WHYTE PO ŚMIERCI BOKSERA: ZAKAZYWANIE BOKSU TO NONSENS

Redakcja, boxingscene.com

2018-03-03

Dillian Whyte (22-1, 16 KO) nie ukrywa, że wstrząsnęła nim śmierć angielskiego boksera, który przed kilkoma dniami zmarł po wygranej walce.

31-letni Scott Westgarth (7-2-1, 2 KO) zmarł 25 lutego, nazajutrz po konfrontacji z Decem Spelmanem (11-1, 7 KO), którą wygrał po dziesięciu rundach na punkty.

- Skłamałbym, gdybym zaprzeczał [i mówił, że ta śmierć mnie nie dotknęła]. Staram się jednak o tym nie myśleć. Rozmyślanie nad czmyś takim może się odbić negatywnie na postawie w ringu. Godzę się na ryzyko, skupiam się na tym, by zadbać o siebie, zaboksować jak najlepiej potrafię w defensywie i wyrządzić jak największe szkody, zanim to mnie zostaną wyrządzone. Brzmi to trochę okrutnie, ale takie są realia tego sportu - mówi Whyte.

- Boks jest pełen dumnych w głupi i ignorancki sposób zawodników. Pięściarze nie lubią mówić o czymś, co mogłoby sprawiać, że wyglądaliby na słabych, zdenerwowanych czy przestraszonych. Jestem pewien, że wielu zawodników się tym wszystkim martwi, ale nigdy otwarcie tego nie przyznają - dodaje.

Po śmierci Westgartha w Wielkiej Brytanii pojawiły się apele, by zakazać boksu. - To nonsens. Więcej ludzi doznaje wstrząśnienia mózgu w rugby niż w boksie - skomentował Whyte.

Dodał, że boks ma pozytywne działanie, czego sam jest przykładem. - Boks uratował mi życie. Zostałem kiedyś ugodzony nożem, zostałem też postrzelony. Nie byłem najlepszym dzieckiem. Latałem po mieście i robiłem szalone rzeczy, wtedy myślałem, że to cool. Boks to świetny sport dla każdego dzieciaka, nad którym nie idzie zapanować - stwierdził.