WSTYD I DUMA, CZYLI ODMIENNE EMOCJE PO WEEKENDZIE

Ireneusz Fryszkowski, RingBlog.pl

2016-06-21

Odmiennie różne emocje towarzyszyły kibicom przy walkach Andrzeja Fonfary (28-4, 16 KO) i Macieja Sulęckiego (23-0, 8 KO). Jeden zawiódł na całego, drugi wykonał plan w stu procentach.

W sobotę w nocy bokserscy kibice przeżyli ogromny zawód. Dopominający się o mistrzowską walkę Andrzej Fonfara (28-4, 16 KO) po widowiskowych wygranych z Julio Cesarem Chavezem Jr (49-2-1, 32 KO) i Nathanem Cleverlym (29-3, 15 KO) przegrał błyskawicznie z anonimowym Joe Smithem Jr (22-1, 18 KO) już w pierwszej rundzie przez TKO.

W komentarzach po walce mówi się i pisze, że to wielki wstyd, bo Polaka pokonał mało znany i nie w pełni profesjonalny pięściarz, z zawodu murarz. Pewnie tak to można odbierać. Szczególnie, że sam Joe Smith Jr po walce przyznał, iż cios, który otworzył mu drogę do wygranej, rzucił nawet nie widząc twarzy Fonfary, ponieważ był zasypany gradem jego uderzeń.

"Polski Książę" zrobił jeden z podstawowych błędów bokserskiego rzemiosła, czyli opuścił lewą rękę, nad którą Amerykanin posłał bombę wysadzając z wielkim hukiem wielkie plany rewanżu z Adonisem Stevensonem o pas WBC i pozostawiając niesamowite zgliszcza, zwłaszcza w sercach kibiców boksu.

Joe Smith Jr znany był tylko z mocnego ciosy i akurat ten atut wykorzystał. Teraz będzie rozpoznawalny, bo pobił nie tylko twardego i równie mocno bijącego Fonfarę, ale i przede wszystkim boksera, który ciężką pracą – mimo, że w czasach amatorskich nie wyróżniał się niczym szczególnym, doszedł na sam szczyt dywizji półciężkiej.

I o to chyba najbardziej można mieć największe pretensje do Andrzej Fonfary. Przez jego rozluźnienie, zlekceważenie, nieuwagę – ciężka praca na treningach, którą doszedł do pozycji w jakiej był, została obrócona w perzynę, a szansa na walkę o mistrzostwo świata WBC znacznie się oddaliła.

Wszystko teraz trzeba zacząć od nowa, bo waga półciężka obfituje w ciekawych zawodników, którzy nie będą czekać na Fonfarę, żeby ten odbił pas WBC starzejącemu się już Stevensonowi. Nie będzie łatwo, ale liczę, że Fonfara swoją pracowitością odrobi lekcję pokory, jaką zawsze daje w najbardziej nieoczekiwanym momencie okrutny w swej nieprzewidywalności boks.

Zupełnie inne nastroje były po walce Macieja Sulęckiego z Hugo Centeno Jr (24,1, 12 KO). Polak zdominował technicznie i siłowo bardzo wolnego Amerykanina i zrobił to co zapowiadał, czyli "wszedł z butami" w walkę i przeciwnika. Porozbijany i stłamszony Centeno został znokautowany w ostatniej, 10. rundzie pojedynku prawym krzyżowym po serii ciosów. Widać, że Sulęcki boksuje inteligentnie, ważył ciosy, ponawiał akcje, zaskakiwał rywala ruchliwością i uderzeniami w wielu płaszczyznach. Zaryzykuję nawet tezę, że od walki z Grzegorzem Proksą momentami boks Sulęckiego przypomina styl Mayweathera. Był to wielki krok "Stricza" na salony światowego boksu.

Ale na salonach są nie tylko mistrzowie jak Daniel Jacobs (31-1, 28 KO) czy Billy Joe Saunders (23-0, 12 KO), w których mierzy teraz Sulęcki. Warto by było, żeby Maciej stoczył jeszcze jedną lub dwie walki z topem swojej kategorii przed starciem o pas. Centeno miał zero w rekordzie, ale wybitnym pięściarzem nie był. Łukasz Maciec (23-3-1, 5 KO) choć z nim przegrał, miał kilka razy Centeno na widelcu. Warto o tym pamiętać planując skakać co drugi schodek na sam szczyt.