KOWALIOW-WARD. TAJNA BROŃ SYNA BOŻEGO

Leszek Dudek, Opracowanie autorskie

2016-11-18

Wszyscy odliczamy już godziny do najważniejszego pojedynku tego roku. W sobotę w nocy na ringu w T-Mobile Arena w Las Vegas Siergiej Kowaliow (30-0-1, 26 KO) będzie bronił tytułów mistrza świata WBA Super, WBO i IBF w wadze półciężkiej w walce z dawnym liderem kategorii super średniej Andre Wardem (30-0, 15 KO). Już dawno nie doszło do starcia dwóch niepokonanych pięściarzy tej klasy.

Przyznam szczerze, że jeszcze niedawno byłem przekonany, że rozpędzony Kowaliow, który demolował Cleverly'ego czy Pascala i nie oddał ani jednej rundy staremu wyjadaczowi Hopkinsowi, wykorzysta swoje kapitalne warunki, zdyscyplinowanie taktyczne oraz niedocenianą szybkość i znajdzie sposób na przełamanie Warda potężnymi ciosami prostymi. Choć nie podobał mi się boks Amerykanina w ostatnich trzech występach i jestem zdania, że nie jest już w takiej formie jak w latach 2009-12, gdy walczył regularnie z najlepszymi na świecie, dziś skłaniam się ku jego wygranej.

Są trenerzy, których obecność w narożniku pięściarza nie wróży niczego dobrego. To Buddy "Wtopa" McGirt, ostatnio również Joel Diaz, oczywiście Roger... W przypadku Warda mamy do czynienia z odwrotnym przypadkiem i wcale nie mam tu na myśli Virgila Huntera, który ukształtował Andre boksersko i do dziś stoi w jego narożniku jako główny szkoleniowiec. Chodzi o człowieka o nazwisku Mackie Shilstone. Dla większości kibiców jest całkowicie anonimowy, lecz jego doświadcznie może okazać się kluczowe w jutrzejszym pojedynku.

Dziwi mnie, że media nie piszą o tajnej broni "Syna Bożego". Shilstone to sportowy cudotwórca, który specjalizuje się w... wydłużaniu karier zawodnikom. Ten niepozorny starszy pan z siwymi włosami ma na koncie m.in. współpracę z gwiazdami NFL (Peyton Manning) i Sereną Williams, ale romansował także z boksem. Lista jego klientów nie jest długa, choć doprawdy imponująca.

W latach 80. Shilstone przygotował mistrza wagi półciężkiej Michaela Spinksa do podbicia królewskiej kategorii. Pod jego wodzą "Jinx" obudował kościec dodatkowymi kilogramami mięśni i w efekcie dwa razy wygrał z samym Larrym Holmesem. Potem Mackie pracował z Royem Jonesem, gdy ten postanowił przeskoczyć dwie kategorie w górę i rzucić rękawicę Johnowi Ruizowi. Efekt współpracy - większy i silniejszy RJJ w pełni wykonał założony przed walką plan (złamanie nosa rywalowi) i zwyciężył w wielkim stylu.

To jeszcze nie koniec! Później Shilstone wsławił się współpracą z Bernardem Hopkinsem, gdy ten po dwóch porażkach z Jermainem Taylorem przeniósł się do wagi półciężkiej na starcie z Antonio Tarverem. "Magic Man" był faworytem w stosunku 5-1, ale 41-letni "Kat" upokorzył go w ringu i wygrał do wiwatu, choć przed walką wszyscy bali się o jego zdrowie (również psychiczne).

Gdy na filmiku HBO "Road To Kovalev-Ward" zobaczyłem skupionego "S.O.G." pracującego z Shilstone'em, do mojego serca zakradło się zwątpienie. Zaintrygowany wysłuchałem wypowiedzi Andre, obejrzałem finalną konferencję prasową i nabrałem jeszcze większego szacunku do jego podejścia do sportu. Nabrałem też podejrzeń co do psychiki "Krushera", którego trudny charakter znów dał o sobie znać - Hunter twierdzi, że Siergiej jest pokłócony ze szkoleniowcem i wszystko próbuje robić po swojemu. To samo zarzucił Rosjaninowi jakiś czas temu były trener Abel Sanchez, który wyrzucił go z własnej sali, choć twierdzi, że już wtedy wiedział o mistrzowskim potencjale Kowaliowa. To wszystko sprawiło, że ostatecznie zrezygnowałem z wcześniejszego typu ("Krusher" przed czasem). Wracając jednak do Warda...

- Dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto rozumie, że ja przygotowuję się na wojnę. On wie, co jest potrzebne, by odnieść sukces na polu bitwy - powiedział 32-letni Andre, z kolei Shilstone porównał najnowszego pupila do dwóch poprzednich legend boksu, jakie trenował. - Bernard Hopkins był najbardziej zdyscyplinowany, Roy Jones miał największy dar. Andre Warda cechuje największa intensywność - stwierdził guru fitnessu i odżywiania.

Mackie rozumie sport. Rozumie rywalizację i walkę oraz ich psychologiczne aspekty. W pojedynku, w którym szanse rozkładały się 50-50, jego obecność przechyla szalę na korzyść Warda. To wcale nie znaczy, że "Krusher" nie może wygrać. To przecież boks - bardzo dobry Tarver znokautował wspaniałego Jonesa. Dlatego w niedzielę nad ranem wstańcie z łóżek przed godziną 6:00 i zobaczcie na żywo najciekawsze starcie 2016 roku. Zwycięzca napisze swoją legendę.