, że pan Kovacs nie będzie już chciał więcej współpracować z turniejem WBSS. To wyjątkowy ambasador bokserski, dawny mistrz świata amatorów i zawodowców, mistrz olimpijski, elegancki facet, a przy okazji działa w boksie z pasji. On od początku starał się zająć postawę fair sportowo, ale absolutnie w zgodzie z regulaminem federacji WBO. Niestety na co dzień kodeks karny i kodeks cywilny też nie przewidzą wszystkich sytuacji w życiu. Pech polega na tym, że szereg kolosalnych błędów sędziego ringowego poszedł tylko w jedną stronę. Pokrzywdzony tymi decyzjami okazał się tylko Głowacki. Kovacs, tak samo zresztą jak ja, uważa, iż to były błędy, tylko niezamierzone. Bywa tak, że sędzia ma gorszy dzień, ale wtedy w jednej rundzie nie zauważy jednego faulu, w drugiej faulu w drugą stronę itd., lecz tym razem wszystkie błędy poszły w jedną stronę. A co ciekawe, gdy przeanalizowaliśmy inne ujęcia, to okazało się, że cios, który wyprowadził Krzysiek, w ujęciu telewizyjnym wyglądał na cios w tył głowy. Kiedy jednak obejrzeliśmy to z innych ujęć, to ten cios nawet nie doszedł. To oczywiście nic nie zmienia, tylko mówię o tym jako ciekawostce. Bo padały argumenty, że Briedis odpowiedział faulem na faul.

- Próbując zmienić werdykt walki na nieodbytą macie zamiar iść bardziej w stronę tego faulu łokciem, czy przedłużonej drugiej rundy?
A.W.:
Wszystko naraz. Zmontowaliśmy wczoraj film z naniesionymi przez nas grafikami i wykazaliśmy wszystkie błędy, które naszym zdaniem zostały popełnione. Nadal zdecydowaną większość decyzji w sporcie podejmuje sędzia i dopiero teraz zaczynają być wprowadzane kamery, jak na przykład w piłce nożnej.

- Na początku, oglądając to wszystko z bliska na żywo, wydawało mi się, że Krzysiek popełnił błąd i nie odpoczął trochę po tym faulu łokciem. Kiedy jednak obejrzałem już na spokojnie powtórkę w telewizji dostrzegłem, że sędzia Robert Byrd ponaglał bardzo Krzyśka i od początku założył, że Krzysiek trochę udaje.
A.W.:
Posłuchaj, bo to bardzo ważne. Gdyby Krzysiek rzeczywiście przysymulował, zapewne wygrałby przez dyskwalifikację i miałby półtora miliona dolarów więcej. To ogromne pieniądze i zapewnienie sobie finansowej przyszłości. Trener Fiodor Łapin mógł również przedłużyć przerwę, rozcinając na przykład rękawicę czy przewracając na matę kubełek z lodem. Takie rzeczy wielokrotnie widziałem już w boksie. Z punktu widzenia tych przeogromnych pieniędzy, to może rzeczywiście trzeba było tak zrobić. Ale tak robią ci, którzy patrzą tylko na pieniądze, a nie na sport. Można było zrobić jeszcze parę rzeczy, wywołać kłótnie i dać zawodnikowi dodatkowe pół minuty. My jednak tego nie potrafimy robić, a to dlatego, że nigdy tego nie robiliśmy i nie chcieliśmy robić. Nawet nie chcieliśmy się tego uczyć. Opowiem przy tej okazji pewną historię z naszego podwórka. Aleksander Usyk i prowadzący jego karierę Aleksander Krasjuk podeszli po nas po walce z Głowackim i bardzo dziękowali za to, że nie było żadnych sztuczek z naszej strony. Oni byli wręcz przekonani, że zrobimy bardzo miękki ring, żeby zneutralizować najmocniejszą stronę Usyka, czyli nogi. "Wiemy, że gdybyście dołożyli półtora centymetra gąbki, to prawdopodobnie w połowie walki nogi Aleksandra by stanęły" - mówił mi Krasjuk. I bardzo dziękował, że wszystko było fair i bez żadnych sztuczek. Myśmy tego nie zrobili i oni nam tego nie zapomną. Do dziś mamy bardzo dobre stosunki i tak powinien wyglądać prawdziwy sport, choć z drugiej strony pieniądze rzeczywiście są powalające. Ale wiecie co jeszcze jest ciekawe? Że ani Krzysiek, ani trener Łapin, nawet przez moment nie rozmawiali o pieniądzach i nie pytali się o nie. Po miesiącach wykłócania się o pieniądze z różnymi zawodnikami, piękne jest to, że co prawda coraz mniej jest takich zawodników, dla których najważniejszy jest sport, ale są i jednym z nich jest właśnie Głowacki. Ambicje sportowe przedkłada ponad te pieniądze. I Kovacs widzi takie rzeczy, bo dobrze wie, że można było symulować i czekać na dyskwalifikację. Kalle Sauerland daje natomiast obrzydliwy wywiad, choć ludzie też przejaskrawiają jego znaczenie w tym turnieju. Jego ojciec, Wilfried Sauerland, wykupił dziesięć procent w spółce Comosa AGM, spółka prawa szwajcarskiego, i po prostu wyznaczył swojego syna, żeby tam pracował. Pan Kalle Sauerland jest tam pracownikiem, a nie żadnym właścicielem czy udziałowcem. Natomiast w całej grupie udziałowców jest jedynym człowiekiem, który zajmuje się boksem, dlatego ma dużo do powiedzenia przy organizacji turnieju. To ogromna inwestycja paru magnatów medialnych ze Skandynawii. Oni znali pana Wilfrieda Sauerlanda, zaprosili go do współpracy, on za parę milionów euro wykupił dziesięć procent udziałów i zatrudnił syna, a ten zajmuje się boksem. Dlatego młodego Sauerlanda widać najwięcej. Przecież bankierzy norwescy, którzy wyłożyli na to 500 czy 600 milionów dolarów, nie będą się pokazywać na ceremonii ważenia z zawodnikami.

