WCISKANIE POLSKO-POLSKICH WALK NA SIŁĘ NA PRZYKŁADZIE ŚWIETNEGO 'DIABLO'

Cezary Kolasa, Opinia własna

2016-05-29

Krzysztof Włodarczyk wczorajszego wieczoru w Szczecinie szybko odprawił Kai'a Kurzawę i zdobył bardzo ważny tytuł IBF Inter-Continental wagi junior ciężkiej, który wrzuci go wysoko w rankingu tej federacji przy następnym zestawieniu. Dla "Diablo" po dwóch walkach w celu zrzucenia rdzy przyszedł czas na bardzo ważne starcia, które czekają na niego w drugiej połowie roku. Niektórzy jednak, mający w głowie syndrom polsko-polskich starć, chcą teraz oglądać Włodarczyka w starciach z Polakami. Tylko po co? 

35-letni bokser z Piaseczna, w przeszłości dwukrotny czempion wagi cruiser, to obecnie jeden z naszych największych skarbów. Wszyscy wiemy jedno - aby zorganizować mu duże walki w Polsce potrzeba wielkich pieniędzy, które tak czy siak się nie zwracają. Andrzej Wasilewski, człowiek, który trzyma pieczę nad karierą Włodarczyka, jest wtedy niczym Wielka Brytania w Unii Europejskiej - jest płatnikiem netto. Więcej daje niż dostaje. Jedyną możliwością dla niego i Włodarczyka są wyjazdy, takie jak do Moskwy na Czakijewa czy Drozda, które generują spore pieniądze i dają możliwość realnego sukcesu. 

Jest jeszcze jeden niezwykle ważny czynnik. Dążenie do celu. Włodarczyk ma 35 lat i jest w bardzo dobrym momencie swojej kariery. Z drugiej strony, "Diablo" chce szybko wrócić na szczyt, jednocześnie większość zawodników z czołówki po prostu nie chce z nim walczyć. Wtedy do gry wchodzi największy polski promotor, który organizuje w trybie pilnym walkę o regionalny tytuł IBF po to, aby nazwisko jego podopiecznego wspinało się w rankingach. W planach długofalowych - eliminator pod koniec roku, w 2017 walka o upragniony tytuł. 

Na naszym krajowym podwórku pojawiają się jednak osoby, które uparcie dążą do polsko-polskich walk. Ich metoda jest prosta - dwa nazwiska, najlepiej z czołówki światowej, obaj na pewno dadzą wielkie show, kibice to kochają. Nie myślą jednak o jednym - że dla niektórych naszych bokserów starie z Polakiem nie da ZUPEŁNIE NIC, a często przedłuży sukcesywnie wdrapywanie się po starcie o mistrzostwo świata. Proces, który może trwać od jakiegoś czasu, a niektórzy są naprawdę blisko tego celu. 

Takich pięściarzy w Polsce nie ma wielu, można ich wyliczyć na palcach jednej ręki. Jednym z nich jest właśnie Włodarczyk, dla którego szykowane są wielkie pojedynki. Mam ogromny szacunek do Mateusza Masternaka, to naprawdę niezwykły człowiek i świetny pięściarz, ale jeśli "Diablo" ma do wyboru albo eliminator do walki o tytuł albo starcie z "Masterem" w Polsce, wybór jest wtedy chyba bardzo prosty. 

Nie wciskajmy więc na siłę starć pomiędzy rodakami, jeśli jeden z nich może w niedalekiej przyszłości zawalczyć o pas mistrzowski! Podobna sytuacja była bodaj rok-dwa lata temu, kiedy to zaczęto opowiadać o możliwym pojedynku Masternaka z Krzysztofem Głowackim, wtedy numerem jeden w rankingu WBO, który rozmyślał już o eliminatorze i Marco Hucku. Rozumiecie? Chłopak jest o krok od pięknych chwil i nagle pojawia się starcie z rodakiem, po którym - jeśli stawką nie jest ważny tytuł - może on zdobyć tylko garstkę nowych kibiców i nic więcej. 

Jestem za polsko-polskimi starciami, kiedy obaj pięściarze mają podobną sytuację, daleko im do starć o mistrzostwo świata, ale w przyszłości chcą być mistrzami i np. muszą pokonać weterana, doświadczonego zawodnika (Sulęcki - Proksa, Syrowatka - Jackiewicz, Szpilka - Adamek). Te walki rzeczywiście miały sens. Żaden z nich nie był o krok od tytułu i dla nikogo nie był to krok wstecz. A o to w tym wszystkim chodzi.

Czy nie lepiej, by Włodarczyk najpierw zdobył tytuł i przy dobrowolnej obronie tytułu zmierzył się np. z Masternakiem? Czy lepszym rozwiązaniem nie byłby pomysł, by jedna z Ew - Piątkowska lub Brodnicka pierw zdobyła tytuł, aby później zorganizować Ewom rewanż, w którym stawką byłby mistrzowski tytuł? Większe pieniądze, większy rozgłos, wszystko jest wtedy większe.  

Dla Krzyśka Włodarczyka wspomniany pojedynek z Masternakiem na pewno nie da mu tyle, ile eliminator. Każdy powinien zdawać sobie z tego sprawę. Oczywiście jeśli stawką pojedynku "Mastera" z "Diablo" miałoby być wspomniane prawo do walki o pas, wtedy pojawia się zupełnie inna bajka i 35-letni zawodnik Sferis KnockOut Promotions rzeczywiście miałby się o co bić, podobnie zresztą jak sam Mateusz.