WALKA LEWIS vs RUDDOCK Z BOWE'EM W TLE, CZYLI KARTKA Z KALENDARZA

Łukasz Furman, Opracowanie własne

2016-10-31

To już prawie ćwierć wieku. 31 października 1992 roku, czyli dokładnie dwadzieścia cztery lata temu, doszło do świetnie zapowiadającej się walki Lennoxa Lewisa (21-0, 18 KO) z ostrą "Brzytwą" - Donovanem Ruddockiem (27-3-1, 20 KO). Pojedynek miał być eliminatorem do tronu WBC, ale zwycięzca został niedługo potem ogłoszony nowym mistrzem świata wagi ciężkiej federacji World Boxing Council.

Obaj zawodnicy dostali zapewnienie od władz organizacji, że lepszy z tej dwójki spotka się ze zwycięzcą konfrontacji Evandera Holyfielda z Riddickiem Bowe, zaplanowanej zaledwie dwa tygodnie później.

Mike Tyson po dwóch pamiętnych wojnach z Ruddockiem został oficjalnym challengerem dla ówczesnego championa, czyli Holyfielda. Najpierw jednak nabawił się kontuzji, a gdy już wrócił do pełni zdrowia, rozpętała się wokół niego burza i padły zarzuty o gwałt. W końcu został skazany. W międzyczasie "Razor" odbudował się dwoma cennymi zwycięstwami - najpierw nad byłym mistrzem, Gregiem Page'em, a potem niepokonanym (25-0) Philem Jacksonem. Obu rywali Donovan odprawił przed czasem. W związku z tym, oraz problemami Tysona, Kanadyjczyk został wyniesiony przez WBC na pierwsze miejsce w rankingu. Drugi na tej liście był już Lewis, mistrz olimpijski sprzed czterech lat, który miał już na rozkładzie Gary'ego Masona, Mike'a Weavera czy Tyrella Biggsa. Zarządzono więc eliminator do walki z Holyfieldem bądź Bowe'em.

Faworytem bukmacherów w stosunku dwa do jednego była kanadyjska "Brzytwa". To za sprawą morderczego lewego sierpowego i równie groźnego prawego podbródka. Lewis nie był jeszcze do końca sprawdzony, a Ruddock potrafił postawić się dzielnie samemu "Żelaznemu" Mike'owi. Między linami okazało się jednak, że Lennox był niedoceniany. Na początku unikał groźnego przeciwnika i utrzymywał dystans lewym prostym, ale tuż przed końcem pierwszej rundy huknął prawym krzyżowym, wysyłając Ruddocka na deski. Gdy ten powstał, zabrzmiał zbawienny gong na przerwę. Minuta nie wystarczyła na dojście do siebie i zaraz po rozpoczęciu drugiego starcia Lennox jeszcze dwukrotnie posłał Donovana na deski, nabywając prawa pretendenta. Niedługo potem okazało się, że ta wygrana zapewniła mu mistrzostwo świata!

Dwa tygodnie później Riddick Bowe po znakomitej walce pokonał jednogłośnie na punkty Holyfielda, odbierając mu pasy WBC/WBA/IBF. Niemal natychmiast rozpoczęto więc rozmowy z obozem Lewisa. Bowe dążył do tej konfrontacji, by zrewanżować się Anglikowi za porażkę w finale igrzysk olimpijskich w Seulu. Ale najpierw musiały zgadzać się pieniądze. I tu pojawiły się problemy...

Najpierw padła oferta walki z budżetem ponad 32 milionów dolarów. Promujący Bowe'a Rock Newman chciał podzielić te pieniądze w stosunku 90/10 na korzyść swojego zawodnika. Ale gwarantował też Lewisowi 15 milionów za pierwszą obronę, jeśli pokonałby Bowe'a. Natomiast Frank Maloney - promotor Lewisa, życzył sobie podziału w stosunku 75/25 dla mistrza. Newman wystosował więc inną propozycję - Lewis rezygnuje na moment z walki z Bowe'em, toczy na terenie USA pojedynek z wybranym przez siebie rywalem, za który miałby dostać 2,5 miliona dolarów. W kolejnym zaatakowałby już Riddicka i dostał wtedy 9 milionów "zielonych". Maloney odrzucił również taką ofertę. Po jakimś czasie się rozmyślił i był gotów na takie dwie walki, lecz było już za późno. W międzyczasie Newman zaczął już negocjować spotkanie z Michaelem Dokesem, którego Bowe zdemolował w pierwszej obronie w niespełna rundę. Lecz wtedy w stawce były już tylko pasy WBA i IBF. A co z tytułem WBC?

Negocjacje obozów Bowe'a i Lewisa trwały dwa tygodnie. Kiedy Maloney nie chciał przyjąć drugiej oferty, panujący champion na początku grudnia zorganizował specjalną konferencję prasową, podczas której... wyrzucił pas World Boxing Council do kosza na śmieci (na zdjęciu dop. autor). "Jeśli Lewis tak bardzo chce tego pasa, musi go wygrzebać ze śmieci" - mówił Bowe. Jeszcze tego samego dnia federacja wydała oświadczenie, informując w nim, że nowym mistrzem zostaje uznany Lennox Lewis.

Anglik w pierwszej obronie tytułu chciał skrzyżować rękawice z legendarnym George'em Foremanem. "Big George" po świetnej, choć przegranej batalii z Holyfieldem, odbudował się tryumfami nad Jimmy Ellisem oraz Alexem Stewartem. Wszystko było już dogadane, ale WBC poprosiło Lewisa o spotkanie z najwyżej notowanym zawodnikiem w swoim rankingu, jakim wtedy był inny dawny mistrz wszechwag, Tony Tucker (48-1, 39 KO). Lennox i jego drużyna dopasowali się do tych próśb. Anglik wypunktował Tuckera, dwukrotnie rzucając go na matę ringu. Niestety nie powrócił już potem temat jego walki z Foremanem, a szkoda, bo widowisko byłoby zapewne wyborne...