Deontay Wilder (40-0, 39 KO) czuje się zaszczycony, że mógł wziąć udział w ceremonii ułaskawienia Jacka Johnsona - pierwszego czarnoskórego mistrza świata wagi ciężkiej w historii boksu.
Uroczystość odbyła się w czwartek w Gabinecie Owalnym. Johnsona, którego skazano w 1913 roku za przewóz białej kobiety między stanami w "celach niemoralnych", ułaskawił prezydent Donald Trump.
TRUMP UŁASKAWIŁ JACKA JOHNSONA >>>
- Choć nastąpiło to o przeszło 100 lat za późno, sprawiedliwości w końcu stało się zadość. Naprawiono zło, coś, co nigdy nie powinno było się wydarzyć - powiedział Wilder.
Mistrz WBC w kategorii ciężkiej miał okazję krótko porozmawiać z Trumpem, który od dawna jest fanem boksu, a swego czasu gościł nawet gale bokserskie w swoim zamkniętym już wieżowcu Trump Plaza w Atlantic City.
- Donald to wielki fan pięściarstwa, pytał mnie o kolejną walkę i zachęcał, żebym znokautował rywala - stwierdził "Brązowy Bombardier".
Nadmienił jednak, że w czwartek liczył się przede wszystkim Johnson.
- Możliwość bycia tutaj w Gabinecie Owalnym i doświadczenia ułaskawienia Jacka Johnsona to coś niesamowitego. Johnson był pierwszym czarnoskórym mistrzem świata w wadze ciężkiej, więc to bez wątpienia magiczna chwila, której nigdy nie zapomnę - oznajmił.
Wilder gościł w Białym Domu już po raz drugi. Wcześniej wizytował tam po zdobyciu brązowego medalu olimpijskiego na igrzyskach w Pekinie.
Johnson zginął w wypadku samochodowym w 1946 roku.