CZTERDZIEŚCI DZIEWIĘĆ - ZERO

Leszek Dudek, Przemyślenia własne

2015-09-09

Najlepszy pięściarz naszej ery, samozwańczy TBE, król Midas boksu zawodowego Floyd Mayweather (48-0, 26 KO) w sobotę w nocy w swym ukochanym MGM Grand w Las Vegas żegna się ringiem. Na ostatniego rywala "Money" wybrał niezasługującego na tę szansę Andre Berto (30-3, 23 KO).

Być może był to zbyt śmiały ruch, bo pojedynku ze skazywanym na porażkę Haitańczykiem prawie nikt nie ma ochoty oglądać. Światowe media milczą i chyba tylko telewizja Showtime usilnie promuje swój produkt. Na kilka dni przed walką w kasach zostało ponad dwa tysiące biletów, odstrasza też wysoka cena transmisji PPV - $74,95 w jakości HD. Dla Floyda to wszystko nie ma jednak znaczenia. - Nie macie obowiązku oglądać. Walczyłem ze wszystkimi. Z De La Hoyą, Mosleyem, Cotto, Canelo i Pacquiao. Kogo bym nie wybrał i nie pokonał, hejterzy i tak będą mnie krytykować - mówi Mayweather, wzruszając ramionami.

Czy Berto rzeczywiście jest bez szans? Niestety tak. Jego wygrana byłaby niespodzianką porównywalną z sukcesem Jamesa "Bustera" Douglasa w pamiętnym pojedynku z Tysonem. Za zwycięstwo Haitańczyka bukmacherzy płacą nawet 35:1, ale w rzeczywistości tylko kataklizm pozwoliłby mu wygrać z najlepszym bokserem świata. "All Access" sprytnie zakłamuje rzeczywistość, ukazując Andre jako niezłomnego twardziela ("Przegrał z Soto Karassem przez kontuzję", "Ostatnią walkę wygrał efektownie przez nokaut"), ale prawda jest inna. - jeżeli ktoś przegrywa rundę za rundą z Josesito Lopezem, to nie ma nawet cienia szansy na pokonanie Floyda Mayweathera.

Szczerze wątpię, by jakikolwiek poważany ekspert typował zwycięstwo Berto. Owszem, Andre jest dynamiczny, szybki i silny, a do najważniejszej walki życia na pewno będzie doskonale przygotowany wydolnościowo (w przeszłości różnie bywało), ale nie zmienia to faktu, że były dwukrotny mistrz wagi półśredniej od dawna nie trzyma ciosu i sprawia wrażenie wypalonego. Paść na deski po ciosach Victora Ortiza to żaden wstyd, ale dwa nokdauny w pojedynku z wywodzącym sie z kategorii piórkowej Robertem Guerrero mogą już sugerować kiepską odporność. Nokaut z rąk Jesusa Soto Karassa dobitnie świadczy o tym, że Berto ma słabą szczękę i nie można już zaliczać go do czołówki.

Z dobrze dysponowanym Mayweatherem, który w pierwszej walce z Marcosem Maidaną nauczył się, że na tym poziomie pod żadnym pozorem nikogo nie można lekceważyć, Andre nie będzie w stanie wygrać ani jednej rundy. Jeżeli postawi wszystko na jedną kartę, otworzy się i poszuka nokautu, to być może w pewnym momencie postraszy Floyda i sprawi, że pojedynek choć przez chwilę będzie emocjonujący, ale niemal na pewno Berto sam skończy go na macie ringu. To najbardziej prawdopodobny przebieg tej potyczki.

Pojedynek Mayweather-Berto już za trzy dni, a do tej chwili nie mamy żadnych informacji na temat transmisji na żywo w Polsce. - Leszek, to interesuje ciebie i może jeszcze trzy osoby w tym kraju – powiedział mi dzisiaj Andrzej Kostyra. Chyba miał rację. Walka króla boksu zawodowego z co najwyżej solidnym Berto to zaprzeczenie idei sportu, bo wynik tego spotkania wszyscy z góry znamy. Jeżeli Floyd nie oszukuje publiki i nawet za wielką kasę już nigdy nie da się namówić na powrót, to jego ostatni występ przejdzie bez echa. Najlepszy pięściarz naszej ery żegna się z ringiem i nikogo to nie obchodzi. 25 wygranych walk o mistrzostwo świata, 21 pokonanych czempionów, 11 tytułów w pięciu kategoriach. W niedzielę rano 49-0.