DAVID HAYE I TONY BELLEW NIE SZCZĘDZĄ SOBIE 'UPRZEJMOŚCI'

Redakcja, Sky Sports

2016-11-25

Ruszyła machina promocyjna. Ale walki Davida Haye'a (28-2, 26 KO) z Tonym Bellew (28-2-1, 18 KO) wcale nie trzeba promować na siłę. Obaj panowie tak bardzo drażnią się nawzajem, że we dwójkę skutecznie wyręczają najlepszych specjalistów od marketingu.

Stacja Sky połączyła się z oboma wojownikami. David w Londynie, Tony w Liverpoolu. I choć dzieliło ich ponad 350 kilometrów, mimo wszystko nie mogli spokojnie słuchać tego, co mówiła druga strona.

- Ten facet mi zazdrości nawet tego, że udało mi się zrobić jakąś karierę w filmie przy udziale w projekcie Creed. On chciałby być mną. Był przecież w Hollywood, ale nie zrobił tam kariery. Od tego czasu żyje w nocnych klubach i tam robi karierę. Będę jego pierwszym poważnym przeciwnikiem od czasu Władimira Kliczki. Wtedy nie podjął nawet walki, tylko tańczył cały wieczór. Jeśli go czysto trafię, ułożę go do snu - stwierdził Bellew, dotychczasowy mistrz federacji WBC kategorii cruiser.

- To tchórz, który właśnie zdał sobie sprawę z tego, co go czeka. Zniszczę go i skończy się całe te jego gadanie. Będę dla niego za szybki i za silny - ripostował "Hayemaker".

- Ja niby jestem tchórzem? Jedynym tchórzem jesteś ty klaunie. Spieprzyłeś swoją szansę z Kliczką. Uciekałeś przed nim całą noc, a potem żenująco tłumaczyłeś się swoim paluszkiem - wtrącił wojownik z Liverpoolu, znany kibic Evertonu.

- Dostaniesz w głowę i uwierz, to skończy się naprawdę szybko. Przekonasz się jaka jest różnica między kategorią cruiser, a wagą ciężką. Pierwszy mój cios zakończy twoje gadanie. To będzie konfrontacja cziłały z pitbullem - nie przestawał były mistrz wagi ciężkiej.

- Haye nigdy nie pokonał solidnego zawodnika wagi ciężkiej. Jeśli walka potrwa powyżej czterech rund, on sam się wycofa. Nie ma po prostu serca do boksu. Może z tą głupią fryzurą wygląda na piętnaście centymetrów wyższego ode mnie, ale bez niej jesteśmy tak naprawdę tych samych rozmiarów. Być może spróbuje nabrać jeszcze bardziej masy mięśniowej, by powiększyć przewagę w tym elemencie, choć jestem niemal pewny, że zejdzie sporo w dół. Ale w sumie mało mnie to obchodzi, bo i tak go załatwię - nie przestawał Bellew, który chyba jako pierwszy zdołał "przegadać" Haye'a.

- Przyznam szczerze, wziąłem tę walkę tylko po to, by zamknąć mu gębę. A przy okazji pozostanę aktywny do czasu, aż dostanę pojedynek o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Prawdopodobnie trochę zejdę z wagą, ale to nie byłoby konieczne. On poczuje o czym mówię po zwykłym lewym prostym. Szybko go znokautuję - dodał wyraźnie wytrącony z równowagi Haye.