ROCZNICA WALKI - EVANDER HOLYFIELD vs ADILSON RODRIGUES

Łukasz Furman, Opracowanie własne

2018-07-15

Dziś przypada 29. rocznica ważnej potyczki w wadze ciężkiej. 15 lipca 1989 roku naprzeciw siebie stanęli groźny Adilson Rodrigues (35-2, 26 KO) i niepokonany, kroczący od zwycięstwa do zwycięstwa Evander Holyfield (21-0, 17 KO), mający być jedyną alternatywą dla terroru sianego przez Mike'a Tysona.

Dominacja "Żelaznego" była tak przygniatająca, że aż powoli nudna. Kibice upatrywali w wojowniku z Atlanty jedynego pięściarza, który mógłby postawić opór, a nawet wygrać z Tysonem. Ale on przecież dopiero co startował w kategorii cruiser, którą zresztą zdominował i zunifikował. W wadze ciężkiej Holyfield stoczył zaledwie trzy walki, za to odprawił w nich przed czasem uznanych bokserów - Jamesa Tillisa (TKO 5) i dwóch byłych championów - Pinklona Thomasa (TKO 7) oraz Michaela Dokesa (TKO 10). Brazylijczyk miał dwie porażki na koncie, ale potem zrewanżował się obu swoim oprawcom, efektownie ich nokautując. Notował również serię osiemnastu kolejnych wygranych. W polu pokonanych pozostawił - oprócz udanych rewanżów na Falconim i Oetelaarze, takie uznane marki jak Alfredo Evangelistę (PKT 10) czy Jamesa Smitha (PKT 10). Tu należy wspomnieć o tym, że Smith pięć miesięcy wcześniej stracił tytuł mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBA w unifikacyjnym boju z Tysonem. Niespełna pół roku później spotkał się z Rodriguesem i przegrał stosunkiem głosów dwa do jednego. Z Tysonem również przegrał na punkty, lecz przeciwko "Żelaznemu" praktycznie tylko uciekał i klinczował. Brazylijczyk zadebiutował w Ameryce szybkim nokautem nad Markiem Lee (KO 1), a cztery miesiące przed starciem z Holyfieldem pokonał jeszcze na punkty cenionego Jamesa Tillisa (PKT 10), mając go w piątej rundzie na deskach.

Noszący przydomek "Maguila" gość z Ameryki Południowej był notowany przez federację WBC na drugim miejscu, a przez WBA na trzecim. Mimo wszystko bukmacherzy stawiali na Evandera w stosunku aż 11 do 1. Zresztą pupil amerykańskiej publiki okupował pierwsze miejsce w rankingu zarówno WBC, jak i WBA. Pojedynek odbył się na otwartym powietrzu, gromadząc na trybunach blisko osiem tysięcy kibiców. Prawa do walki nabyła stacja Showtime. Brazylijczyk miał gwarantowaną sumę 300 tysięcy dolarów, natomiast były król kategorii cruiser blisko bańkę więcej - 1,25 miliona dolarów. Dla obu była to jak do tej pory najwyższa gaża w karierze.

Nagłówek Los Angeles Times głosił "Jeżeli Holyfield go pokona, w następnej walce spotka się z Tysonem"! To tylko dodawało pikanterii tej potyczce. "Maguila" miał być ostatnią przeszkodą przed walką dekady, a może nawet stulecia czy tysiąclecia. Groźny Brazylijczyk nie zamierzał jednak łatwo składać broni i na konferencjach prasowych odgrażał się, że znokautuje mniejszego rywala, odsyłając go z powrotem do niższego limitu. Niepokonany w 36. walkach Tyson sześć dni później - nietypowo w piątek, miał podejść do dziewiątej obrony tytułu i pasów WBC/WBA/IBF w konfrontacji z Carlem Williamsem. - Jeśli Evander wypadnie korzystnie w sobotę, usiądę do rozmów z Donem Kingiem w sprawie jego walki z Tysonem - mówił Shelly Finkel, mający być pomostem i głównym negocjatorem pomiędzy obozem Tysona i Holyfielda. - Taki pojedynek mógłby się już odbyć pod koniec roku, choć z racji występu Sugar Raya Leonarda wolelibyśmy, by wszystko zostało odłożone w czasie do pierwszego kwartału 1990 roku - dodał Finkel. Swoją drogą właśnie walka Leonarda sprawiła, że Mike zamiast z Holyfieldem, na przeczekanie wziął sobie łatwą walkę z "Busterem" Douglasem. Jak to się skończyło, wszyscy doskonale pamiętamy...

