CANELO vs GOŁOWKIN, CZYLI STARCIE DWÓCH ŚWIATÓW

Marcin Olkiewicz, Opracowanie własne

2018-09-15

Dwanaście rund nie wystarczyło. Jutro nad ranem polskiego czasu Saul Alvarez (49-1-2, 34 KO) i Giennadij Gołowkin (38-0-1, 34 KO) spróbują sobie ostatecznie udowodnić, który z nich jest lepszym pięściarzem. Tymczasem my zapraszamy Was do podróży w przeszłość - rozsiądźcie się wygodnie i poznajcie obu tych wspaniałych pięściarzy bliżej niż kiedykolwiek.

Kibice w swoich typach są podzieleni jak nigdy, bukmacherzy mają problem z ustaleniem kursów, zaś eksperci przekonują, że zwycięzcą walki zostanie pięściarz, który wygra ją mentalnie. A obaj osobowości mają skrajnie różne. Zresztą pewnie dlatego od początku nie przypadli sobie do gustu.

- Nie wierzę mu. Nie wierzę w te historie o zatrutym mięsie, są bezsensowne - jeszcze przedwczoraj mówił Giennadij Gołowkin, po raz kolejny komentując wpadkę Meksykanina z Clenbuterolem.

- Nie zwracam nawet uwagi na wypowiadane przez niego głupoty. Nie wiem, czy miałbym się śmiać, czy wściekać, ale te wszystkie ich wypowiedzi to po prostu wymówka przed porażką, jaka ich czeka w sobotni wieczór. Użyję tego jako swego rodzaju motywację. Jestem już doświadczonym pięściarzem i wiem, jak mądrze obrócić złość na swoją korzyść - ripostował "Canelo", który już wcześniej wielokrotnie podkreślał, że z "GGG" nie zakumpluje się nigdy. Bez względu na okoliczności.

Przed pierwszą, jakże zaciętą walką, obaj jeszcze wypowiadali się o sobie z szacunkiem, choć w programie "FACEOFF: Under the lights" Maxa Kellermana można było wyczuć napięcie. Remis, który orzekli w pierwszym starciu sędziowie, sprawił że czuli się oszukani, zaś wpadka dopingowa Meksykanina, która zaowocowała odwołaniem pierwotnie planowanego na maj rewanżu przelała czarę goryczy. Dziś obaj nie ukrywają, że zwycięstwo w jutrzejszym boju to zbyt mało - chodzi głównie o ukaranie swojego rywala, obnażenie go, złamanie mu kariery.

Santos Saúl Álvarez Barragán urodził się 18 lipca 1990 roku w Guadalajarze jako najmłodszy z ośmiorga rodzeństwa Alvarezów. Miłości do boksu nauczyli go starsi bracia, Rigoberto, Ricardo oraz Ramon, którym od najmłodszych lat towarzyszył na sali. Ciekawe, czy któremuś z nich kiedykolwiek przeszło przez myśl, że to właśnie ten wątłej budowy, rudy chłopiec w przyszłości będzie odnosił w pięściarstwie największe sukcesy z całej rodziny.

Saul w życiu nie miał lekko. Jego charakterystyczna uroda często była powodem drwin ze strony rówieśników, przez co jak sam wspomina na ulicy stoczył ponad sto walk. Po raz pierwszy założył na dłonie rękawice bokserskie w wieku trzynastu lat i wkrótce potem dwukrotnie wygrał mistrzostwa Meksyku dla dzieci. Jako zawodowiec (wbrew woli rodziców) zadebiutował w wieku lat piętnastu, co nawet jak na latynosa jest swego rodzaju ewenementem. "Canelo", czyli w wolnym tłumaczeniu z hiszpańskiego "Cynamon", od początku radził sobie jednak wśród profesjonalistów całkiem dobrze. Po pierwszych dwóch zwycięstwach przed czasem, już w trzecim zawodowym występie podjął późniejszego czempiona kategorii lekkiej Miguela Vasqueza. I wygrał ten pojedynek na punkty, choć lekko nie było, a sam "Titere" wynik tej potyczki do dziś w mediach kwestionuje.


Saul Alvarez in childhood

Foto: Saul Alvarez w dzieciństwie (źródło: 24smi.org).


W ciągu pierwszych dziewiętnastu miesięcy kariery Alvarez stoczył trzynaście wygranych walk, z których aż jedenaście zakończył przed czasem. Wszyscy rywale byli od niego znacznie starsi. 18 kwietnia 2008 roku wywalczył swój pierwszy międzynarodowy pas, WBA Fedecentro, pokonując swojego rodaka Gabriela Martineza, zaś kilka miesięcy później, tym razem bez żadnych kontrowersji, ponownie rozprawił się z Miguelem Vasquezem. Warto wspomnieć, że podczas tej ostatniej gali wystąpili wszyscy czterej boksujący bracia Alvarez, co zapewniło im miejsce w księdze rekordów Guinessa.

