MAŁE PIĘŚCI: KLINCZ

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2016-01-03

Wspomnienie spotkania z Tomaszem Lengrenem, aktorem i reżyserem. Rzecz o brudnym boksie, bielskich ewangelikach i polskiej mafii. Klincz absolutny.

KLINCZ

Mroźny początek dwudziestego pierwszego wieku. Wódka z Tomaszem Lengrenem w Bielskim Syjonie. Tam, gdzie pomnik Lutra. W zagłębiu mądrych ewangelików. Patent tolerancyjny z końca XVIII wieku przywrócił im godność. Pozwolił na budowę kościoła i szkoły. Wcześniej musieli znosić dominację katolickiej mniejszości, za którą stało habsburskie prawo. Kiedy patent wszedł w życie, ludziom w Bielsku zrobiło się lżej na duszy. Syjon trwa od tego czasu do dziś, niewzruszony i skromny. Zgodnie ze swoją nazwą pozostaje symbolem świętej twierdzy wiernych. Wokół niej zabytkowy starodrzew. Lipy, kasztanowce, magnolie, limby i tuje.

Lengren przyjechał do Bielska na zaproszenie licealnego koła filmowego, które przez chwilę prowadziłem. Więcej w nim było wódki niż działania. Taki młodzieńczy klincz z życiem, chwila wytchnienia dla obu zawodników. Nieco inne znaczenie miał ''Klincz'' z Lengrenem w roli głównej, film Piotra Andrejewa. Niby nic specjalnego, typowy średniak kina moralnego niepokoju. Dosyć kulawy scenariusz. Ale rola Lengrena wyborna. Niepokorny bokser Olejniczak. ''Kozak pierwsza liga'', jak mówią na mieście. I zdjęcia też kozackie, duetu Mierosławski & Wichłacz. Chore światło. Odrealnione kompletnie, a jednocześnie dokumentalne. Kilka scen dużej urody, pokazujących cały ten tłusty brud. Czarne złoto boksu.

Grał jeszcze Lengren (syn twórcy Filutka Zbigniewa Lengrena i brat scenografki Katarzyny Lengren) w dziesiątkach innych filmów. Kamieni milowych polskiej kinematografii. Od debiutanckiej ''Eroiki'', przez ''Rejs'' i ''Hydrozagadkę'', do ''Ziemi Obiecanej'' i ''Przesłuchania''. Najczęściej były to drobne epizody. Każdy z nich pamiętny. ''Mały jest wielki, mały nie pęka'', mówił postawny Pan Tomasz, paląc papierosa za papierosem i racząc się obfitymi łykami czystej ''z czerwoną kartką''.

Osobnym tematem są reżyserskie dokonania Lengrena. Aż wstyd przyznać, że z jego kilkunastu filmów widziałem jeden - ''Dziada domniemanego''. Niejednoznaczną opowieść o legendarnym wołomińskim gangsterze, Henryku Niewiadomskim. Cwaniaku jakich mało.

Jak mówi pismo, trzynastoletni Heniek smykałkę do handlu miał trochę po ojcu. Do handlu, nie do szmuglu, bo jak trzeba utrzymać rodzinę, to nie o szmugiel chodzi przecież, tylko zarobek. Z pensji matki nie było mowy wyżyć. Dom drewniany prawie się rozpadał. Gdy przychodził mróz, ze ścian skrobali lód. Gdyby nie handel, pewnie gruźlica by ich zjadła. A może na inny pomysł by Heniek wpadł? Matka budziła go o czwartej, wpół do piątej. Chwytał słomiane kosze. Ciężkie. Gorące słoiki owinięte papierem i ręcznikami. Jechał autobusem na węglówkę. Nie było barów czy jadłodajni, on miał towar. - Zawoziłem flaki, pyzy, podgrzane piwo - opowiadał Lengrenowi. - Jak się robi flaki? Żeby zarobić, trzeba dodać wymion. Pokroić cieniutko w paseczki. Jak węglarz wypije setkę, to co on poczuje? Co w tym nowego? Jeszcze rosół, pieprz, ziele...

Na koniec naszego spotkania, w cieniu luterańskiego pomnika Lengren rzucił cytatem.

''To piękne, że żyjemy w takim wyrazistym świecie''.

Zmarł 9 lipca 2008 roku w Warszawie, po ciężkiej chorobie. Miał 63 lata.


Wykorzystano fragment artykułu Marzanny Łozowskiej.