- Miał Pan po wszystkim sporo pretensji do Briedisa. Chodzi o ten łokieć, czy również ciosy jakie padły po gongu?
A.W.:
Briedis to dla mnie w ogóle duże rozczarowanie. On ma wyjątkowo sympatyczną twarz, serdeczne zachowanie, ale znam go już parę lat. Chwali się tym, że jest policjantem, a oszukał nas po gali w Krynicy. Dałem mu walkę, na drugi dzień mieliśmy podpisać kontrakt, tylko że rano nie było go już w hotelu. Po prostu nam uciekł. Potem spotkałem go na zjeździe WBC i przepraszał za swoje zachowanie, minęło trochę czasu, więc poklepaliśmy się po plecach. Ale to jest bydlak w środku. Nie rozliczył się podobno z pieniędzy z Romanem Anuczinem, który przygotowywał go do walki z Usykiem, podobno nie rozliczył się też z Alem Siestą, który pomagał mu przy organizowaniu poprzednich walk, i ewidentnie nie jest to fajnie. A fakt, że przyznał się po wszystkim, że specjalnie uderzył Krzyśka łokciem, sprawia, że po prostu jest kretynem. Nikt nie może przecież pochwalić tego, że w walce sportowej, a nie jakiejś ulicznej zadymie, ktoś przyznaje się do tego, że chciał drugiemu sportowcowi świadomie zrobić krzywdę faulem. I on przyznaje się do tego z uśmiechem na twarzy.

TU ZNAJDZIESZ WSZYSTKO O KONTROWERSJACH WOKÓŁ WALKI GŁOWACKI vs BRIEDIS >>>

- Na konferencji prasowej mówił już trochę inaczej, widać ktoś go poinstruował co ma mówić...
A.W.:
Oczywiście. Znam wielu i różnych zawodników, ale nie przypominam sobie żadnego, który sfaulowałby w taki sposób, a potem jeszcze się przyznał, że zrobił to specjalnie. On jest kretynem, że w ogóle się do tego przyznał. Po pierwsze, jest bandytą, a nie sportowcem, a po drugie kretynem, że sam się do tego oficjalnie przyznał.

- Co będzie dla Was łatwiejsze do podważenia wyniku, ten łokieć Briedisa, czy ciosy zadane dawno po zakończeniu rundy?
A.W.:
Nie wiem. Idziemy po każdej możliwej drodze. Wyszczególniliśmy aż dziewięć punktów, w których zostały złamane przepisy. Cios łokciem, przedłużona runda, wejście narożnika do ringu, zanim runda została uznana za zakończoną, ciosy w tył głowy, pokazanie przez sędziego Byrda zakończenie walki, by potem zmienić decyzję na zakończenie rundy, są wątpliwości co do długości przerwy itd. Łącznie to aż dziewięć punktów. Przecież Robert Byrd zamiast dać Krzyśkowi pięć minut po faulu, klepie go leżącego na macie i choć ten nie rozumie prawie nic po angielsku, groźnym głosem krzyczy do niego "Wstawaj, podnoś się". Krzysiek po prostu bał się, że zaraz sam zostanie zdyskwalifikowany. Więc wstał. Krzysiek bardzo to przeżył i chyba do końca jeszcze to wszystko do niego nie dotarło. Jest mi go podwójnie szkoda, bo to jeden z ostatnich "dinozaurów" polskiego sportu, dla którego rywalizacja jest najważniejsza, a nie kasa. On dzięki wygranej mógł kupić kilka mieszkań, ale jemu najbardziej zależało na tym, by pokazać światu, że po prostu jest lepszy od Briedisa, ma swoje marzenia i je realizuje. A nawet nie miał okazji zaprezentowania swoich umiejętności, bo zanim walka się zaczęła, to już było po wszystkim. Co ciekawe dowiedziałem się potem, że Głowacki wygrał u sędziów pierwszą rundę. Bardzo jest mi go szkoda, tak po ludzku.