KONTUZJOWANY HAYE PRZEGRAŁ Z BELLEW PO HEROICZNYM BOJU!

Marcin Olkiewicz, Informacja własna

2017-03-05

Ależ to była walka. Niedoceniany Tony Bellew (29-2-1, 19 KO) podczas gali w Londynie pokonał przez poddanie w jedenastej rundzie Davida Haye'a (28-3, 26 KO), choć wydaje się, że "Hayemaker" bardziej niż z rywalem, przegrał ten pojedynek z własną kontuzją.

Dużo w ostatnich dniach mówiło się o tym, że pojedynek może ostatecznie nie dojść do skutku ze względu na rzekomą kontuzję ścięgna achillesa Haye'a, jednak sam zainteresowany zapewniał, że wszystko jest w porządku i zgodnie z planem wyszedł dziś do ringu w O2 Arenie. Z perspektywy czasu wydaje się jednak, iż nie był to najlepszy pomysł, a Brytyjczyk może sobie teraz za tę decyzję pluć w brodę.

Atmosfera w hali była niezwykle gorąca, a obaj pięściarze weszli do ringu niesamowicie pewni siebie. Od początku walki Haye wyraźnie polował na jeden potężny cios, który miał ściąć rywala z nóg. Bellew boksował jednak bardzo spokojnie i konsekwentnie, udanie przepuszczając mocne uderzenia swojego przeciwnika, niejednokrotnie efektownie wpuszczając go też w liny.

Pojedynek przez pierwsze kilka rund był dość wyrównany, choć optyczną przewagę miał wywierający nieustanną presję i walczący w charakterystycznym dla siebie nonszalanckim stylu "Hayemaker". Wszystko zmieniła runda siódma, w której to David w czasie jednej z ringowych wymian źle postawił nogę i prawdopodobnie odnowił kontuzję achillesa. Były mistrz świata królewskiej dywizji nie zdecydował się jednak poddać walki, tylko dzielnie starał się kontynuować potyczkę, robiąc dobrą minę do złej gry. Kulejący Haye od tamtej pory ograniczył ruchy do absolutnego minimum i właściwie do końca walki toczył bitwę o pozostanie w grze, opierając się na linach i licząc na jeden, szczęśliwy, kończący cios.

Bellew atakował, zadawał masę ciosów, lecz często pudłował, a jego uderzenia jeśli już dochodziły do celu, to zdawały się nie robić większego wrażenia na oponencie. W końcowej fazie walki obaj pięściarze byli już skrajnie zmęczeni, ale z wiadomych powodów to wciąż Tony był stroną wywierającą presję i dążącą do zakończenia walki przed czasem. Ostatecznie udało mu się to w rundzie jedenastej, kiedy zachwiał rywalem lewym sierpowym, a ten wyleciał za liny. Haye co prawda próbował wrócić na ring, ale w tym samym momencie z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania. Pojedynek heroiczny, dramatyczny i emocjonujący. Kibice zgromadzeni w O2 Arenie na pewno nie byli zawiedzeni.