TRZYDZIEŚCI LAT MINĘŁO - HOLYFIELD vs QAWI

Łukasz Furman, Opracowanie własne

2016-07-12

Aż trudno w to uwierzyć, ale dziś mija dokładnie trzydzieści lat od legendarnej, być może największej wojny w historii pomiędzy młodziutkim Evanderem Holyfieldem (11-0, 8 KO) a broniącym tytułu mistrza świata kategorii cruiser federacji WBA Dwightem Muhammadem Qawi (26-2-1, 15 KO).

Z jednej strony Amerykanie bardzo liczyli na wojownika z Atlanty, który skrzywdzony podczas igrzysk w 1984 roku stał się ich bohaterem. Z drugiej przypominano doświadczenie na długich dystansach championa i zaledwie jedenaście walk pretendenta. Dodatkowo Qawi wychodził do ringu tuż po demolce na Leonie Spinksie (TKO 6). Nie wiadomo ile zarobił mistrz, natomiast na konto Evandera wpłynęła okrągła suma stu tysięcy dolarów. Wtedy jeszcze limit kategorii junior ciężkiej wynosił 190 funtów. Holyfield podczas ceremonii ważenia zanotował ich 186, zaś Qawi 189,75.

Pojedynek od pierwszego do ostatniego gongu był niesamowitą wojną. Przez piętnaście rund żaden nie odpuszczał, choć obaj boksowali na granicy wytrzymałości. Najlepiej świadczy o tym fakt, że Evander po zejściu do szatni, nawet po uzupełnieniu płynów, ważył... aż o siedem kilogramów mniej!

- Otarłem się wtedy o śmierć. Po wszystkim odwieziono mnie do szpitala. Po tym pojedynku naprawdę poważnie rozważałem zakończenie kariery - przyznał potem Holyfield. - To była bardzo trudna walka i choć tego się spodziewałem po przeciwniku, to nie spodziewałem się, że będzie aż tak trudna. Dałem wtedy z siebie wszystko, a mimo tego Qawi cały czas naciskał i wywierał pressing. W siódmej rundzie wydawało mi się, że już puchnie, jednak nie pękł. Byłem gotów zrezygnować z boksu, lecz mój ówczesny menadżer powiedział mi "Zdałeś swój test. Nie będzie już drugiej takiej walki". I miał rację. Bywało ciężko, ale już nigdy tak bardzo.

Holyfield wyprowadził 1290 ciosów, z których 629 doszło celu. Jego przeciwnik miał te liczby na poziomie 1018/562. Po ostatnim gongu sędziowie byli niejednogłośni, punktując stosunkiem dwa do jednego na korzyść młodszego o dekadę Evandera - 144:140, 141:143 i 147:138. Do dziś Qawi przekonuje, że challenger był wtedy na porządnym "koksie".

- On wtedy był na dopingu. Obejrzyjcie dokładnie nasz pojedynek. W połowie ten facet był już nieżywy, ale dawali mu coś do picia i wychodził do kolejnej rundy jak nowo narodzony. Po tym wszystkim finiszował mocniej niż większość nie potrafiłoby walczyć w pierwszych dwóch-trzech rundach. To przecież jakieś szaleństwo - twierdzi Qawi, który nigdy już nie odzyskał korony. Wcześniej piastował również tytuł w wadze półciężkiej.

Sporo już napisaliśmy o tej walce, ale najlepiej będzie po prostu ją znów obejrzeć. Lektura obowiązkowa!