KOBRO, ŻEGNAJ! KIBICE BĘDĄ PAMIĘTAĆ

Leszek Dudek, YouTube

2015-07-14

Trochę nieoczekiwanie dowiedzieliśmy się dziś, że nigdy nie zobaczymy już w ringu "Kobry" z Nottingham. 38-letni Carl Froch (33-2, 24 KO) jest najlepszym przykładem na to, że w boksie można zajść na sam szczyt bez umiejętności technicznych na najwyższym światowym poziomie. Wielokrotny czempion kategorii super średniej dokonał tego dzięki ciężkiej pracy, determinacji i wierze we własne możliwości. Pomogły oczywiście słynna szczęka z betonu i rzadko spotykanej wielkości "cohones". Dodajmy do tego niesamowitą charyzmę i uwielbienie kibiców, a wyłania się nam obraz największego brytyjskiego wojownika ostatnich paru lat.

Angielskie prowadzenie nie kojarzy się najlepiej fanom boksu. Oczywiste są tutaj przykłady Kella Brooka i Amira Khana, ale Froch przeszedł inną drogę. W oldschoolowym stylu - nierzadko na wyjeździe - mierzył się ze wszystkimi najmocniejszymi rywalami i zwykle wychodził z tych prób zwycięsko. Pascal, Taylor, Dirrell, Kessler, Abraham, Johnson, Ward, Bute i Groves - tak imponującym rozkładem może się dziś pochwalić zaledwie kilku aktywnych pięściarzy. Froch walczył z nimi wszystkimi w ciągu zaledwie pięciu i pół roku! Nie licząc pomocy sędziów w walce z Dirrellem, pokonał każdego poza genialnym Andre Wardem.

W 2015 roku decyzje o zakończeniu kariery ogłosiło dwóch wielkich zawodników: Sergio Martinez i Carl Froch. Ten pierwszy został do tego zmuszony i na pewno po części żałuje, że przed rokiem zgodził się posłużyć jako platforma do ponownego wybicia na piedestał portorykańskiego gwiazdora Miguela Cotto. Drugi wybrał jednak doskonały moment, bo trudno wyobrazić sobie, by Brytyjczyk miał czymś przebić kapitalny nokaut w rewanżowym starciu z Grovesem na oczach 80 tysięcy kibiców zgromadzonych na Wembley. Tego wyczucia i pięknej kariery trzeba "Kobrze" pogratulować. Oby do powrotu nie skusiły go pieniądze za potencjalny hitowy pojedynek ze zwycięzcą starcia DeGale-Groves 2. Carl zyskał coś cenniejszego niż pieniądze.