McDONNELL I SOSA OBRONILI TYTUŁY NA RINGU W MONTE CARLO

Redakcja, Informacja własna

2016-11-13

Uwaga kibiców boksu podczas gali w Monte Carlo skupiła się na "King Kongu", ale odbyły się tam również dwie walki o mistrzostwo świata. Jamie McDonnell (29-2-1, 13 KO) obronił pas WBA wagi koguciej po kontrowersyjnej wygranej nad Liborio Solisem (25-5-1, 11 KO). Zasłużenie tytuł WBA kategorii super piórkowej obronił natomiast Jason Sosa (20-1-4, 15 KO), choć Stephen Smith (24-3, 14 KO) postawił bardzo wysoko poprzeczkę.

Sosa lepiej wszedł w walkę. Przeważał w pierwszej rundzie, a w drugiej serią trzech szybkich lewych sierpów w półdystansie doprowadził przeciwnika do liczenia. Pretendentowi pękł w kolejnej odsłonie prawy łuk brwiowy, ale wrócił nieoczekiwanie świetną czwartą rundą. W piątej i szóstej rozgorzała niezła bitka. W siódmej wydawało się, że Smith zaczyna przełamywać championa, miał go już kilkadziesiąt sekund przy linach, ale wtedy ten huknął prawym sierpowym na szczękę Anglika. Pod tym ugięły się nogi, ale jakimś cudem przetrwał ostatnie sekundy i wyratował go gong. Kolejne minuty to znakomite obustronne wymiany. Raz jeden raz drugi zyskiwał przewagę, a kibice dostali rekompensatę za "dobranockę" Ortiz vs Scott. Jedenasta runda najlepiej oddawała scenariusz tego pojedynku. Pierwsza połowa to absolutna dominacja obrońcy tytułu. Wydawało się, że kolejny cios zakończy męczarnie Smitha, tymczasem ten się pozbierał i lepiej finiszował. Obaj przed ostatnią odsłoną krwawili, byli zapuchnięci, jednak z wigorem wymieniali dalej uderzenia. Gdy zabrzmiał ostatni gong, główni bohaterowie dostali gromkie brawa. Należało się im. A na kogo postawili sędziowie? Byli jednomyślni - 116:111, 117:110 i 116:112, wszyscy na korzyść Amerykanina.

We wcześniejszej potyczce dużo niższy Solis zaskoczył championa bardzo agresywnym pressingiem. Zdominował obrońcę tytułu w pierwszych dwóch minutach i dopiero w trzeciej McDonnell złapał odpowiedni rytm. Zażarte wymiany trwały do ósmej odsłony, kiedy pretendent w akcji prawy na prawy zachwiał Brytyjczykiem. Ten jednak jak na mistrza przystało przetrwał kryzys, by w dziewiątym starciu samemu zamroczyć rywala lewym sierpowym. Wygrał też dziesiątą rundę. Dwie ostatnie to równa wojna, lecz gdy zabrzmiał ostatni gong wydawało się, że wcześniej zdobyta przewaga powinna starczyć challengerowi, tymczasem sędziowie opowiedzieli się za McDonnellem - 116:112, 115:113 i 117:111.