ZAPOMNIANE BITWY - WILFREDO GOMEZ vs CARLOS ZARATE (WIDEO)

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2016-10-29

28 października 1978 roku w mieście San Juan doszło do niesamowitej pięciorundowej wojny portorykańsko–meksykańskiej. Tego dnia na stadionie imienia Roberto Clemente naprzeciw siebie stanęło dwóch straszliwych i niepokonanych królów nokautu, czyli czempion WBC wagi super koguciej Wilfredo Gomez (44-3-1, 42 KO) oraz mistrz WBC w koguciej Carlos Zarate (66-4, 63 KO).

Noszący wymowny przydomek "Bazooka" Gomez był w tamtych czasach prawdziwym bohaterem Portoryko. Niepokonany w 21 pojedynkach wojownik miał 22 lata i piekielną moc w pięściach. Urodzony w Mexico City Zarate był od niego o pięć lat starszy i od 1976 roku zasiadał na tronie dywizji koguciej, legitymował się także niezwykłym rekordem 52 zwycięstw i zero porażek.

Warto dodać, że Gomez wszystkich swoich dotychczasowych rywali zdemolował przed czasem, a Zarate tylko jednemu pozwolił dotrwać do końcowego gongu! Bitwa zapowiadała się więc doskonale, jako spotkanie o mistrzostwo świata z najwyższym procentem nokautów w historii. Od początku wiadomo było, że sędziowie punktowi będą tego dnia w san Juan tylko niepotrzebną dekoracją, a o wszystkim rozstrzygną mordercze bomby.

Powszechnie wszyscy interesujący się boksem fani wiedzą, że najprostszym przepisem na pięściarski thriller jest wpuszczenie do ringu Portorykańczyka i Meksykanina. Nie inaczej było wówczas. Zarówno Gomez jak i Zarate pragnęli dowieść, który kraj ma lepszych wojowników, który z nich jest twardszy i który ma większe "cojones".

Tymczasem dzień przed tym wyczekiwanym spotkaniem obaj panowie mieli spore problemy, aby uzyskać wymagany limit 122 funtów, czyli 55 kilogramów. Przekroczyli zgodnie skalę o dwa funty, przy czym Gomez już podczas drugiego podejścia zrzucił nadwagę, natomiast Zarate dopiero po wizytach w toalecie i saunie, po trzech bezowocnych próbach, dopiero w czwartej osiągnął właściwą wagę.

Zgodnie z przewidywaniami od pierwszego gongu rozpętała się wojna na wyniszczenie. Po kilku minutach przewagę zdobył Gomez, który już w czwartej rundzie posłał pretendenta na deski. Zarate szybko stanął na nogi, ale "Bazooka" błyskawicznie zaatakował i chwilę później, właściwie tuż przed tym, jak zabrzmiał gong ogłaszający koniec rundy, Meksykanin był ponownie liczony.

Niesiony szaleńczym dopingiem tysięcy kibiców Wilfredo zaraz po przerwie rzucił się jak tygrys, aby dokończyć dzieła zniszczenia i 44 sekundy później było po wszystkim. Straszliwy lewy omal nie urwał głowy Carlosowi, ale ten jakimś cudem ustał ten cios. Kolejna wściekła szarża i potężne ciosy powaliły go jednak na ziemię. Takiego widoku miał już dość narożnik pięściarza z Meksyku, rzucając na ring ręcznik i w ten sposób chroniąc swojego zawodnika przed dalszym biciem.

W taki oto efektowny sposób Gomez obronił po raz kolejny swój tytuł, który piastował aż do 1983 roku. Następnie ten wielki czempion podbił jeszcze wagę piórkową i super piórkową.

Zarówno jeden jak i drugi po zakończeniu karier w dowód zasług zostali włączeni w poczet mistrzów Międzynarodowej Bokserskiej Galerii Sław.