BLIŹNIACY CHARLO PRZECHODZĄ DO HISTORII BOKSU!

Redakcja, Informacja własna

2016-05-22

Bliźniacy Charlo, którzy dwa dni wcześniej obchodzili 26. urodziny, przeszli do historii boksu. Do Jermalla dołączył teraz minutę młodszy Jermell i obaj zasiedli na tronie mistrza świata w wadze junior średniej! To pierwszy przypadek, gdy bliźniacy w jednym czasie zostali mistrzami świata poważanych federacji.

Jermell Charlo (28-0, 13 KO) długo nie potrafił poradzić sobie z Johnem Jacksonem (20-3, 15 KO), synem legendarnego Juliana "The Hawk" Jacksona. Po niezłej pierwszej rundzie, w miarę wyrównanej piątej, w pozostałych był po prostu gorszy. Zresztą potwierdzają to karty punktowe. Po siedmiu odsłonach wszyscy sędziowie punktowali 64:69. I nagle, po minucie ósmego starcia, Jermell huknął prawym sierpowym w okolice skroni. Zamroczony Jackson odwrócił się plecami, wtedy zainkasował bardzo mocny lewy sierp i bezwładnie zawisł na linach. Doświadczony Tony Weeks bez zbędnego liczenia zastopował potyczkę i ogłosił zwycięstwo Charlo.

Za ten występ Jackson zainkasował 175 tysięcy dolarów, ostateczny tryumfator 250 tysięcy. A stawka była podwójna, bo przecież lepszy z tej dwójki miał zagarnąć wakujący tytuł mistrza świata federacji WBC kategorii junior średniej.

- On sprytnie boksował, dużo się ruszał i przegrywałem na punkty. Spodziewałem się po nim trochę innego boksu, zaskoczył mnie tym. Musiałem się więc dostosować do niego, podejść troszkę bliżej i czekać, aż się zmęczy i otworzy. Wtedy go złapałem - powiedział po wszystkim zadowolony Charlo.

- Trafił mnie mocno, chciałem poprawić swój ochraniacz na szczękę, a wtedy on poprawił jeszcze jednym uderzeniem. Wygrywałem do tego czasu, lecz taki jest boks - stwierdził pokonany.

Później między linami pojawił się Jermall Charlo (24-0, 18 KO), dla którego spotkanie ze świetnym Austinem Troutem (30-3, 17 KO) było drugą obroną pasa organizacji IBF. Co ciekawe było też pierwszym pojedynkiem w gronie zawodowców z mańkutem. Ale to mistrz lepiej wszedł w walkę, kontrolując ją w pierwszych trzech rundach bezpośrednim prawym. Dopiero od czwartej pretendent złapał odpowiedni rytm, lepiej dystansował, a wtedy wszystko się wyrównało. Obaj mieli swoje momenty, jednak przewaga z pierwszych minut dała championowi wygraną w ostatecznym rozrachunku. Po gongu kończącym dwunaste starcie sędziowie punktowali na korzyść Jermalla 116:112, 115:113 i 116:112.

Charlo trafił 130 z 474 ciosów (27%), natomiast Trout 117 z 490 (24%). Za ten start mistrz miał zagwarantowane pół miliona dolarów, zaś jego przeciwnik 300 tysięcy.

- Tworzymy historię dziecinko - krzyczał po wszystkim uradowany Jermall. - Wiedziałem, że mój brat zrobi swoje. Obaj należymy do mistrzowskiego poziomu. Uderzałem prawą ręką, obchodząc jego jab. Taki był plan, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że będzie próbował mnie ustawiać swoim prostym. Trout to świetny zawodnik i już wiem dlaczego pokonał Cotto i sprawił tyle problemów Canelo czy Larze - komplementował swojego rywala obrońca tytułu.

- Czapki z głów, to będzie wielki mistrz - komplementował championa Trout, ale nie ukrywał przy tym, że nie zgadza się z werdyktem. - W moim odczuciu zrobiłem wystarczająco, by to moja ręka powędrowała w górę. Wiedziałem jednak, że wszystko było ułożone pod braci i w razie równej walki nie dadzą mi werdyktu. Nie szukam wymówek, gratulacje dla Jermalla - komentował Trout.