Guillermo Rigondeaux (17-1, 11 KO) tuż po poddaniu przez siebie sobotniej walki z Wasylem Łomaczenko (10-1, 8 KO) tłumaczył, że dalsze boksowanie uniemożliwiła mu kontuzja lewej dłoni, której miał nabawić się w drugiej rundzie. Kubańczyk przeszedł już wszystkie badania i okazuje się, że jego ręka nie jest poważnie uszkodzona.
- W drugiej rundzie doznałem urazu zewnętrznej części lewej dłoni. To bardzo techniczny, wybuchowy bokser. Jeszcze wrócę. Waga nie była problemem w tej walce, ale był kłopot z dłonią - oznajmił tuż po zakończeniu pojedynku "Rigo".
W poniedziałek w Miami Rigondeaux przeszedł prześwietlenie, które rzeczywiście wykazało uraz dłoni, ale jak przyznał promotor pięściarza z gorącej wyspy Dino Duva, o żadnym złamaniu nie ma mowy. Wszystko skończyło się "zaledwie" na okazałym siniaku.
Kubańczyk został zdecydowanie potępiony przez kibiców za decyzję o poddaniu sobotniej potyczki. Można się spodziewać, że po tej informacji spadnie na niego jeszcze większa fala krytyki.