VINCENT FEIGENTBUTZ LICZONY, ALE DOWIÓZŁ WYGRANĄ

Redakcja, Informacja własna

2015-10-17

Chyba nikt się nie spodziewał aż tak trudnej przeprawy Vincenta Feigenbutza (21-1, 19 KO) w pierwszej obronie tytułu mistrza świata kategorii super średniej federacji WBA w wersji tymczasowej. Trochę niedoceniany Giovanni De Carolis (23-6, 11 KO) postawił bardzo wysoko poprzeczkę, a na neutralnym terenie mógłby się nawet pokusić o wygraną.

Już początek był zaskakujący. Włoch po lewym prostym uderzył prawym sierpem w okolice ucha i obrońca pasa wylądował na tyłku. Szybko się jednak poderwał. Był liczony, ale nie zraniony. Od drugiej rundy rozgorzała ostra bitka na przełamanie. W trzeciej wydawało się, że wszystko wraca do normy, bo Niemiec swoim lewym sierpem dwukrotnie zachwiał przeciwnikiem. Aż nagle 50 sekund przed końcem czwartego starcia De Carolis wystrzelił prawym sierpem - idealnie na szczękę. Pod Feigenbutzem ugięły się nogi, bezwładnie poleciał na liny, lecz rywal nie zdołał wykorzystać życiowej szansy. Dla odmiany na minutę przed końcem piątej odsłony to reprezentant gospodarzy prawym krzyżowym "podłączył" przeciwnika i bombardował do gongu na przerwę.

Szósta runda to obustronne wymiany z lekką przewagą Feigenbutza, który częściej trafiał prawym prostym niż Włoch swoim lewym sierpem. W siódmej Vincent na początku znów zahaczył brodę challengera długim prawym, ale w końcówce jakby przeżywał lekką zadyszkę. Wrócił niezłym ósmym starciem, natomiast w dziewiątym znów jakby stanął w miejscu.

Feigenbutz poderwał kibiców zgromadzonych w DM-Arena w Karlsruhe w przedostatniej odsłonie. Kilka razy ulokował na jego szczęce odpaloną bombę, jednak Włoch okazał się niezłym twardzielem i wszystko przyjął bez zmrużenia oka. Ostatnie trzy minuty równe jak i zażarte, zresztą jak i cała potyczka. Sędziowie opowiedzieli się za obrońcą tytułu, chociaż punktacja 115:113, 114:113 i 115:113 najlepiej oddaje to, co działo się w ringu.

- Chcę rewanżu - krzyczał po wszystkim niedoceniany Włoch. I na pewno sobie na niego zasłużył.