Takich deklaracji było już wiele. Na przykład młody David Haye miał kończyć karierę przed trzydziestką, więc niekoniecznie te zapowiedzi mają potem pokrycie. W każdym razie 27-letni obecnie Anthony Joshua (17-0, 17 KO) twierdzi, że za pięć lat chciałby zawiesić rękawice na kołku i przejść na sportową emeryturę.
W najbliższą sobotę angielski król nokautu w drugiej obronie tytułu mistrza świata wagi ciężkiej federacji IBF spotka się z Erikiem Moliną (25-3, 19 KO). To ma być jednak tylko preludium do kwietniowej potyczki z Władimirem Kliczką (64-4, 53 KO) w unifikacji pasów IBF/WBA. Jeśli Joshua będzie wygrywać, w kolejce będą czekać Wilder, Powietkin, Haye, może wróci Fury. Opcji jest więc wiele. Wystarczy "tylko" wygrywać...
- Być może poboksuję jeszcze pięć lat. Jeśli wszystko ułoży się zgodnie z moim planem, za pięć lat powinienem odejść. Tak naprawdę, gdybym odszedł dzisiaj, również byłbym szczęśliwym człowiekiem. A to jest przecież najważniejsze. Kiedy pierwszy raz pojawiłem się na sali, nie robiłem tego dla pieniędzy. I nadal one nie są dla mnie aż tak ważne, jak sława i spuścizna - mówi Joshua.
- Szkoda tylko, że nie ma teraz w grze Tysona Fury'ego. Ludzie czekali na naszą walkę - dodał.