MAŁE PIĘŚCI: SITANOW vs MORDWIN

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2015-07-04

Kułaczny bój, czyli rosyjska walka na pięści, był często opisywany w literaturze, m.in. przez Lermontowa, Uspieńskiego i Gorkiego. Podczas lektury noweli tego ostatniego natrafiłem na piękną walkę Sitanowa z Mordwinem. Czytajcie więc i czekajcie na kolejne spotkania z kułacznym bojem. Będzie ich w ''Małych pięściach'' coraz więcej.

      (...) W niedziele młodzież chodziła na Leśne Polany za Pietropawłowskim Cmentarzem na zapasy pięściarskie z robotnikami taboru asenizacyjnego i z chłopami z okolicznych wiosek. Tabor wystawiał przeciw miastu znakomitego zapaśnika, Mordwina, olbrzyma o małej głowie i chorych, zawsze załzawionych oczach. Wycierając łzy brudnym rękawem krótkiego kaftana Mordwin stał na czele swoich, szeroko rozstawiwszy nogi, i nawoływał dobrodusznie:
      — Zaczynacie czy jak — bo mróz mi po kościach chodzi!                            
      Z naszej strony występował przeciwko niemu Kapiendiuchin i za każdym razem Mordwin przewracał go na ziemię. Ale Kozak, zakrwawiony, prawie bez tchu, mówił:
      — Życiem przypłacę, ale pokonam Mordwina!
      Stało się to wreszcie celem jego życia; zaprzestał nawet pić wódkę, przed snem nacierał ciało śniegiem, jadł dużo mięsa i ćwicząc mięśnie żegnał się wielokrotnie co wieczór dwupudowym odważnikiem. Ale i to mu nie pomogło. Wtedy zaszył w rękawice kawałki ołowiu i pochwalił się przed Sitanowem:
      — Teraz zrobię koniec z Mordwinem!
      Sitanow uprzedził go surowo:
      — Daj spokój, bo cię wydam przed rozpoczęciem walki!
      Kapiendiuchin nie wierzył mu, ale kiedy przyszli na boisko, Sitanow nagle powiedział do Mordwina:
      — Na bok, Wasiliju Iwanyczu, najpierw ja się zmierzę z Kapiendiuchinem.
      Kozak spąsowiał i wrzasnął:
      — Z drogi! Z tobą bić się nie będę!
      — Będziesz — powiedział Sitanow i rzucił się na niego patrząc w twarz Kozaka przeszywającym wzrokiem.
      Kapiendiuchin zadreptał w miejscu, zdarł rękawice z rąk, wsunął je za pazuchę i szybko odszedł z boiska. I my, i strona przeciwna byliśmy niemile zdziwieni, a jakiś czcigodny jegomość powiedział z gniewem do Sitanowa:
      —  Nie godzi się, bracie, domowe porachunki załatwiaj na gromadzkim boisku!
      Nacierano na niego ze wszystkich stron, wymyślając mu; Sitanow długo milczał, ale wreszcie powiedział do czcigodnego jegomościa:
      — A jeżeli ja zapobiegłem zabójstwu, to co?
     Czcigodny jegomość zaraz się domyślił, o co chodzi, i nawet zdjął czapkę mówiąc:
     — W takim razie należy ci się wdzięczność z naszej strony!
     — Tylko ty, ojcze, nie roztrąb o tym!
     — A po co? Kapiendiuchin — to nie byle jaki zapaśnik, wiadomo, że porażki złoszczą człowieka! Ale rękawice jego będziemy już teraz sprawdzali przed rozpoczęciem zapasów.
     — To już wasza rzecz!
     Kiedy czcigodny jegomość odszedł, nasi zaczęli wymyślać Sitanowowi:
     — Podkusiło cię licho! Pobiłby ich nasz Kozak, a teraz my wciąż będziemy bici...
     Wymyślali mu długo, napastliwie, znajdując w tym przyjemność.
     Sitanow westchnął i powiedział:
     —  Ech, wy, hołota...
     I nieoczekiwanie dla wszystkich wezwał Mordwina do walki na pięści. Tamten stanął w pozycji do boju, wesoło wymachując kułakami i żartując:
     —  Pobijemy się, rozgrzejemy się...
     Kilku mężczyzn, chwyciwszy się za ręce, oparło się plecami o tych, co stali za nimi; utworzyli w ten sposób obszerne, puste koło.
     Zapaśnicy bystro przypatrując się jeden drugiemu przestępowali z nogi na nogę, z prawą ręką wyciągniętą w przód, z lewą — przy piersi. Bardziej doświadczeni spośród widzów zaraz zauważyli, że Sitanow ma dłuższe ręce niż Mordwin. Zrobiło się cicho, śnieg poskrzypywał pod nogami zapaśników. Ktoś nie wytrzymał tego napięcia i wymamrotał żałośnie i łakomie:
     —  Moglibyście już zacząć...
     Sitanow zamachnął się prawą ręką, Mordwin zasłonił się lewą i otrzymał prosto w dołek cios, wymierzony przez Sitanowa lewą ręką. Mordwin chrząknął, cofnął się i powiedział z uznaniem:
     —  Młody, ale niegłupi!
     Zaczęli skakać dokoła siebie, z rozmachem waląc się wzajemnie w piersi ciężkimi kułakami. Po kilku minutach jedna i druga strona krzyczała w podnieceniu:
     —  Szybciej, bohomazie! Łupnij go, zamaluj!
     Mordwin był znacznie silniejszy niż Sitanow, ale bez porównania bardziej ociężały, nie mógł tak szybko nacierać i dostawał dwa i trzy ciosy za jeden. Ale jego przywykłe do ciosów ciało widocznie było niezbyt czułe na te uderzenia. Wciąż pokrzykiwał: „uch", zbierał się w sobie się i nagle ciężkim ciosem z dołu pod pachę wybił Sitanowowi prawą rękę ze stawu.
     —  Rozdzielić ich — nierozegrana! — krzyknęło na raz kilka głosów i przerywając koło ludzie rozłączyli zapaśników.
     Mordwin mówił dobrodusznie:
     —  Nie bardzo silny, ale zwinny bohomaz! Dobry będzie z niego zapaśnik, ja wam to mówię!
     Podrostki chwyciły się za bary i zaczęła się ogólna walka, a ja zaprowadziłem Sitanowa do felczera, który zestawiał kości. Ten postępek jeszcze bardziej podniósł go w moich oczach, zwiększając sympatię i poważanie dla niego. (...)

     Powyższy tekst jest fragmentem noweli ''Wśród ludzi'' (przeł. Krystyna Bilska).