Szybko okazało się, że "Canelo" jest pięściarzem wybitnie uzdolnionym, a w dodatku popularność Meksykanina o tak nietypowej urodzie rosła w niesamowitym tempie. W 2009 roku Alvarez wywalczył młodzieżowy pas WBC, a potem pokonywał cenionych Carlosa Baldomira i Lovermora Ndou. Po tytuł zawodowego mistrza świata sięgnął 5 marca 2011 roku, wysoko zwyciężając na punkty Matthew Hattona i w ten sposób stając się najmłodszym w historii czempionem kategorii junior średniej.

"Canelo" bronił swojego pasa pięciokrotnie, odprawiając kolejno Ryana Rhodesa, Alfonso Gomeza, Kermita Cintrona, Josesito Lopeza, a także Austina Trouta. Wszystko to doprowadziło go do hitowej walki z genialnym Floydem Mayweatherem Jr, od którego 14 września 2013 roku otrzymał jednak srogą lekcję boksu.

- Przegrany pojedynek z pewnością zranił moją dumę. Bardzo chciałbym doprowadzić do naszego rewanżu, ale niestety do niego nie dojdzie i muszę się z tym pogodzić. Mimo wszystko uważam, że tamta walka i porażka bardzo mi pomogły w jeszcze większym rozwoju. Dzięki niej stałem się lepszym zawodnikiem i rozruszałem jeszcze bardziej swoją karierę - wspomina słynny pojedynek z "Money'em" pięściarz z Meksyku.

Pojedynek z Mayweatherem okazał się ogromnym finansowym sukcesem, a w systemie PPV wykupiło go w Stanach Zjednoczonych ponad 2,2 miliona osób, co dziś stanowi czwarty wynik sprzedaży bokserskiej walki w historii (po starciach Mayweather-Pacquiao, Mayweather-McGregor oraz Mayweather-De La Hoya). Tak dobre wyniki potwierdziły zewsząd stawiane tezy, że Alvarez to materiał na kolejną wielką gwiazdą, która wkrótce na swoje barki weźmie ciężar popularyzowania boksu zawodowego na świecie.

Następne pojedynki "Canelo" toczył już zawsze w systemie PPV, wyłączając z tego walkę z Jamesem Kirklandem. Wygrywał za każdym razem, choć wyniki potyczek z Miguelem Cotto i Erislanym Larą część ludzi ze środowiska uważa za dyskusyjne i naciągane. Aż wreszcie przyszła ubiegłoroczna walka z Gołowkinem i remis, który do dziś Meksykanin traktuje jako największą plamę na honorze. Większą nawet niż bolesna porażka z Mayweatherem.

Giennadij Giennadijewicz Gołowkin przyszedł na świat 8 kwietnia 1982 roku w Karagandzie. Jego ojciec był górnikiem, zaś matka (z pochodzenia Koreanka) pracowała jako asystentka w laboratorium. Rodzina żyła skromnie, a Giennadij od najmłodszych lat był mocno związany ze swoimi trzema braćmi - Siergiejem, Wadimem, a także bliźniakiem Maksem. To oni byli jego pierwszymi bokserskimi nauczycielami.

- Moi bracia zabierali mnie na ulicę, po czym wskazywali większego i starszego chłopca, pytając czy się go boję. Odpowiadałem, że nie, a wówczas kazali mi się z nim bić. Robili to od kiedy trafiłem do przedszkola - opowiada Giennadij.

Kiedy Gołowkin miał dziewięć lat, dwaj jego bracia dołączyli do Armii Radzieckiej. W 1990 roku rząd poinformował rodzinę, że Wadim zginął na froncie. Cztery lata później ten sam los spotkał Siergieja. Śmierć obu braci była dla blisko związanego z nimi Giennadija ogromnym wstrząsem. Na poważnie treningi bokserskie Gołowkin rozpoczął za namową swojego bliźniaka Maksa. W Karagandzie trafił do sali Wiktora Dimitriewa, który już po kilku zajęciach dostrzegł w Giennadiju duży talent. Choć ponoć Maks potencjał miał jeszcze większy, ale by osiągać sukcesy brakowało mu zapału.


Podobny obraz

Foto: Giennadij Gołowkin wraz ze swoim bratem bliźniakiem Maksem (źródło: twitter.com).


Talent Gołowkina szybko zaczął owocować sukcesami. W 2003 roku podczas swojego debiutu na amatorskich mistrzostwach świata "GGG" wywalczył złoto, pokonując w finale Olega Maszkina. Po drodze odprawił zaś Andy'ego Lee, Luciana Bute, Yordanisa Despaigne, a także późniejszego dwukrotnego czempiona globu Matwieja Korobowa. Rok później wywalczył srebro igrzysk olimpijskich w Atenach. W walce o triumf w całym turnieju uległ Gajdarbekowi Gajdarbekowowi, a wcześniej wyeliminował między innymi Andre Dirrella. Amatorską karierę Gołowkin zakończył z imponującym bilansem trzystu czterdziestu pięciu zwycięstw i zaledwie pięciu porażek.

