SZPILKA WRÓCIŁ NA ZWYCIĘSKĄ ŚCIEŻKĘ

Marcin Olkiewicz, Informacja własna

2018-05-26

Wobec absencji Mariusza Wacha to walka Artura Szpilki (21-3, 15 KO) była głównym daniem imprezy na PGE Narodowym. "Szpila" zrobił swoje i pewnie wypunktował doświadczonego Dominicka Guinna (35-12-1, 24 KO), wracając tym samym po prawie trzech latach na zwycięską ścieżkę.

IZU UGONOH POKONAŁ KASSIEGO >>>

Artur wniósł przed tą walką do ringu najwięcej kilogramów w karierze, a zatem niektórzy mieli obawy co do tego, jak będzie wyglądała jego mobilność. Dawało się zauważyć, że pod okiem trenera Andrzeja Gmitruka pięściarz z Wieliczki zaczął boksować bardziej ekonomicznie - mniej było niepotrzebnego skakania, więcej zaś zachodzenia oponenta i skracania dystansu za pomocą małych kroków. Szpilka od początku boksował bardzo spokojnie, ale bynajmniej nie pasywnie - przez cały czas wywierał na rywalu nieustanną presję i co jakiś czas rzucał w jego stronę mocne ciosy sierpowe z obu rąk. Trzeba jednak przyznać, że przeciwnik niespecjalnie mu w tych wszystkich działaniach przeszkadzał - Guinn skoncentrował się w tym starciu wyłącznie na obronie i tym, by zachować status pięściarza, który nigdy nie przegrał przed czasem.

NAJLEPSI POLSCY "CIĘŻCY" >>>

Z biegiem rund obraz pojedynku ani trochę się nie zmieniał - Szpilka wyraźnie przeważał, ale nie potrafił zranić swojego skrytego za szczelną gardą oponenta. No może poza szóstą rundą, w której u Amerykanina na skutek kilku przyjętych ciosów pojawił się krwotok z nosa. Po pewnym czasie sfrustrowani przebiegiem ringowych wydarzeń kibice zaczęli gwizdać, ale trzeba przyznać, że były to oznaki niezadowolenia skierowane głównie w stronę Guinna - Artur się starał, zadawał sporą liczbę ciosów, jednak 43-letni pięściarz zza oceanu nie zamierzał podkręcać tempa, zadowalając się tym, że przez dziesięć rund nie pozwolił zrobić sobie w ringu większej krzywdy.

ARTUR SZPILKA: BARDZO CHCIAŁBYM REWANŻU Z KOWNACKIM >>>

Przed ostatnią rundą podenerwowany nieco biernością swojego oponenta Szpilka starał się wymusić na trenerze Gmitruku pozwolenie na podjęcie większego ryzyka, ale znany z zamiłowania do konsekwentnego boksu szkoleniowiec pozostał nieugięty - niczego nie zmieniamy. Mimo to na trzydzieści sekund przed zakończeniem pojedynku Artur dopiął swego - trafił Amerykanina celnym ciosem z lewej ręki, posyłając go na deski. Guinn nie był jednak  "podłączony" i bez problemów dotrwał do końca. Werdykt mógł być tylko jeden - wszyscy sędziowie zgodnie wypunktowali tę walkę na korzyść zawodnika z Wieliczki.