Po kolejnym zwycięstwie Jarrell Miller (18-0-1, 16 KO) przyznał, że darzy szacunkiem Deontaya Wildera (37-0, 36 KO), mistrza WBC w wadze ciężkiej, choć "nadal chce mu złamać szczękę".
28-letni pięściarz z Brooklynu pokonał nad ranem Freda Kassiego (18-6-1, 10 KO). Walka zakończyła się po trzech rundach, kiedy Kameruńczyk uznał, że ze względu na kontuzję nie może dłużej boksować. Do tego czasu wyraźnie przeważał Miller.
- Myślę, że mógł kontynuować walkę. Po prostu nie chciał. Dlatego chylę czoła przed Wilderem, mimo że nadal chcę mu złamać szczękę. Dotrwał on do końca swojej walki [z Chrisem Arreolą] ze złamaną ręką. Tak postępują mistrzowie. A Kassi zwyczajnie nie chciał już walczyć - powiedział zwycięzca.
Zawodnik z Afryki utrzymuje tymczasem, że kontuzja była na tyle poważna, że dalsza walka nie wchodziła w grę.
- Musiałem zranić rękę w pierwszej rundzie, bo kiedy w drugiej wyprowadzałem cios, za każdym razem czułem jakby porażenie. Chciałem dalej walczyć, ale nie mogłem używać jednej ręki. Kiedy boksujesz z facetem cięższym o 50 funtów, potrzebujesz całego arsenału - oznajmił.