KIEDYŚ POKONAŁ TYSONA, TERAZ POPROWADZIŁ MARTINA DO TYTUŁU

Redakcja, Boxing News Online

2016-01-23

Henry Tillman w czasach amatorskich dwukrotnie pokonał Mike'a Tysona w eliminacjach olimpijskich i to on sięgnął po złoto w Los Angeles w 1984 roku. Teraz jest drugim trenerem Charlesa Martina (23-0-1, 21 KO), który tydzień temu dokonał tego, co nie udało się Tillmanowi - zdobył tytuł mistrza świata wagi ciężkiej w gronie zawodowców.

- Współpracuję z nim od sześciu, może nawet siedmiu lat, czyli jeszcze w jego czasach amatorskich. Teraz szukamy nowej sali, w jakiej moglibyśmy dalej trenować - mówi mistrz olimpijski.

Martin pokonał w niedzielę nad ranem Wiaczesława Głazkowa. Walka na dobrą sprawę się jeszcze nie zaczęła, a Ukrainiec padł bez ciosu na matę ringu. Doznał poważnej kontuzji kolana i w tak dziwnych okolicznościach Martin sięgnął po wakujący pas organizacji IBF.

- W moim odczuciu Charles wygrałby to przed czasem, to była tylko kwestia czasu. Dobrze dobierał swoje ciosy i nie uderzył niczym niepotrzebnym. Nie było żadnych nieprzemyślanych ruchów. Po piątej rundzie przyśpieszyłby i zrobił swoje - przekonuje członek obozu nowego championa.

- Chciałbym zobaczyć Charlesa jeszcze w dwóch walkach w tym roku. Potem czeka nas obowiązkowa obrona narzucona przez federację. Dziś waga ciężka pozostaje otwarta. Pojawiło się sporo młodych i utalentowanych pięściarzy. W pierwszej dziesiątce trudno wskazać tego jednego. Jest Luis Ortiz, Anthony Joshua, Tyson Fury, a Kliczko po porażce może dostać nowej motywacji i wrócić silniejszy. Wilder z walki na walkę też wydaje się być coraz lepszy, ale to samo można powiedzieć o Charlesie. Przed nim z osiem, może nawet dziesięć lat na wysokim poziomie. Ma szybkie ręce i dużo siły. Chcę tylko, by teraz pozostał aktywnym zawodnikiem - dodał Tillman.

- Chciałbym zmierzyć się z Furym bądź Wilderem. Następnym krokiem powinna być walka z najlepszymi dostępnymi rywalami, a takimi są dziś właśnie oni - wtrącił sam Martin.