Zawodowy kontrakt Giennadij podpisał w 2005 roku z kierowaną przez Klausa Petera Kohla grupą Universum. Wśród profesjonalistów zadebiutował w maju 2006 roku, błyskawicznie rozprawiając się z Gaborem Baloghem. Przez pięć lat toczenia pojedynków pod banderą niemieckiej stajni Kazach dorobił się rekordu osiemnastu zwycięstw, w tym piętnastu przed czasem. W 2010 roku przez rozwiązanie umowy z telewizją ZDF Universum zaczęło jednak napotykać problemy finansowe, na czym cierpiała kariera Giennadija.

- Zawsze byłem w szeregu za Felixem Sturmem i Sebastianem Zbikiem. Chciałem z nimi walczyć, ale proponowano mi absurdalne warunki. Universum nigdy nie miało na mnie planu, nie próbowało poprowadzić mojej kariery do przodu. Ta sytuacja była nie do zaakceptowania - wspomina swoje odejście z grupy Gołowkin.

Tuż po zerwaniu umowy z Universum Gołowkin wywalczył swój pierwszy poważny zawodowy tytuł - w sierpniu 2010 roku znokautował w ciągu pięćdziesięciu ośmiu sekund Miltona Nuneza i stał się tymczasowym mistrzem świata WBA w kategorii średniej. Zaraz potem, tuż po zwakowaniu tytułu przez Felixa Sturma, który walki z Gołowkinem unikał jak ognia, został mianowany czempionem "regularnym". W 2011 roku Giennadij rozpoczął współpracę z Tomem Loefflerem i należącą do braci Kliczko grupą K2 Promotions. Właśnie wtedy także trafił pod skrzydła bardzo cenionego Abela Sancheza, który od początku był zachwycony umiejętnościami "GGG".

- Mam w sali tablicę, na której napisałem nazwiska Muhammada Alego, Floyda Mayweathera Jr i jego. Powiedziałem mu "spójrz, możesz być tam gdzie oni". Kiedy poczułem jego dłonie, zobaczyłem jak inteligentnie porusza się w ringu, wiedziałem że to będzie wkrótce pięściarz, którego wszyscy będą się obawiać - przekonuje Abel Sanchez.

Po pokonaniu kilku średniej klasy rywali Gołowkin w 2012 roku dostał szansę debiutu na antenie potężnej telewizji HBO. Jego rywalem był nasz Grzegorz Proksa. Efekt wszyscy pamiętamy. Trzy nokdauny i zakończenie walki przez sędziego w piątej rundzie. Notabene Grzesiek do dziś wspomina, że "GGG" był zdecydowanie najlepszym z pięściarzy, z jakimi kiedykolwiek miał do czynienia. Tak efektowny występ sprawił, że Gołowkina na antenie HBO pokazywano bardzo chętnie. Po pojedynku z Proksą Kazach przed czasem zakończył dwanaście kolejnych walk, a wśród jego ofiar znaleźli się chociażby Curtis Stevens, David Lemieux czy dawny mistrz świata wagi półśredniej Kell Brook. Pełen dystans wytrzymał z nim dopiero w marcu 2017 roku Daniel Jacobs, który jednak i tak poległ na punkty. Co było później pamiętamy już doskonale - remis z "Canelo" i szybka egzekucja na Martirosyanie, o której nawet nie ma sensu dłużej pisać.


Foto: Giennadij Gołowkin i Saul Alvarez po wspólnych sparingach w 2011 roku (źródło: boxingscene.com).


Co ciekawe, Gołowkin i Alvarez mieli okazję ze sobą sparować. Wszystko odbyło się w 2011 roku w słynnym ośrodku treningowym w Big Bear (Kalifornia). Według obserwatorów Kazach dawał podczas tych sesji 21-letniemu wówczas Meksykaninowi spory wycisk, a trenerzy Chepo Reynoso i Abel Sanchez prosili go, by nie zrobił swojemu młodszemu koledze większej krzywdy. To już jednak historia. Dziś „Canelo” i „GGG” to zupełnie inni pięściarze. Obaj zdają sobie sprawę, że jutro staną w ringu przed szansą zdefiniowania całej swojej kariery, obaj naprawdę się nie lubią. Gorąco było już na ważeniu. Zwykle spokojny Alvarez podczas tradycyjnego "face to face" prowokował Gołowkina, a obozy pięściarzy i ich samych w końcu musiała rozdzielić ochrona. Jeśli emocje w czasie walki będą tak duże jak przed nią, to zarwania nocy nie powinniśmy żałować ani przez sekundę.