MŁODZIŃSKI: ŻAL? TO MAŁO POWIEDZIANE!

Cezary Kolasa, Wywiad własny

2015-07-02

Kamil Młodziński (6-0-1, 4 KO) po kilku sukcesach w boksie amatorskim na zawodostwo przeszedł w grudniu 2010 roku. Profesjonalna kariera Polaka trwała jednak tylko półtora roku. Polak (były trzykrotny mistrz kraju) od kilku lat nie może porozumieć się z dotychczasowym promotorem, dobrze znanym polskim kibicom Krzysztofem Zbarskim.

Zbarski w przeszłości współpracował z kilkoma znamymi polskimi pięściarzami, m.in. z Albertem Sosnowskim, czy Grzegorzem Proksą. Kiedyś bardzo znany promotor, działający na polskim rynku, jeden z prekursorów "profi" boksu w naszym kraju. Młodziński podobnej kariery jaką miał m.in. "Super G" niestety jeszcze nie doświadczył. Wszystko wskazuje na to, że przed wygaśnięciem umowy ze Zbarskim Młodzińskiego prawdopodobnie w ringu nie zobaczymy.

W maju minęły trzy lata od czasu twojej ostatniej walki na zawodostwie.
- Tak, dokładnie. Sporo czasu, nie wiesz nawet jak bardzo tęsknię za ringiem... A dlaczego taka długa przerwa? Ciężko jednoznacznie wskazać powód...  

Czy jej konsekwencją jest osoba Krzysztofa Zbarskiego, z którym jesteś związany kontraktem? 
- Poniekąd tak...

Rozmawiasz teraz ze Zbarskim? Jest szansa, że zaboksujesz jeszcze przed upływem końca umowy z nim? 
- Oczywiście kontrakt jest, ale na pewno nie taki, jakiego życzyłby sobie zawodnik na linii pięściarz-promotor. A czy zawalczę jeszcze przed upływem kontraktu? Ja bym bardzo chciał i jestem gotowy na walkę, o jaką nalegam, ale czy do niej dojdzie, to spytajcie Krzysztofa... 

Skąd wynikają takie problemy bokserów z tym człowiekiem? O ile pamiętam, kilka lat temu Łukasz Wawrzyczek miał z nim sporo nieprzyjemności. Z drugiej strony twój dobry znajomy Grzegorz Proksa nie miał większych zastrzeżeń i chyba dobrze mu się współpracowało przez lata ze Zbarskim.
- Nie wiem, dlaczego niektórzy zawodnicy mieli taką ciężką drogę u niego - wraz ze mną, przecież było też paru zawodników, którzy nie narzekali na Zbarskiego - Albert Sosnowski, Grzegorz Proksa, teraz Konrad Dąbrowski. Może akurat nas nie lubi? (śmiech) 

Nie żal ci tej przerwy? Odnosiłeś sukcesy na amatorstwie, dobrze się zapowiadałeś.
- Żal? To mało powiedziane! Wiesz, ile mógłbym już osiągnąć? Z moimi ambicjami i niezłym wyszkoleniem mógłbym być teraz wysoko w rankingach i mieć spokojnie blisko 20 walk, a nie tylko siedem jak mam na chwilę obecną. Dobrze, że - tak jak mówisz - miałem bogatą przygodę z amatorką, ponad 150 walk i parę tytułów MP (Mistrzostw Polski - przyp.red). Mnóstwo pojedynków z obcokrajowcami, wyjazdów z kadrą i tak dalej. Ale to już historia... 

Co powiesz młodym pięściarzom, którzy chcą przejść na zawodostwo, tak aby potem nie zabłądzili i - tak jak ty - nie mieli przerw od boksu dwa-trzy lata? Żeby lepiej czytali kontrakty, więcej rozmawiali z ludźmi ze środowiska, radzili się innych? 
- Z pewnością to, żeby tysiąc razy przemyśleli decyzję, a później podpisywali cokolwiek, co im podłożą na stół... I oczywiscie żeby nie dawali się namawiać na słowne "złote góry", tak jak ja się nabrałem. Bierzcie ludzie ze sobą prawników i osoby, które rzeczywiście będą chciały wam pomóc, a nie wykorzystać.

Mieszkałeś w Manchesterze, tam pracowałeś, a przy tym też trenowałeś. Jak wyglądał twój boks w Anglii? Nie miałeś problemów z połączeniem pięściarstwa z pracą? 
- Generalnie boks w Anglii a boks w Polsce, to przepaść. Tam na jednej ulicy są po dwa, może trzy kluby, gdzie jest full zawodników. Jeden bardziej zasuwa od drugiego, ciężka harówa, ale to jest piękne w tym sporcie... A jeśli chodzi o prace i treningi, to bywały czasami kryzysy, ale chcąc coś osiągnąć, trzeba się poświęcać... 

Nie szukałeś w Anglii promotora dla siebie, osoby, która mogłaby ci tam pomóc? 
- Dostawałem oferty nawet nie pytając o nie, ale rozmawiałem z kolegami i przyjaciółmi, którzy tam mieszkają. Żeby być dobrze i rozsądnie prowadzonym zawodnikiem trzeba na każdy event sprzedać po 100-200 biletów, a kto tam zna Młodzińskiego? Garstka osób. Wybitnym journeymanem nie chcę zostać...

Pamiętam, że miałeś również ciekawe sparingi. Nie zabrakło znanych nazwisk, z którymi miałeś okazję posparować. Kto tam się wtedy przewinął? 
- Trenowałem w bardzo dobrym gymie "Olivers Gym", gdzie miałem okazję odbyć sparingi z Amirem Khanem, Haroonem - jego bratem, Martinem Murrayem, Rockym Fieldiengiem, z moim przyjacielem Tomaszem Mazurkiewiczem, którego serdecznie pozdrawiam jak i cały gym. Mógłbym jeszcze wymienić dużo więcej nazwisk.

A teraz? Boks przez twoją przerwę wypadł na margines, czy dalej jest dla ciebie priorytetem? 
- Boks to sport, który kocham i przy którym sie wychowałem, więc zawsze będzie priorytetem! Jeśli nie jako zawodnik, to pozostaje funkcja trenera.

Kilku promotorów działa prężnie na polskim rynku. Kiedy zostaniesz wreszcie "wolnym strzelcem", będziesz szukał szczęścia w Polsce, czy wyjedziesz zagranicę? 
- Wolnym strzelcem będę pod koniec roku, tak że już się nie mogę doczekać. Nie ukrywam, że już jakieś oferty zarówno z Polski jak i zagranicy do mnie spływają, więc bardzo się cieszę, iż jest zainteresowanie moją osobą. Gdzie wyląduję? Na pewno tam, gdzie będzie mi najlepiej.

Polsko-polskie pojedynki wchodzą w grę?
- Owszem. Z każdym się trzeba sprawdzać - czy to Polak, czy Brazylijczyk, do każdego się wychodzi... 

Syrowatka, Chudecki, czy Wrzesiński to pięściarze blisko twojej kategorii wagowej lub w tej samej. Chciałbyś się z nimi kiedyś zmierzyć? 
- Nie widzę żadnego problemu! Myślę, że byłoby co pooglądać, kibice długo zapamiętaliby nasze walki i dostaliby to, czego oczekuje kibic.  Potrzebuję jednak parę występów, żeby zrzucić rdzę, ponieważ "Chudy" czy Syrowatka są krok, a nawet dwa kroki do przodu, ale w przyszłości jeśli będę aktywnym bokserem to czemu nie.

Rozmawiał Cezary Kolasa