MASTERNAK-BELLEW. CZAS POKAZAĆ JAJA!

Leszek Dudek, Opracowanie autorskie

2015-12-08

W 2009 roku Mateusz Masternak był obok Tomasza Adamka największym zwycięzcą gali Polsat Boxing Night w Łodzi. Nieznany szerszej publiczności młody bokser pokazał się z rewelacyjnej strony, zabrał zero mocniej promowanemu Łukaszowi Janikowi, zaistniał w świadomości kibiców i na koniec wypadł świetnie przed kamerą. To miał być początek wielkiej kariery.

Potem były kolejne zwycięstwa. Mateusz odprawiał średniaków, a fani czekali na duże wyzwania nowego diamentu trenera Gmitruka. "Nowy Adamek" był murowanym przyszłym mistrzem świata, wkrótce miała nadejść "Era Mastera".

Na gali Kliczko-Adamek we Wrocławiu Mateusz znów był bohaterem – tym razem skradł show samemu "Góralowi", który nie miał szans w starciu z Goliatem. Resztę wszyscy chyba pamiętają: kontrakt z Sauerlandem, początek zgrzytów na linii MM-AG, spadek formy, pierwsza przegrana, zmiany trenerów, brak pomysłu na dalszą karierę, stracony czas. Mamy grudzień 2015 roku. Masternak ma 28 lat, 36 zwycięstw i 3 porażki. Można go sklasyfikować na zapleczu czołówki bardzo mocnej kategorii cruiser. Zbliżonych umiejętnościami zawodników jest w tej wadze kilkunastu. W tej grupie Mateusz nie zalicza się już do młodzieżówki.

W sobotę "Master" stoczy czterdziestą walkę zawodową. Król wagi ciężkiej ma ich na koncie 25, król wagi półciężkiej – 29, król wagi średniej – 34. Skoro mamy do czynienia z doświadczonym zawodnikiem, można już chyba zadać pytanie – który ze zdobytych przez niego skalpów jest najcenniejszy? Ten na niepokonanym, ale anonimowym królu nokautu Quinonero, który po porażce zakończył karierę? Pobicie Janika na pierwszej gali Polsat Boxing Night? Zdobycie tytułu mistrza Europy po zdeklasowaniu ledwie solidnego Fina? Najlepsze wrażenie robi wyjazdowa wygrana nad dawnym królem wagi cruiser Mormeckiem, ale tam również pozostał niedosyt. Sędziowie omal nie okradli Polaka, który mógłby tylko pluć sobie w brodę, że nie znokautował naruszonego Francuza przez połowę dystansu walczącego o przetrwanie.

Czy przed laty pomyliliśmy się, wróżąc "Masterowi" mistrzostwo świata? Problemem nie był przecież brak talentu czy ambicji. Nie chodziło też o złe prowadzenie, bo Mateusz to wzór sportowca, profesjonalista w każdym calu. Że nagle pojawi się tak zdolna młodzież z Afryki i krajów wschodnioeuropejskich nie mogliśmy przecież wiedzieć. W tak trudnych czasach i tak można wspiąć się na szczyt – udowodnił to niedawno "Główka". No właśnie – więc co było problemem Masternaka?

W trzech przegranych walkach Mateusz pokazał, że umie boksować. W Moskwie skradł kilka rund Drozdowi, którego wielu ekspertów uważa do dziś za numer jeden kategorii cruiser. Nie dał sobie zrobić krzywdy w pojedynku z niebezpiecznym Kalengą, który potem napsuł wiele krwi Lebiediewowi. Mullera po prostu zbił. I to na wrogim terenie, gdzie cięższą walkę niż z przeciwnikiem toczył z własnymi słabościami (pojedynek toczył się 2 tysiące metrów nad poziomem morza). To czego Masternak do tej pory nie pokazał... to niestety charakter. W żadnej z przegranych walk nie podjął ryzyka, nie rzucił wszystkiego na jedną kartę.

Krzysztof Głowacki półprzytomny, po bardzo ciężkim nokdaunie, poszedł na wojnę z Huckiem i w końcu złamał faworyta, odnosząc historyczne zwycięstwo. "Diablo" Włodarczyk przetrwał kryzysy w starciach z Czakijewem i Greenem. Adamek przez dwadzieścia cztery rundy walczył na śmierć i życie z australijskim twardzielem Briggsem, który zapłacił za to zbyt wysoką cenę. Wilczewski nie pękł na terenie DeGale'a i przegrał o "błysk szprychy". Gołota też otarł się o śmierć. Kibice pamiętają.

Masternak ma na koncie trzy porażki, ale nigdy nie dostał lania, nie stała mu się w ringu żadna krzywda. Jest w sile wieku, u szczytu fizycznych możliwości. Tony Bellew nie będzie mistrzem świata. Łatwiej nam to przyznać, bo nie jest Polakiem. Jeżeli Mateusz z nim przegra, jasne stanie się, że i jemu tytuł nie jest pisany. Na wyjeździe nie będzie łatwo o zwycięstwo, zresztą wcale nie ma być. Masternak musi zrobić to, co przed nim zrobili Głowacki, Diablo, Adamek, Proksa, Sosnowski i paru innych zawziętych chłopaków - zacisnąć zęby, pokazać jaja i zostawić w ringu serce. Wynik ma tak naprawdę drugorzędne znaczenie. Kibice doceniają poświęcenie, a szanują za charakter.

Miejmy nadzieję, że któraś ze stacji telewizyjnych wykupi prawo do pokazania na żywo rewelacyjnej gali boksu zawodowego z Londynu. Wielu z nas chętnie obejrzy hitowe starcie Joshua-Whyte. No i nikt nie chciałby przegapić walki, która może przywrócić właściwy rytm karierze "Mastera".