Dillian Whyte (16-1, 13 KO) jest przekonany, że w drugiej rundzie sobotniej walki w Londynie wykończyłby Anthony'ego Joshuę (15-0, 15 KO), gdyby nie kontuzja barku. - Potykał się, już ledwo stał - mówi.
"Łajdak" z Brixton był w poważnych tarapatach na początku pojedynku, ale w drugiej rundzie niespodziewanie skontrował rozochoconego przeciwnika krótkim lewym sierpowym, po którym ugięły się nogi pod faworytem.
- Trafiłem, usztywnił się. Ale jednocześnie poszedł mój bark, dlatego nie mogłem go wykończyć. Nie zamierzam się jednak usprawiedliwiać. Trener zapytał, czy chcę przerwać walkę, a ja odparłem: "Nie zawiodę kibiców, jestem wojownikiem i dam z siebie wszystko" - stwierdził.
Joshua szybko otrząsnął się z kryzysu i w kolejnych rundach powiększał przewagę, aż w końcu w siódmej ciężko znokautował oponenta. Na ring ma wrócić w kwietniu, mówi się już o walce z Dereckiem Chisorą, ale "Łajdak", który pokonał AJ-a na ringu amatorskim, przypomina, że pomiędzy nim a mistrzem olimpijskim jest remis.
- Zróbmy to jeszcze raz. To była dobra walka, przyciągnęliśmy tłumy. Jest 1-1. Zaboksujmy ponownie, zobaczymy, kto wygra trzeci pojedynek. Wierzę, że mogę go pokonać, i to przez nokaut. Wszyscy dawali mi rundę, może dwie, niektórzy tylko pół. A walka była równa do momentu, kiedy mnie złapał. Udowodniłem, że jestem równie dobry jak on. Wiadomo było, że jeden z nas zostanie uśpiony. Niestety, padło na mnie, ale taka jest waga ciężka - powiedział.