Holyfield przystępował do tego startu cztery miesiące po niesamowitej wojnie z Michaelem Dokesem. Wygrał wówczas w dziesiątej rundzie przez TKO, lecz miał trudne momenty w tamtym pojedynku (na kartach wygrywał 89:82, 87:83 i 87:84). - Było ciężko, zacząłem w pewnym momencie nawet wątpić w siebie, ale w jednej z przerw powiedziałem sobie "Jak masz zostać mistrzem świata, skoro nie potrafisz sobie poradzić z Dokesem". Zmobilizowałem się i wygrałem. Właśnie w takich momentach jak ten, gdy trzeba się przełamać, zawodnik idzie w górę - wspominał Holyfield, jednocześnie podgrzewając Williamsa do walki z Tysonem. - Jeśli tylko Carl wyjdzie z odpowiednim nastawieniem, nie stanie w miejscu i będzie dużo się ruszał, naprawdę ma szansę z Tysonem - twierdził. Williams był oficjalnym pretendentem z ramienia organizacji IBF. Ale na Mike'a, trenującego Mike'a, nie było wtedy mocnych. Sześć dni później straszliwy lewy sierp ściął z nóg pretendenta w zaledwie półtora minuty. Wróćmy jednak do starcia Holyfield vs Rodrigues.

Nikt nie traktował do końca poważnie szans Brazylijczyka, dlatego pytano na konferencji więcej o Tysona. - Wygląda na to, że do tej walki dojdzie dopiero w przyszłym roku. My na pewno nie zamierzamy siedzieć i czekać na Tysona, spotkamy się więc potem z kolejnym mocnym, dostępnym rywalem. Może to być ktoś pokroju Orlina Norrisa, Tima Witherspoona, Alexa Stewarta czy Francesco Damianiego. Nie wykluczamy jednak również spotkania z Georgem Foremanem. Zresztą wysłaliśmy już miesiąc temu ofertę Foremanowi. Jego gaża wynosiłaby 1,5 miliona dolarów. Wyraził wstępne zainteresowanie, ale i zdziwienie, że Evander jest gotów tak ryzykować - komentował Dan Duva, promotor Evandera. Jego ojciec Lou Duva był natomiast głównym mózgiem w narożnika Holyfielda.

Niedoceniany "Maguila" nic sobie nie robił z opinii dziennikarzy i podkreślał, że jego rywalowi daleko jest do pułapu Tysona. - Wszyscy wiemy, że numerem jeden jest Mike, a nie Evander. Zamierzam to zresztą udowodnić - podkręcał atmosferę. - Nie, Evander jest nie tylko lepszym zawodnikiem, ale również lepszym człowiekiem, dlatego też będzie lepszym i długo panującym mistrzem - spierał się Ken Sanders, menadżer Holyfielda. - Z każdą kolejną walką robię postępy i z każdym kolejnym startem będę trudniejszym rywalem dla Tysona - podkreślał sam Evander. I rzeczywiście wydawał się coraz większy, silniejszy i mocniej bijący. Podczas ceremonii ważenia zanotował niespełna 94 kilogramy, ale nie było na jego ciele choćby grama tłuszczu. Przeciwnik też był w formie, wnosząc na skalę dużo mniej niż w poprzednich walkach - 100,2 kilograma.

Walka była jednak krótka. Po niezłej pierwszej rundzie, w drugiej Brazylijczyk najpierw zainkasował prawy podbródkowy, Holyfield zrobił krok w tył i za moment poprawił potężnym prawym sierpowym na skroń. Rodrigues padł niczym prądem rażony, a sędzia Mills Lane bez zbędnego liczenia przerwał potyczkę. - Przecież mogłem go liczyć nawet do pięćdziesięciu, a i tak to by niczego nie zmieniło. Widać Holyfield ma naprawdę ciężkie ręce - mówił w wywiadzie zaraz po walce. I rzeczywiście miał rację, bo ciężko znokautowany "Maguila" przez ponad minutę pozostawał na macie ringu.

- Zaczynam szybko i agresywnie, dlatego też przeciwnik próbował boksować lewym prostym i trochę ostudzić moje zapędy. Robiłem jednak swoje - komentował zwycięzca. - Tyson, lepiej pozostań gotowy, bo idziemy po ciebie - grzmiał charyzmatyczny trener, nieżyjący już niestety Lou Duva.

- Nie widziałem tego ciosu, a takie uderzenia są najgorsze. Cóż, to jest waga ciężka i takie porażki się przydarzają. Jeśli ktoś jest czysto trafiony, to musi paść. Tym razem padłem ja, ale i tak podtrzymuję to, co mówiłem wcześniej. Numerem jeden jest Tyson, nie Holyfield - mówił pokonany Rodrigues, który pomimo ciężkiego nokautu nie zamierzał "słodzić" swojemu pogromcy.

Zdaniem wielu obserwatorów to Brazylijczyk wygrał pierwszą rundę. Do niespodziewanej wygranej miał go poprowadzić legendarny trener Angelo Dundee. - Holyfield to bardzo dobry zawodnik, ale popełnia swoje błędy. Pierwsza runda w naszym wykonaniu była bardzo dobra. Właśnie tak mój zawodnik miał boksować przez cały dystans. Niestety, jeden mocny cios w wadze ciężkiej wszystko zmienia. Oddajmy mu jednak co jego, bo tak ciężko znokautować kogoś z czołówki jednym uderzeniem... To naprawdę robi wrażenie. Widać, że ten chłopak ma czym przyłożyć - mówił z uznaniem Dundee. - To prawda, nigdy wcześniej nie otrzymałem od nikogo tak mocnej bomby - wtórował swojemu szkoleniowcowi Rodrigues. Ale dodawał od razu - Tyson i tak jest lepszy.