Kiedyś uważałem ''Promotorów'' za jeden z najsłabszych ciosów w dorobku amerykańskiego mistrza. Dziś mam wrażenie, że manichejski obraz świata boksu przedstawiony w tym wierszu jest jednak najbliższy prawdzie - jeżeli to słowo cokolwiek znaczy. Bokserzy bywają skurwysynami, ale promotorzy to zupełnie inny gatunek ludzi. Sam fakt zarabiania na organizowaniu walk jest w swojej istocie przekroczeniem granicy. Zawodowstwo to przeklęta gra.
PROMOTORZY BOKSU
są jak prawnicy i doktorzy.
Chcą tylko robić forsę.
Być może kilku, jeśli w ogóle, jest w tym
z miłości do boksu.
Większość fighterów nie zarobi grosza,
lecz ciągle widzisz jak wracają
mimo, że muszą siorbać wodę
przez zdrutowaną szczękę,
mimo złamanej ręki,
mimo krwi w moczu,
mimo trudności z wyostrzeniem wzroku
przez odklejoną siatkówkę.
Zdaniem promotorów większości z bokserów
nie można ufać
bo nie trenują codziennie,
chcą się żenić,
krwawią za dużo w ringu
i poza ringiem,
widzą nieostro i podwójnie,
nie mogą już zacisnąć pięści.
Na słonecznych emeryturkach promotorzy
wspominają swoje ex-laski
rzadziej swoich ex-bokserów.