MAŁE PIĘŚCI: MORRISSEY

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2017-02-12

Widziałem wczoraj, jak mały i tłusty Josh Sandland wygrywa z faworyzowanym Dominikiem Akinlade. Schodzi nisko głową, obniża pozycję i bije krótkimi sierpami w półdystansie. Składa naturalne kombinacje i sprytnie się broni. Kibice w Londynie uwielbiają takich zawodników. Angielska tłuszcza zna się na boksie jak żadna inna. Kiedy odwiedzicie York Hall, staniecie na balkonie i usłyszycie syk otwieranych puszek piwa, narastające ryki miejscowych i przyjezdnych. Widok z góry jest piękny, ale warto też stanąć pod ringiem. Doświadczyć na własnej skórze potu i krwi, plwocin i ''wody święconej'', czyli jedynego płynu, jakim mogą się raczyć współcześni gladiatorzy między rundami. Kiedy będą się lali po mordach, odpalcie na słuchawkach ''Boxers'' Morrisseya. Numer o przegrywaniu na oczach swojego miasta i odchodzącej żonie. Ta pięściarska melancholia ma wielką moc. Człowiek czuje się w York Hall jak Kwaśniewski na jachcie Kulczyka. Ma ochotę powtórzyć za pijanym komuchem: ''mój Boże, przecież właśnie do takiego życia jestem stworzony''.

Morrissey kocha ludzką przemoc. Bandytów i bokserów. Brzydzi go natomiast przemoc nieludzka i państwowa: szkoła, kościół, wojsko, rodzina królewska, zabijanie zwierząt. Porównuje mięsożerców do pedofili, odmawia podawania im ręki. Oto styl ''spedalonego Irola z Manchesteru'', który pisał swego czasu najlepsze brytyjskie piosenki. Jedną z nich jest udoskonalenie motywów zawartych w ''Boxers'' - antyradiowy ''Southpaw'' z płyty ''Southpaw grammar'', obraz samotności mańkutów. Zimna gitarowa ściana, rozgrzewana ostrą perkusją Spencera Cobrina. Dziesięciominutowa symfonia ringowej grozy, odarta z progrockowych ornamentów. Gejowska rozpacz podana saute: and you ran with your pals in the sun/You turned around and they were gone/Again.