Deontay Wilder (39-0, 38 KO) nalega, że jego wyczekiwana walka z Anthonym Joshuą (20-0, 20 KO) powinna się odbyć w Stanach Zjednoczonych, a nie tak "małym kraju" jak Anglia.
Joshua zarabia na brytyjskim rynku miliony i ściąga tłumy kibiców. Na jego zaplanowaną na 31 marca potyczkę w Cardiff z Josephem Parkerem (24-0, 18 KO) w ciągu zaledwie kilku godzin sprzedano 70 tys. biletów. Na Wilderze takie liczby nie robią jednak wrażenia.
- Siedemdziesiąt tysięcy ludzi może i wygląda nieźle w małym kraju, ale tam nie zarabia się takich pieniędzy jak u nas przy dwudziestu tysiącach. Wielka kasa i wielki boks są w Ameryce. Zawsze tak będzie, niezależnie od tego, co będą tam robić - oświadczył mistrz WBC w wadze ciężkiej.
Amerykanin dodał też, że przerwie świetną passę, jaką od jakiegoś czasu notuje boks na Wyspach. - Kiedy znokautuję Joshuę, wszystko się skończy i już nie wróci - powiedział.
Wilder kolejną walkę stoczy 3 marca na Brooklynie. Jego rywalem będzie Luis Ortiz (28-0, 24 KO).